

LUKRECJA
KOWALSKA
odkryć i zrozumieć siebie
Ilustrowana opowieść o tym, jak odkrywałam siebie
część czwarta 01.01.2014-12.04.2014


Jagoda bawiła się razem z Zuzą. Dwie moje wspaniałe przyjaciółki spędziły tą magiczną noc razem. A ja setki kilometrów od Nich byłam duchem z nimi. Założyłam legginsy, baletki, obcisłą bluzeczkę. Na rękę założyłam bransoletkę z onyksów od Agusi. Na szyję czarno srebrny naszyjnik. Otworzyłam litrową butelkę wina. Włączyłam miks utworów Modern Talking. I bawiłam się myślami będąc z moim bliskimi przyjaciółkami. Pod wpływem impulsu, ustawiłam aparat na nagrywanie, i wyobrażając sobie, że tańczę dla Nich, dla Jagódki i Zuzki, dałam się ponieść namiętnościom tańca. A gdy zmęczenie i wino dało o sobie znać, usiadłam do komputera i kontynuowałam prace nad moją stroną. Moje różne oblicza stają się coraz ciekawsze. Koncepcja rodzi się w trakcie prac nad nią. I także tej magicznej nocy wprowadziłam kolejne nowe elementy.

Z życia Lukrecji
Sylwester w Herrenbergu
[2013]
Część czwartą postanowiłam zacząć w bardzo fajnym momencie. Sylwester 2013
Tak, temat powraca jak bumerang i tak będzie dalej. Zresztą wspominałam o tym. Będzie wracała, ale forma będzie się zmieniała. I tak jest w tym przypadku. Myślałam, że tutaj, w Herrenbergu, nic nie powstanie. Piszę o tym zresztą w zakończeniu poprzedniej części. Ale zobaczyłam na Amazon wyprzedaż pewnej bardzo ciekawej kolekcji. I uzmysłowiłam sobie, że to doskonała okazja, by wreszcie zająć się na poważnie stylizacją na oficjalne okazje. A przypuszczam, że takich okazji w moim życiu będzie przybywać. A ja nie mam co na siebie włożyć ! Doskonale widać to w relacjach z nagrania Dobrychnocek, konferencji w Biurze RPO, nagrania dla BBC, występu w faktach TVN, wyborów Miss Trans 2013 i wielu innych. A muszę być także przygotowana na ewentualne występy związane z premierą i emisją kolejnych odcinków naszego serialu. Napisałam do Jagody, by sprawdzić swój wybór. Zwrotnie dostałam potwierdzenie, że trafiłam. Wręcz wybrała tą samą, którą ja postanowiłam zacząć wzbogacać moją garderobę, a nie sugerowałam Jej niczego. Sama wybierała z dużej oferty tego producenta (nawiasem mówiąc to Musiol). Tak więc poczyniłam pierwsze zakupy. A skoro tylko otrzymałam przesyłkę, musiałam sprawdzić, jak pasuje, i jak w sukience wyglądam. Potrzebowałam też tych przymiarek, by stwierdzić, jaki rozmiar mi lepiej pasuje, bo z tym zawsze jest problem. Przez co mam wiele rzeczy, które na mnie nie pasują. Obecne i planowane zakupy pozwolą mi też zrobić wreszcie czystkę w moich rzeczach. Pozwolą też podzielić moją garderobę między Warszawę i Poznań, bo już wiem, że w Poznaniu też będę potrzebowała swoich damskich rzeczy. Poszukiwania stylizacji na oficjalne medialne i nie tylko prezentacje Lukrecji uważam za otwartą. Ta lekcja mojej szkoły stylizacji będzie w tym zaczynającym się roku najważniejszą lekcją. Mam za sobą etap fetyszu dominacji i gotyku, zachłyśnięcia lycrą i legginsami. Wszystkie te miłości tkwią głęboko korzeniami w moich wieloletnich poszukiwaniach siebie, głównie za pomocą fetyszy, w których aż kipiało od erotyki. Teraz czas najwyższy na kolejny rozdział. Ale bez obaw, pozostałe lekcje też będą kontynuowane. Legginsy...latex...gotyckie kryzy...gorsety...i te wszystkie cudowne fetyszowe buty...bez nich nie potrafię żyć i dlatego będą wracać...

Różne oblicza Lukrecji
Zima w Badenii-Wirtembergii
Szkoła stylizacji – nowe poszukiwaniau
[2014]
Oj nie tak wyobrażałam sobie początek nowego roku...
Te słowa poniżej napisałam pół roku temu. Okazały się prorocze, szkoda, że na jakiś czas o nich zapomniałam. Ale, jak mówi stare przysłowie, jak masz...itd. Wyryję je sobie na ścianie, by stale je widzieć...
"...Sama zadaję sobie pytanie, czy to w ogóle jest możliwe. I obawiam się, że nie. Być może stawiam tak wygórowane oczekiwania, by nie było szansy, że ktoś je spełni. Coraz częściej dochodzę do tego wniosku. Bo mi samej ze sobą dobrze. I nie chcę nikogo. Dzięki temu mogę skupić się na sobie i na tym, co w danym momencie mam okazję robić. Nie muszę się tłumaczyć, co robię, jak spędzam tydzień u Elizy w Warszawie, albo tydzień u Ani w Gdyni. Nikt nie snuje domysłów i nie robi mi wyrzutów. I tu chyba jest sedno sprawy. Ja chcę być wolna, niczym nieograniczona..."
Teraz mogę dodać jeszcze jedno zdanie
"...I nic oraz nikt nie jest w stanie mnie wtedy wyprowadzić z równowagi. A w drugą stronę, nie ma możliwości, by komuś zrobić krzywdę..."
A zdjęcie też nie jest przypadkowe. Zrobiłam je półtora roku temu, gdy byłam w podobnym stanie, w jakim jestem obecnie. Gdy zrobiłam je swoim zdjęciem profilowym na facebooku, przyjaciółka zaraz skomentowała „Lucy, masz bardzo smutne oczy”, a ja Jej odpisałam „jeden przyjaciel, z mojego poprzedniego życia, gdy się przed nim wyautowałam i go jakiś czas potem odwiedziłam, powiedział, że mam kobiece oczy. Bo oczy to zwierciadło duszy...to zdjęcie ma półtora roku. Byłam w identycznej sytuacji wtedy, jak dzisiaj...”
Tak, w moich oczach można zobaczyć dokładnie to, co tkwi w moim sercu, w mojej duszy. Szkoda, że niektórzy nie chcą zadać sobie trudu, żeby w nie zajrzeć. Nie byłoby wtedy szansy na rozczarowania...

Z życia Lukrecji
Gorzka prawda
[2014]
Ponad półroczna praca zbliża się wielkimi krokami do finału. Efekt tej pracy pojawi się na ekranach telewizorów w marcu 2014 roku. Włożyłam wiele wysiłku w to, by ten projekt w ogóle miał szansę ujrzeć światło dzienne. Od maja zeszłego roku walczymy z Kamą Veymont. Nie ustępowałyśmy mimo kolejnych niepowodzeń. I upór się opłacił. Gdy zaczynałyśmy prace nad tym projektem, byłam w zupełnie innej sytuacji zawodowej. Teraz cała moja przyszłość za chwilę stanie na rozdrożu. Ale głęboko wierzę, że i tym razem wygram...
W galerii zdjęcia z planów zdjęciowych.
Foto Dariusz Włodarczyk

Z życia Lukrecji
„W obcym ciele”
[2014]
Wreszcie zebrałam się w sobie i poszłam na spacer. Tak naprawdę to poszłam kupić wachlarz i sukienkę. Ale piękna pogoda pozwoliła mi połączyć zakupy z wycieczką. Byłam na szczycie wzgórza zamkowego, skąd roztacza się niesamowita panorama. Oj czułam w nogach tą wyprawę. Już wiem, że w Niemczech w pracy będę tym, kim jestem w dowodzie osobistym. Oczywiście na zewnątrz, ale w pełni. Byłam w Deichmannie i skupiłam się na przeglądzie oferty męskich butów. Z trudem omijałam wzrokiem damski dział, gdzie widziałam spory wybór XXL...Ale także tutaj podjęłam decyzję. Wynoszę to, co mam, a nowe buty będę kupowała tylko w moim rozmiarze, bo ja je będę w Polsce nosiła non stop. Tak więc i te XXL nie robiły na mnie wielkiego wrażenia. Ale oczywiście, pooglądałam sobie buty. W końcu to mój wielki ukochany fetysz. Herrenberg to bardzo śliczne małe historyczne miasto. Zrobiłam zdjęcia na pamiątkę. Także sobie. Patrząc na nie, widzę Lukrecję. Nie mam wątpliwości. Wiem, że wracając do Niemiec, zawartość mojej walizki będzie się różniła od tego, co jest w niej obecnie. Ale to nic nie zmienia. Jestem Lukrecją. Bez względu na to, czy mam na sobie spodnie i adidasy, czy włoską sukienkę, którą dzisiaj kupiłam. I w której bosko wyglądam. Obawiałam się trochę, bo to rozmiar L, a ja powinnam mieć XL. Ale pasuje.

Być sobą
Wzgórze zamkowe w Herrenbergu
[15.01.2014]
Oprócz sukienki kupiłam oryginalny japoński wachlarz. Zobaczyłam ten wachlarz parę dni prędzej. Nie miałam przy sobie pieniędzy. I ten fakt przez trzy dni spędzał mi sen z powiek. Wróciły marzenia, plany. Postanowiłam, że to będzie mój prywatny cel na ten rok. Może być to jedyna sesja fotograficzna, w jakiej wezmę udział, ale dopnę wszystko na ostatni guzik. I nie będę się bała ponieść niezbędnych kosztów. Podjęłam pierwsze kroki. Jeszcze na spotkaniu z Ekokawiarni rozmawiałam o tym pomyśle z Kasią. Bo jak mam ją robić sama, we własnym zakresie, to tylko z Nią. W dniu, w którym kupiłam wachlarz, napisałam też do pewnej artystki z pytaniem, czy przygotowałaby mi zestaw biżuterii dla gejszy. Odpowiedź dostałam. Będzie biżuteria. Tak, podjęłam ostateczną decyzję. Wiem z kim, i wiem kiedy.
Tylko ja i … Kasia...

Z życia Lukrecji
Gejsza
Pierwsze przymiarki
[2014]
Krótko przed powrotem do Polski udało mi się pojechać do Stuttgartu i spotkać się z Nimi. Nie widziałam ich obu ponad rok, od Gwiazdki 2012 roku. Spędziłam z siostrą i jej córeczką cudowny dzień. Ubrałam się w domu u nich, tak, jak kocham i jak było mi wygodnie. I oczywiście zrobiłam sobie parę zdjęć. Gdy miałyśmy iść na pocztę, Dorotka powiedziała, że mam iść w legginsach, bo Jej to nie przeszkadza. Ale się ucieszyłam, ale i tak założyłam spodnie, bo akurat te legginsy nie nadają się już do wyjścia do miasta. Wiele rozmawiałyśmy. Myślę, że moja siostra wiele zrozumiała. Zosia mówiła na mnie pan, ale wreszcie, dzięki swojej mamusi, która zapędziła mnie do wspólnej zabawy z nimi obiema, zaczęła do mnie mówić Lusi. To było tak cudowne i niezwykłe. A potem, jak wracałam do Herrenbergu, zamieściła na moim profilu na facebooku to zdjęcie i podpisała je „ale sobie budują dziewczyny”. Czy może być większe szczęście niż taki dowód zrozumienia i wsparcia? Kocham te moje dwie wspaniałe dziewczynki. Jedną od ponad 30 lat, drugą od ponad dwóch.
.

Z życia Lukrecji
One dwie
[21.01.2014]
Tym razem mój pobyt w Polsce był bardzo krótki ale za to bardzo intensywny. Pierwszy wieczór spędziłam w gronie przyjaciół na pełnym zmysłowej erotyki pokazie w stylu burlesque. Niezwykle pasjonujące muzyczne show po prezentacjach artystek Rose de Noir, Santa Evita, Pin Up Candy i artysty Jimmiego Bottle dał zespół The Jet-Sons Rockabilly Trio. Całe ciało rwało się do tańca. I ponownie pokazałam, że nie trzeba sie bać. Byłam w nowym klubie. Byłam sobą i świetnie się bawiłam.





Z życia Lukrecji
Burleskowe prezentacje w Wypiekach Kultury Pin Up Candy, Rose de Noir, Santa Evita, Jimmy Bottle
Oprawa muzyczna THE JET-SONS ROCKABILLY TRIO
[24.01.2014]
Tak profesjonalnej sesji można życzyć każdemu. wszyscy stanęli na wysokości zadania i dali z siebie 200 % .
Wspaniałe makijaże, doskonała organizacja.
Ania zrobiła z włosów Zuzi taką poezję, że nasza Zuzia wyglądała bajecznie zjawiskowo.
Maria Dagmara Kowalska pokazała się w zupełnie nowym wcieleniu, w jakim nikt Jej jeszcze nie widział.
Edyta Baker, mimo potwornego zmęczenia po bardzo ciężkim poprzednim dniu i nocy, tryskała energią.
Wszystkie zgodnie uznałyśmy, że nasze wizaże były niezwykłe. Tutaj wielkie podziękowanie składam w imieniu nas wszystkich na ręce Ani i Jej asystentki Kasi.
Pełen profesjonalizm obu Kam, Kamy Bork i Kamy Veymont.
A my zagrałyśmy z pasją i finałowa scena przeszła nasze najśmielsze oczekiwania.
Wspaniała niedziela w cudownym towarzystwie i z satysfakcją z dobrze wykonanej pracy. Czego chcieć więcej...jedynie tego, by jak najszybciej pokazać światu efekty naszej dzisiejszej pracy.
Oczywiście. Skupiłam się, jak prawdziwa baba, na samych kobietach. A przecież był z nami nasz rodzynek Paweł Dolar, którego obecność tym bardziej pozwoliła nam zaprezentować naszą kobiecość na tle Jego męskości.
Tak napisałam na facebooku w niedzielę wieczorem po powrocie z sesji do domu. Mogę tylko uzupełnić, że sesja była zorganizowana w celach promocyjnych naszego serialu. Na planie była ekipa TVN Style, która przeprowadziła z nami wszystkimi wywiady. Sama sesja będzie reklamowała serial. I oglądając efekty finałowej sesji zbiorowej, nie mamy czego się wstydzić. Cieszę się tym bardziej, że mój udział prawie do końca stał pod znakiem zapytania. Na szczęście udało się i nie muszę zastanawiać się, jak czułabym się, gdyby mnie nie było i gdybym zobaczyła efekty. Moja radość jest tym większa, że moje osobiste portfolio wzbogaci się o kompletnie nowy wizerunek Lukrecji.
(zdjęcia dzięki uprzejmości Kamy Bork, Edyty Baker i Marii Dagmary Kowalskiej)
Organizacja sesji Kama Veymont i Kama Bork
Wizaże i stylizacja włosów Anna Catnel Piechocka i Katarzyna Korszla
Foto Kama Bork

Z życia Lukrecji
Sesja promująca serial „W obcym ciele”
Cukry
[26.01.2014]
Są w naszym życiu dni przełomowe. Te parę dla mnie takimi były.
W piątek poszłam do mojej firmy i powiedziałam, kim jestem. Zostałam wspaniale przyjęta. Już nie muszę obawiać się, co się stanie, gdy lada dzień zacznie się akcja promocyjna serialu w „W obcym ciele”.
Wieczorem wspaniale bawiłam się na pokazie burleski i wyjaśniłam sobie wszystko z jedną przyjaciółką.
Telefonicznie porozmawiałam z drugą.
Na facebooku popisałam z trzecią.
I w ciągu kilku godzin całkowicie oczyściłam atmosferę.
W niedzielę była nasza niezwykła sesja. A po powrocie do domu, napisałam do Niej. Przegadałyśmy ponad dwie godziny i wyjaśniłyśmy sobie praktycznie wszystko. W poniedziałek nasza wspólna przyjaciółka powiedziała mi, że Ona była bardzo zadowolona, bo ja byłam w rozmowie z Nią taką Lucy, jaką pamiętała z początków naszej znajomości. I do jakiej tęskniła. Ja zrozumiałam, co legło u podstaw naszego konfliktu. I wyciągnęłam wnioski. Przeprosiłam. I postanowiłam się z tym uporać. By nigdy już nie zostawiać za sobą zgliszcz.
W zupełnie innym nastroju jechałam w poniedziałek do Niemiec...
Z życia Lukrecji
Niezwykły week-end
[24-26.01.2014]
Przyjechałam w nowe miejsce.
Okazało się, że zmieniam osobę, która po dwóch tygodniach postanowiła zjechać, bo nie dawała rady. Tym bardziej się ucieszyłam. Kolejny dowód zaufania mojej nowej agencji. A ja zaprzyjaźniłam się z pewną kobietą. Na imię ma Rosi. Ma dwa lata. Jest czarna jak noc i totalna wariatka. Dzieki Niej nie będę miała problemu z zachowaniem kondycji, bo jak tylko pogoda pozwala, chodzimy razem na spacery, podczas których uczę Ja chodzić grzecznie na smyczy. Marna szansa, że mi się uda, ale próbować będę. Przy okazji łapie plusy u rodziny. Ciesze się tym bardziej, że nic mnie to nie kosztuje. Ja sama to zaproponowałam i robię to z wielką frajdą.
A parę dni po moim przyjeździe dostałam maila od syna z paczką zdjęć. Odebrał samochód. Moja Honda jest zrobiona perfekcyjnie. Aż razi teraz inny kolor przedniego błotnika. Już zdecydowałam. Latem się pomaluje. Jestem bardzo dumna z mego syna. Lepiej sama bym tego nie załatwiła. Kolejny raz przekonuję się, jak cennym darem jest to, że On jest. To także pomaga mi obecnie w ostatecznym zaakceptowaniu siebie, swojej fizyczności, z którą postanowiłam się uporać. Spłodziłam Go jak ojciec. Wychowałam Go jak matka. I w obu przypadkach sprawdziłam się. Skoro w tej najważniejszej w moim życiu sprawie wykorzystałam wszystko, co zostało mi dane, czym obdarzyła mnie natura, dlaczego mam teraz z czegoś rezygnować.
Kolejny ważny argument, który przybliża mnie do celu...


Z życia Lukrecji
Rosi i Honda
[02.2014]
Dostałam spodnie. Męskie dzinsy. Są niezwykłe.
Bo czuję się w nich bardziej kobieco, niż w damskich.
Ostatnio pozbyłam się jednych damskich, bo nie czułam się w nich wcale kobieco. Teraz mam cztery pary. W tym tylko jedne damskie. Pozostałe trzy pary...męskie. Które są bardziej damskie. I tak się w nich czuję. I to nie tylko moje odczucie.
Jesienią byłam w jednych z nich w siedzibie Trans-Fuzji. Edyta, gdy zobaczyła mnie w nich, a miałam je wtedy pierwszy raz na sobie, bo zazwyczaj nosiłam inne, chociaż te miałam już dwa lata i bardzo je lubiłam, ale przecież były męskie ! Więc unikałam noszenia ich. Tym razem byłam zmuszona. I nagle słyszę z ust Edyty, gdzie kupiłam takie fajne damskie spodnie. Ja na to, że to męskie spodnie. A wtedy Ona stwierdziła, że moje męskie są bardziej kobiece niż Jej damskie, które dopiero co kupiła. Teraz dostałam kolejne, na dodatek dołem rozszerzone w dzwony. A u góry super obcisłe, jak legginsy. Podoba mi się ten styl, ale nie wyobrażałam sobie siebie w takich, nie czułam. I nagle mam. I mają odpowiednią długość, co w wypadku damskich spodni jest sporym problemem. To już nie jest przypadek. Przynajmniej w moim wypadku. Kolejny dowód, że moje ciało należy do kobiety, bez względu jak jest wyposażone i jak wygląda. Skoro klasyczne męskie rzeczy wyglądają na nim, jak rzeczy należące do kobiety? Ja już nie będę szukała damskich spodni. Po co, skoro w męskich wyglądam bardziej kobieco niż w damskich. Kolejny sygnał, żebym przestała ze sobą walczyć. Nawet bezduszne spodnie mi o tym mówią. W galerii zgromadziłam różne moje zdjęcia wyłącznie w moich męskich spodniach. Męskie ? Damskie ? Sami oceńcie. Ja w nich po prostu czuję się sobą. Lukrecją. Bo to moje spodnie, spodnie Lukrecji. A że męskie ? Co to kogo obchodzi. Mi się podobają i dobrze się w nich czuję...

Różne oblicza Lukrecji
Ottweiler i nowe spodnie, czyli kolejna lekcja stylizacji
[02.2014]
Lukrecja przebrana za Niego
Wstęp
Urodziłam się 30 sierpnia 1969 roku w dwudziestotysięcznej stolicy porcelany, w Chodzieży.
W akcie urodzenia i na chrzcie rodzice nadali mi imię Krzysztof. Bo dla nich wyglądałam jak chłopiec. Ale to nie było tak. Tego dnia tak naprawdę przyszła na świat transpłciowa dziewczynka. Czy mam pretensje o to, że zostałam uznana za kogoś innego i fakt ten wytyczył kierunek mojego życia na najbliższe 42 lata ? Nie, bo moi rodzice nie zrobili tego specjalnie. Bo skąd mieli o tym wiedzieć. Przez te 42 lata próbowałam żyć zgodnie z wzorcem, jakie przypisało mi wychowanie i społeczeństwo. Cały czas dostawałam jednak sygnały, że coś jest nie tak. Ja jednak ich nie rozumiałam. Aż do listopada 2011 roku. Wtedy zobaczyłam w lustrze kogoś tak innego od tego, co widziałam dotychczas, że wreszcie otworzyła się klepka w moim mózgu, która bezskutecznie próbowała to zrobić od wczesnych lat dzieciństwa. Następne dwa lata to był najbardziej niezwykły okres w moim życiu. Teraz mam 44 lata i wreszcie jestem sobą. Obecnie jestem transpłciową kobietą i zapewne nią pozostanę, bo nie zamierzam dokonywać feminizacji mojego ciała. Oczywiście, jeżeli uda mi się w przyszłości uzyskać dokumenty zgodne z odczuwaną przeze mnie płcią, przestanę określać się jako transpłciowa kobieta, bo wtedy będę w świetle prawa kobietą. Ale nastąpi to tylko wtedy, gdy korekta płci metrykalnej nie będzie musiała być poprzedzona feminizacją mojego ciała. Mam nadzieję, że doczekam takiej możliwości. Jeżeli nie, trudno. Dla mnie nie ma to znaczenia, bo żaden kawałek plastiku nie będzie decydować o tym, kim jestem. Niedawno jedna z moich przyjaciółek powiedziała, oglądając moje zdjęcia sprzed wielu wielu lat, że wyglądam na nich jak Lukrecja przebrana za chłopaka. Ona tym jednym zdaniem podsumowała 42 lata mojego życia. I zrobiła to bardzo celnie. Sama lepiej bym tego nie ujęła.
Rozdział ostatni
Spojrzenie w przyszłość.
Co mnie czeka w najbliższej przyszłości ?
Chciałabym zajrzeć za zasłonę, która skrywa ją przede mną. A może jednak nie ? Dzięki temu życie zapewne zaskoczy mnie jeszcze nie raz. Ale co nieco wiem. Poprzedni rozdział ma taki tytuł nieprzypadkowo. To naprawdę ostatni coming-out. Nie będzie już sytuacji w moim życiu, że będę musiała to ukrywać i martwić się, jaka będzie reakcja, gdy będę musiała powiedzieć, kim jestem. Także nie zmienię decyzji odnośnie sposobu pracy. Dopóki nie zmienię dokumentów, nie powiem nigdy w pracy, kim jestem, choćbym pracowała u rodziny, która w całości składa się z osób transpłciowych. Nauczyłam się oddzielać pracę od życia osobistego, i tego będę się trzymać. Obecnie, będąc w pracy w Niemczech, nie odczuwam najmniejszego stresu związanego z tym, że nie mogę być sobą w pełni. Przyjęłam, że tak być musi i stres zniknął. I zapewne, jak zmienię dokumenty, także nie będę o tym mówiła. Nie będę wyjaśniała, dlaczego wyglądam tak, jak wyglądam. Decyzje o zmianie dokumentów uzależnię także od sytuacji na rynku pracy, bo praca, zwłaszcza taka, którą się lubi, która daje satysfakcję i daje siłę niezbędna do walki z przeciwnościami, to skarb i podstawa egzystencji. Uczę się teraz żyć w ten sposób, i jeżeli stwierdzę, że tak będzie lepiej, nic nie zmienię. Na pewno nie będę dokonywała żadnych zabiegów operacyjnych. Tak naprawdę już akceptuję siebie w pełni. A czekająca mnie rozmowa, mam nadzieje, że tylko utwierdzi mnie w moich odczuciach. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę także wsparcie, jakie dostałam od firmy, ich zrozumienie, postanowiłam rozpocząć kuracje hormonalną w pełnym zakresie. Oczywiście po omówieniu sytuacji, w jakiej się znajduję, zarówno z lekarzem, jak i z moją agencją, gdy już będę wiedziała, jakie i w jakim czasie kuracja ta może przynieść wizualne skutki. Jeżeli uda nam się dojść do porozumienia, to zaczynam kurację w pełni. Gdyż tutaj nie mam czasu do stracenia. Chcę lekko zmienić wygląd. Chcę mieć przynajmniej zarysowane piersi. Ale moje, nie chcę implantów. Nie chcę mieć włosów na ciele i na twarzy. Będę je nadal usuwała laserowo, ale bez kuracji hormonalnej, to bez sensu. Wyrzucanie pieniędzy w błoto. Z drugiej strony, im więcej o tym myślę, im więcej o tym rozmawiam, tym bardziej jestem zdecydowana nie robić nic. Straszne obciążenie organizmu. Stany depresyjne, które mogą bardzo negatywnie wpływać na moją pracę. A na to nie mogę sobie pozwolić. Nie mogę podejmować takiego ryzyka. Nawet, gdybym musiała jeszcze długi czas walczyć z zarostem, to i tak wyjdzie taniej i mniej inwazyjnie. Waham się. Coraz bardziej. Nawet kupno kolejnych sztucznych piersi wyjdzie o wiele taniej i zdrowiej. I cały czas pamiętam, że wielokrotnie powtarzałam, że nie będę nic zmieniała, że nie chcę nawet kuracji hormonalnej. Widzę, że i w tym wypadku próbuję zrobić coś wbrew sobie. Tak, jak robiłam ze swoją seksualnością. Czy warto ? Przecież sama sobie odpowiedziałam własnymi słowami w pierwszej scenie pierwszego odcinka „W obcym ciele”
„...Czy wyznacznikiem kobiecości jest tylko piękny wizerunek? Czy jak dokonam korekty płci, to z 44 letniego mężczyzny stanę się nagle 25 letnią atrakcyjną kobietą ? Nie ! Dlatego postanowiłam być szczęśliwa taką, jaką jestem i w tej grze z życiem wykorzystać wszystkie swoje atuty...”
Przecież to moje słowa i są szczere. Czy ja potrzebuję jeszcze kolejnych pytań i odpowiedzi ?
Ciekawa jestem, jak wpłynie na moje życie emisja serialu, którego premiera zbliża się wielkimi krokami.
Będzie kontynuacja ? Jakie pojawią się propozycje ? Czy w ogóle się pojawią ?
Czy wstępne propozycje, które już dostałam, uda się zrealizować ?
Jak będzie przebiegać realizacja moich własnych planów związanych z dwiema sesjami fotograficznymi ?
Jak potoczą się losy relacji z synem, siostrą i mamą ?
Czy poznam kogoś, z kim zdecyduję się być razem, jak i Ona tego zapragnie ?
Cały czas przygotowuję się na ten moment, by nie powtarzać błędów z przeszłości. Głównie z tego powodu napisałam tą książkę tak szybko. Czy na pewno to będzie ona ?
Jak będę wyglądała, gdy urosną mi dłuższe włosy ?
Czy kiedykolwiek, a jak tak, to kiedy, ta książka ukarze się drukiem ? Czy sama ja wydam, czy znajdę sponsorów ?
Wiele pytań bez odpowiedzi. I to jest najfajniejsze. Idę przed siebie i biorę to, co daje mi życie.
Mam nadzieję, że da mi jeszcze wiele wspaniałych doznań. Wiele wspaniałych przyjaźni. Wiele wzruszających chwil.
Nie zamierzam stać w miejscu, więc nie mam wątpliwości, że spotka mnie jeszcze niejedno.
I być może dopiszę jeszcze posłowie do tej książki.
A może za lat dziesięć napiszę kolejną część. Któż to wie...
A może jutro mnie już nie będzie ?
Wtedy przynajmniej zostanie ta historia. Opowieść o tym, jak odkrywałam prawdę o sobie.
Ostatni obraz.
Most nad Wartą. W oddali widać wierze katedry. Błękitne niebo. Ciepły słoneczny letni dzień. Patrzymy na stojącą bokiem kobietę. Widzimy jej profil. Czarne krótkie włosy, delikatny makijaż. Na szyi sznur pereł, kremowa bluzka. Delikatny kolczyk z białą perłą prześwituje pomiędzy kosmykami włosów. Lewym ramieniem oparta o balustradę mostu. Na prawym nadgarstku czarna, prosta bransoletka. Zza okularów widać brązowe oczy wpatrzone przed siebie. Zamyślona, nieobecna duchem. Całą swoją postawą wydaje się pytać... ...Co mnie jeszcze spotka na mojej drodze...
Z życia Lukrecji
"Lukrecja w ciele Krzyśka"
[2014]

Koniec
luty 2014
Skończyłam pisać książkę. Drugą część napisałam w kilka dni na przełomie stycznia i lutego 2014 roku. Całkowicie inaczej, niż początkowo planowałam.
Pisanie pomogło mi. Zaakceptowałam siebie do końca. Teraz jestem całkowicie spokojna i pogodzona ze sobą.
Czy ją kiedyś wydam drukiem ? Chciałabym, po to między innymi ją napisałam. Ale wiem z doświadczenia, że zawsze będę miała dylemat, bo życie nie jest tanie. Czekają mnie też inne wydatki. Bardzo ważne. A wydanie książki to droga przyjemność. Natomiast, gdyby pojawił się ktoś, kto zechce mi pomóc, wtedy nie będę się wahała ani chwili. Bo bardzo chciałabym ją mieć w wersji drukowanej na półce w swojej biblioteczce...
To chyba przeznaczenie.
Najpierw dostaję męskie spodnie, w których czuję się bardziej kobieco niż w damskich i w których zakochałam się od razu. Dwa dni później zobaczyłam, że mój ulubiony sprzedawca butów na Amazon, Andrés Machado, ma w przecenie śliczne kozaki. Moje już dogorywają, więc i tak musiałabym kupić nowe. I na zdjęciu wyglądały, że mają niski, klasyczny obcas, może ze 2/3 cm. Oczywiście, nie chciało mi się czytać opisu i od razu je kupiłam. 11 lutego dostałam paczkę, zaraz ją rozpakowałam i się „lekko” zdziwiłam. Korek jest klasyczny, masywny, ale ma 6 cm ! A ja je chciałam nosić także w pracy. Oczywiście, bardzo się z tego zakupu cieszę, bo są śliczne, eleganckie, mojego rozmiaru i pasują idealnie. Wiem, że na pewno pojadę w nich do domu, bo moje stare będą nadawały się tylko na śmietnik. Dobrze, że mają korek a nie szpilkę.
Tak, przeznaczenie.
Chcę kupić coś, co będzie męsko wyglądało, i nie „udaje” mi się. Męskie spodnie podkreślają moją kobiecą sylwetkę. Sprawdziłam sobie przed lusterm, że w tych nowych, jak założę szpilki, to rozszerzenie u dołu idealnie powinno rozłożyć się na stopie. Dodatkowy powód, by je kochać. Ale to będę mogła sprawdzić dopiero po powrocie. A w paczce były jeszcze śliczne balerinki. Lekko podniesione w pięcie z wbudowanym klinem, matowo granatowe. I także w moim rozmiarze. Mam wreszcie buty, o jakich od dawna marzyłam i w dodatku będą wyróżniać się w tłumie. A to kocham najbardziej. I już sprawdziłam, że do dzinsów pasują idealnie, zwłaszcza kolorystycznie. Na pewno nie raz będzie okazja obie te pary uwiecznić na zdjęciach, dlatego tutaj tylko ich poglądowe, z kronikarskiego obowiązku, zdjęcia...




Z życia Lukrecji
Nowe buty
[11.02.2014]
Po kilku miesiącach ponownie pojawiłam się na ekranach telewizorów.
Tym razem w pierwszym w wiosennym sezonie programie „O tym się mówi” stacji TVN Style.
W programie tym pojawiła się pierwsza oficjalna zapowiedź emisji naszego serialu „W obcym ciele”.
I ponownie, jak przed rokiem, gdy Dzieńdobry TVN zapowiadało reportaż o mnie wykorzystując fragment wywiadu, którego udzieliłam sote, pojawił się fragment pierwszego odcinka, w którym robię sobie makijaż, prezentując w całej okazałości swoją „męską” twarz.
Gdybym nie zaufała sobie i nie powiedziała w firmie, kim jestem i że gram w serialu, teraz miałabym o czym myśleć, a każdy telefon powodowałby przyśpieszone bicie serca...

Z życia Lukrecji
"O tym się mówi"
[16.02.2014]
W dniu wyjazdu do Polski dostałam maila od Elizy, że musimy opuścić mieszkanie.
Znak.
Pierwsza myśl, jakże odmienna od tego, co jeszcze planowałam nie tak dawno.
Nie kawalerka w Warszawie, a powrót do Poznania.
Całą drogę myślałam o tym. Po kilku godzinach jazdy wyautowałam się przed współ podróżniczkami i kierowcami. Półtora miesiąca później zadzwoniła do mnie pracownica z mojej agencji, by potwierdzić, że usłyszała na spotkaniu wielkanocnym opiekunek, że wracał z nimi busem facet w szpilkach i z pomalowanymi paznokciami. Oczywiście zaprzeczyłam. Bardzo się tez ucieszyłam, że Ona zadzwoniła by sytuacje wyjaśnić, a parę dni później poleciła mnie jednej z koordynatorek do przedstawienia oferty właśnie mojej osobie. I teraz, pisząc te słowa, jestem w tym miejscu u tej osoby, której dotyczyła ta oferta...
Nie, od momentu wejścia do busa w Poznaniu do momentu wyjścia z busa ponownie w Poznaniu, ani słowa o mnie. Nikomu.
Wróciłam, syn mnie odebrał. Weszliśmy do mieszkania i powiedziałam mu o co chodzi.
Praktycznie decyzja zapadła od razu, a potem, w trakcie rozmów, ustaliliśmy zasady współżycia. Pomógł mi przeprowadzić się z Warszawy i sam zaproponował, bym jechała ubrana jak kobieta...
I na koniec, gdy moja była żona się o tym dowiedziała, powiedziała, że fajnie. Że cieszy się, że nasz syn nie będzie sam...Po kilku rozmowach doprowadziliśmy wreszcie do tego, że ponownie z Nią rozmawiałam...
A potem pojechaliśmy do Chodzieży i tam, gdy jechaliśmy samochodem do znajomych z mamą, założyłam perukę. Mama to zaakceptowała i od tego momentu już inaczej w Chodzieży się nie pojawiam.
Stało się więcej i lepiej, niż pragnęłam...
Kilka kolejnych dni to nowa aranżacja w mieszkaniu. Zamieniliśmy się pokojami, znalazłam ponownie eksponowane miejsce dla moich peruk i korony. Odświeżyłam moją różę, którą dostałam na swoje pierwsze imieniny Lukrecji od Tani i Mary. I pomalowałam ponownie paznokcie. Jak ja za tym tęskniłam.
Wreszcie poczułam się jak w domu...

Z życia Lukrecji
Powrót
[26.02.2014]
To musiało się stać. Kosmetyki, buty, masa ciuszków.
Wygoda, przyjemność, radość.
Osiedlowy sklep czy śmietnik...Malta...Park Cytadela...Stare Miasto...Nowe Miasto...Poznań...Chodzież...Rogoźno...Warszawa
Wszędzie i zawsze...
Patrzcie, to ja, Lukrecja. Tak mnie natura stworzyła, ale jestem kobietą i będę zachowywała się, ubierała i zachowywała tak, jak kobieta. Tak, jak ja rozumiem bycie kobietą.
I nie interesuje mnie to, czy się to komuś podoba czy nie...
I jak chciałam pozować w szpilkach, to je zakładałam, a widząc obserwujących mnie widzów, starałam się w tych szpilkach poruszać z gracją...
By nie budzić śmiechu ... ? A może budzić zazdrość... ?
Podczas jednej z ostatnich wiosennych wizyt w Parku Cytadela, pozując w Rosarium uległam podszeptom mojej fetyszowej duszy i weszłam w czerwonych szpilkach do wody. Zaledwie odrobinę, ale … co to było za uczucie...
A na koniec, jadąc przed wyjazdem do mamy do Chodzieży zabrałam ze sobą fioletowy kombinezon i czarne długie legginsy z lycry.
Po kilku latach przerwy wróciłam do leśnego Parku 3 Maja, parku, który widział moje fetyszowe pasje, widział początki mojej drogi ku odkryciu prawdy o sobie.
A teraz zobaczył Lukrecję w pełnej krasie, która ponownie zawisła na drążku i stała dumnie na scenie zapomnianej muszli koncertowej...
A tymczasem, gdy ja sobie spacerowałam i cieszyłam się z możliwości prezentowania swoich kobiecych wdzięków, na forum Trans-Fuzji non stop byłam krytykowana za to, że mam czelność uważać się za kobietę, i że robię to co robię. Po pierwszych próbach dyskusji stwierdziłam, że to bez sensu, usunęłam swoje konto i oddałam się temu, co sprawia mi wielką frajdę...



Z życia Lukrecji
Być sobą ...wszędzie,
czyli moja odpowiedź na forumowe hejterskie ataki
[26.02.2014]
Tym razem nie czekałam. Nowe kozaczki, nowy płaszczyk, a do tego możliwość założenia legginsów.
Malto przybywam.
To jeszcze był spacer, w czasie którego wiedziałam, że będę miała nieliczne towarzystwo, ale podczas sesji na pomoście miałam paru obserwatorów. Nic sobie nie robiłam z ich obserwacji i już niedługo ten element stanie się stałym fragmentem moich spacerów...



Być sobą
Malta...ponownie
[27.02.2014]
Dzisiaj rano syn powiedział,że nie ma nic przeciwko,żeby pokazywać się ze mną w moim prawdziwym wcieleniu, bo przecież nie robię nic złego. I tak pojechaliśmy do mojej mamy, a tutaj już na miejscu, sam pomaga mojej mamie uporać się z rym, jak ma się do mnie odnosić, i sam powiedział, że bez sensu, żebym ukrywała to, kim jestem w mieście rodzinnym, bo i tak wiadomo, i sam nawet powiedział dziś mojej mamie, że ma mamę i rodzica, że ma rodzica a i b, jesteśmy coraz bliżej tego, o czym jeszcze parę miesięcy temu mogłam tylko marzyć...
Wypiliśmy razem trochę whisky...
Byłam razem z mamą u Cioci Ani i Gosi...
Raz trafiłam na samą Ciocię, Gosi nie było, ale powiedziała mi potem, że Jej mama była zachwycona moim fajnym wyglądem...
Byłam z mamą u Rafała, u którego byłam już kilkakrotnie. Za pierwszym razem opieprzył mnie, że powiedziałam, gdy się przed nim wyautowałam, że jak nie chce, nie musi ze mną rozmawiać. Powiedział, że nawet by mu do głowy takie coś nie przyszło. Rafał był ostatnią osobą, której powiedziałam takie słowa.
Przecież nie mam czego się wstydzić. Jestem dumna z tego, kim jestem i nie zamierzam za to przepraszać nikogo.


Z życia Lukrecji
Syn, mama, Gosia, Ciocia, Rafał...syn i whisky...
chodziesko-poznańskie chwile niezwykłe
[28.02.2014...]
Agnieszka Kolańska opublikował(a) post w obszarze Lukrecja Kowalska
około godziny temu
Lukrecjo, oglądałam drugi raz ;jesteście cudowne;Ty , Zuzanna i Edyta. Podziwiam Waszą szczerość i otwartość.Jak wiele robicie dobrego dla szczęścia innych ludzi.Chyba nawet sobie nie zdajecie sprawy z wielkości kroku przez Was uczynionego.Moje ogromne gratulacje.Jesteście dziewczyny fantastyczne.
Czy mogą być piękniejsze słowa uznania ?
Mimo, że ponownie spotkała mnie, i nie tylko mnie, wielka fala krytyki, takie słowa, których usłuszałam sporo, pozwoliły mi zignorować tamte negatywne reakcje. Odciełam sie od nich. Usunęłam swoje konto z forum Trans-Fuzji, gdzie najwięcej mi się dostało, ponownie, jak w 2012, 2013...Najpierw próbowałam dyskutować, ale szybko stwierdziłam, że to bez sensu...
Postanowiłam nie tracić czasu na jałowe dyskusje...Szkoda czasu.
Życie jest zbyt krótkie, i daje tyle fajnych mozliwości. Po co więc tracić czas na coś, co i tak nie ma szansy przynieść jakichkolwiek pozytywnych skutków...

Z życia Lukrecji
Premiery
[24.02-01.03.2014]
To już powoli staje się nasza tradycja. Spotykamy się rzadko, ale zawsze w ciekawym miejscu i zawsze nasze spotkania przynoszą konkretne owoce. A dodatkowa korzyścią jest poznawanie nowych niezwykłych smaków. Tak było i tym razem. Jadłam przepyszną zupę kokosową z soczewicą i trawą cytrynową.
Rozmawiałyśmy o książce, o pewnych zdjęciach, o jednej sesji, o sesji Gejszy...
Rozmawiałyśmy o życiu, o nas, o naszych pasjach i planach...
Już się cieszę na nasze kolejne spotkanie...

Z życia Lukrecji
Z Kasią pod Zielonym Słoniem
[02.03.2014]
Pierwsza osoba, do której napisałam w sprawie biżuterii dla Gejszy, nie odpisała.
Napisałam do kolejnej. Ania (ponownie Ania!) odpowiedziała od razu. Bardzo się ucieszyła z tak ciekawego projektu. Ustaliłyśmy szczegóły i już wiem, że będę miała niepowtarzalną ręcznie robioną biżuterię, która znajdzie także swój mocny akcent podczas sesji...

Z życia Lukrecji
Gejsza
Anna Mizu
[03.2014]
Karolina Tkacz i Weronika Wojewoda
Z kilku moich propozycji, w jaki sposób mogłabym się pojawić jeszcze w serialu, pomysł ze stylistką spodobał się także bardzo Kamie, która zrobiła mi niespodziankę i kilka dni po powrocie z Niemiec pojechałam do warszawy na spotkanie z Karoliną i Jej asystentką, Weroniką.
Jak zobaczyłam wieszak ubrań, jaki dziewczyny dla mnie przygotowały, do odpłynęłam. Jeszcze nigdy nie miałam na sobie tyle nowych, i w dodatku w wielu przypadkach markowych ciuchów na sobie. Jeden przykład, skórzana brązowa marynarka, która bardzo mi się spodobała. A potem usłyszałam jej cenę. Kosztowała 1000 zł, a była to okazja, bo była przeceniona...z 2000 zł.
Myślałam, że do wystąpień oficjalnych, których spodziewałam się po emisji serialu (a do których nota bene nie doszło) będę potrzebowała oficjalny komplet, czyli garsonkę, spódniczkę i bluzkę. Okazało się, że jestem w błędzie. Sukienka, nawet w miarę wyzywająca, jeżeli użyje się odpowiednio dodatków, może ta funkcję pełnić doskonale. A jest bardziej praktyczna.
Poza tym zobaczyłam, że gładkie, kobiece koszule w zestawieniu z fajnymi, oryginalnymi spodniami, to bardzo ciekawa alternatywa dla mnie.
Przekonałam się też, w czym się nie czuję, nawet, jak dobrze w tym wyglądam.
Ale przede wszystkim, usłyszałam wiele ciepłych słów pod adresem budowy mego ciała, dzięki czemu mogę sobie pozwolić na większą swobodę w ubiorze, co już w niedługim czasie wprowadziłam w życie z bardzo fajnym skutkiem...

Z życia Lukrecji
Wiosenna szkoła stylizacji Karoliny i Weroniki
Sesja ze stylistką
[06.03.2014]
8 marca, nasze kobiece święto stało się także okazją do mówienia o tym, ze nadal kobiety są gorzej traktowane niż mężczyźni. Przypuszczam, że to jest jedna z głównych przyczyn, dla której tzw prawdziwi mężczyźni nie mogą zaakceptować naszej „zdrady”. Nie mogą zrozumieć, jak mężczyzna może chcieć dobrowolnie pozbawić się przewagi i wpływów. Wydaje mi się, że wręcz traktują to jako zagrożenie dla swojej pozycji. Bo skoro faceci przechodzą na drugą stronę...
To jeden z wielu absurdów naszej rzeczywistości...
W kilku większych miastach były zorganizowane uliczne manifestacje w duchu feminizmu. W Poznaniu nie było, a że była piękna pogoda, miałam nowy płaszczyk, z Warszawy ze spotkania ze stylistką przywiozłam ołówkową spódniczkę, więc...pojawiłam się w Parku Cytadela.
Niedzielne, ciepłe przedpołudnie. Park pękał w szwach. A ja przekonałam się na własnej skórze, że mogę. To była moja prywatna manifestacja mojej kobiecości, mojego pragnienia bycia sobą.
To właśnie podczas tego niedzielnego ciepłego przedpołudnia rozpoczęłam nowy rozdział w moim życiu.
Wracając do domu wiedziałam, że od teraz moja damska garderoba będzie wreszcie w użyciu. Postanowiłam też zrobić z nią porządek...

Być sobą
Moja prywatna Manifa
[09.03.2014]
Wracałam z synem z pierwszej po powrocie do Polski wizyty w Chodzieży. Tak przełomowej dla mnie. I wtedy właśnie zadzwoniła Kama. Jak Jej zaczęłam opowiadać, co się wydarzyło, praktycznie padało tylko jedno pytanie, dlaczego mnie tam nie ma z kamerą ?!
Kama, wbrew wcześniejszym ustaleniom, powiedziała mi, że na taką scenę, to znajdzie jeszcze budżet.
Tak więc parę dni później pojechałam ponownie do Chodzieży, by porozmawiać z mamą.
Wtedy się zgodziła, ale ja postanowiłam zabezpieczyć się. Byłam u Rafała, który zgodził się, jeżeli będzie taka potrzeba, wystąpić w filmie. A potem poszłam do mojej byłej firmy.
Zostałam bardzo zaskoczona niezwykle ciepłym przyjęciem. Zaproponowałam udział w filmie i uzyskałam zgodę. Teraz już wiedziałam, że to będzie mój odcinek. Postanowiłam go dobrze zagrać. Tak, zagrać, bo wbrew temu, co słyszałam, że my nie gramy, tylko próbujemy być jak najbardziej sobą, ja uważam inaczej. Ja nie próbowałam, nie próbuję być sobą. Ja jestem sobą, ale film rządzi się swoimi prawami, i wiem, że z nakręconego materiału będzie zmontowane tylko parę minut, w którym chcę przekazać jak najwięcej, więc ja gram. Ale gram siebie. Nie kogoś innego. Dlatego jest to bardzo prawdziwe, nie ma w tym udawania, ale mimo wszystko jest gra.
Przykład. Mój strój i buty.
Zwłaszcza buty, w których normalnie bym nie poszła do firmy. Tutaj założyłam je dla lepszego efektu. Zresztą podkreśliłam to dwukrotnie, że ubrałam się specjalnie, ale nie tylko dla firmy, ale też dla filmu, dla lepszego efektu wizualnego. Więc jest to gra. I ja temu nie zamierzam zaprzeczać.
Teraz spokojnie mogłam czekać na dzień, gdy z Kamą pojawimy się w Chodzieży.
I miałam nosa. Na dwa dni przed zdjęciami zadzwoniła do mnie mama, że Ona nie wystąpi, bo Jej lekarka zakazała. Zresztą sama też nie chce.
Jeszcze próbowałam Ją przekonać, ale praktycznie już odpuściłam. I dobrze się stało, bo Daniel miał fajną rozmowę z mamą. A ja za to mogłam więcej poszaleć w pozostałych miejscach.
I zaszalałam.
Przyjechałyśmy przed czasem, więc zaciągnęłam Kamę na stok narciarski, z którego rozciąga się wspaniały widok na panoramę miasta. Wiedziałam, że nie ma lepszego miejsca na pokazanie mojego rodzinnego miasta.
A potem już było coraz lepiej.
Wizyta w firmie była niezwykła, i udało nam się odtworzyć nastrój z pierwszej mojej wizyty. Pojawienie się Kazia i Jego reakcja, reakcja Dziadka, rozmowa z Damianem...pełen autentyzm.
Następnie spacer po centrum. Pogoda nam dopisała. Był piękny słoneczny dzień.
Kolejny punkt programu. Pojechałyśmy do Arka. Tak zaaranżowałam spotkanie, że Kama mogła nagrać autentyczną reakcję Arka na mnie, bo widział mnie w kobiecym wcieleniu pierwszy raz podczas nagrania, w obecności kamery...
Tak samo było w przypadku Kamili. Wiedziała, że jesteśmy w Chodzieży, że kręcimy. Ale ani Ona ani my z Kamą nie miałyśmy pojęcia, że w tym samym czasie wpadniemy na to, by pojawić się na promenadzie nad Jeziorem Miejskim.
Gdy usłyszałam za plecami głośny krzyk „Lucy !” byłam szczerze zdziwiona i zaskoczona. Obracam się, a tam Kamila z synkiem...
Jestem bardzo zadowolona z tego odcinka. Wiem też, że podobał się. Ja osobiście także dzięki temu odcinkowi zyskałam nowe znajomości oraz odświeżyłam w nowym wydaniu stare.
Nabrałam ochoty i odwagi na kolejne kroki i w niedalekiej przyszłości skorzystałam z okazji, by pojawić się w Wyrzysku, ale o tym później...
Jedyny minus to niedosyt. Chciałabym jeszcze i jeszcze. Tym bardziej, że doskonale wiem, że było jeszcze parę bardzo ciekawych rozmów, reakcji...
Chcę gorąco podziękować Wam wszystkim, którzy poprzez swój udział, ale przede wszystkim poprzez Wasze zrozumienie mnie, tego, co dzieje się obecnie w moim życiu, pomogliście nagrać tak fajny odcinek.
Artur, Agnieszka, Kaziu, Damian, Łukasz, Arek, Kamila...
Dziękuję Wam z całego serca !
I Tobie Kama, za to, że nie uległaś, że wywalczyłaś i że chciałaś...
Dziękuję z całego serca !
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym po powrocie nie utrwaliła swojego filmowego wizerunku. Skoro w trakcie zdjęć brakowało fotografa, musiałam nadrobić zaległości...

Z życia Lukrecji
Powrót do przeszłości
Chodzież
„Okno Bros”, Arek i Kamila, czyli moje rodzinne miasto w „ W obcym ciele”.
[09.03.2014]