

LUKRECJA KOWALSKA
kobieta o wielu obliczach
Balerinki
Pierwsze balerinki kupiłam, gdy miałam dwadzieścia lat. Oczywiście za małe, ale tylko dwa numery. Miałam dwie pary, czarne i białe i wynosiłam je do ostatka.
Prawie z nóg mi spadały, gdy poszły wreszcie na zasłużony odpoczynek.
One pozwoliły mi zawsze być tam, jednym krokiem, po drugiej stronie.
Dzisiaj nie noszę w domu żadnych kapci, laczków. Tylko balerinki.
One także pozwoliły mi w czasie, gdy zaczynała budzić się we mnie kobieta, nie zdawać się tylko na lumpexowe za małe szpilki.
A ile cudownych chwil w lesie, nad jeziorem, w jeziorze.
W nich zawsze czułam się inaczej. Wtedy nie wiedziałam dlaczego.
Teraz wiem i tym bardziej moja miłość do nich nie przeminie...
A niekiedy wystarczają mi same rajstopy...
Zwłaszcza gdy ozdobna pięta zamienia się w urzekający szef...

