top of page

LUKRECJA
KOWALSKA
odkryć i zrozumieć siebie
Ilustrowana opowieść o tym, jak odkrywałam siebie
część piąta 04.2014-09.2014
Kilka dni po przyjeździe w nowe miejsce, gdy już wstępnie zorganizowałam się, wróciłam do prac nad moimi stronami i uzmysłowiłam sobie, że te kilka tygodni w Polsce dopisało ostatni rozdział do mojej książki.
Napisałam go.
Jest to właściwie rozbudowane zakończenie a nie kolejny rozdział, ale bardzo ważne, gdyż daje odpowiedź na wiele pytań, jakie znalazły się w zakończeniu napisanym w lutym tego roku.
Teraz już nic nie dodam. Taka forma zostanie. Oczywiście, gdy będę ją kiedyś dawała do druku, to na pewno zostanie poddana edycji i korekcie, ale dalszy ciąg to ewentualna kolejna opowieść.
Jak zresztą wspomniałam kończąc moją opowieść o spotkaniu z Domi w Wyrzysku, które zaowocowało moją pierwszą okładką i wspaniałym reportażem, ja już piszę kolejne rozdziały...
A tak wygląda aktualne zakończenie mojej książki.
W dniu wyjazdu do Polski dostałam maila od współlokatorki, że musimy opuścić mieszkanie w Warszawie.
Znak.
Pierwsza myśl, jakże odmienna od tego, co jeszcze planowałam nie tak dawno.
Nie kawalerka w Warszawie, a powrót do Poznania.
Całą drogę myślałam o tym. Po kilku godzinach jazdy wyautowałam się przed współ podróżniczkami i kierowcami. Półtora miesiąca później zadzwoniła do mnie pracownica z mojej agencji, by potwierdzić, że to nie prawda, co usłyszała na spotkaniu wielkanocnym opiekunek, że wracał z nimi busem facet w szpilkach i z pomalowanymi paznokciami. Oczywiście zaprzeczyłam. Bardzo się też ucieszyłam, że Ona zadzwoniła by sytuację wyjaśnić, a parę dni później poleciła mnie jednej z koordynatorek do przedstawienia oferty właśnie mojej osobie. I teraz, pisząc te słowa, jestem w tym miejscu u tej osoby, której dotyczyła ta oferta...
Nie, od momentu wejścia do busa w Poznaniu do momentu wyjścia z busa ponownie w Poznaniu, ani słowa o mnie. Nikomu.
Wróciłam, syn mnie odebrał. Weszliśmy do mieszkania i powiedziałam mu o co chodzi.
Praktycznie decyzja zapadła od razu, a potem, w trakcie rozmów, ustaliliśmy zasady współżycia. Pomógł mi przeprowadzić się z Warszawy i sam zaproponował, bym jechała ubrana jak kobieta...
I na koniec, gdy moja była żona się o tym dowiedziała, powiedziała, że fajnie. Że cieszy się, że nasz syn nie będzie sam...Po kilku rozmowach doprowadziliśmy wreszcie do tego, że ponownie z Nią rozmawiałam...
A potem pojechaliśmy do Chodzieży i tam, gdy jechaliśmy samochodem do znajomych z mamą, założyłam perukę. Mama to zaakceptowała i nawet żartowała sobie i od tego momentu już inaczej w Chodzieży się nie pojawiam.
Byłyśmy razem w biurze Spółdzielni, w sklepach, w centrum miasta...
Stało się więcej i lepiej, niż pragnęłam...
W ramach serialu pojawiłam się z Kamą w Chodzieży, w mojej byłej firmie, w sklepie przyjaciela, na Rynku, nad jeziorem Miejskim...
Praktycznie sama ułożyłam i zaplanowałam cały pobyt.
Pojawiłam się w Wyrzysku, gdzie udzieliłam wywiadu do Tygodnika Nowego i odwiedziłam dwie dawne znajome mojej byłej teściowej, które oczywiście doskonale mnie znają. Po pierwszej rezerwie, związanej, jak myślę, głównie z faktem rozwodu, przełamałyśmy lody i spędziłam w ich towarzystwie bardzo sympatycznie czas na rozmowie.
A krótko przed powrotem do Niemiec, będąc ostatni raz w Chodzieży, wróciłam do początków. Ponownie lycra w postaci kombinezonu i legginsów, ale tym razem w towarzystwie bootków na szpilce i pełnym kobiecym outficie. Drążek, muszla, taras, schody czyli mój ukochany leśny zapomniany park, gdzie rozwijały się na łonie natury moje fetyszowe pasje cztery lata temu...
Powrót do Poznania zaowocował także tym, że poszłam na całość. Malta, Cytadela, wreszcie miasto, tramwaj...Wszędzie tylko i wyłącznie pokazywałam się tak, jak pragnęłam. Kobieta w mini, w legginsach, w spódniczce, w sukience...
Spodnie założyłam praktycznie dopiero, jak jechałam do Wyrzyska...i pierwszy raz wystąpiłam jako kobieta w moich naturalnych włosach (tu jeszcze muszę trochę poczekać, jeszcze jest ich za mało).
Wiem, że potrafię, że umiem, że mogę...
Pracuję w masce mężczyzny...
W Polsce jestem non stop sobą. Syn się mnie nie wstydzi, rozmawiam z byłą żoną jako ona, a Ona mnie nie poprawia.
Mama mnie rozumie i akceptuje. Nawet niekiedy mówi do mnie Lukrecjo...
Tego akapitu brakowało.
Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć. Jestem sobą. Żyję tak, jak pragnę. A to, do czego zmuszają mnie okoliczności, przyjmuję z pełnym spokojem i zrozumieniem.
Już nie walczę ze sobą i z wiatrakami.
I nie przejmuję się tym, że ktoś uważa, że swoim postępowaniem wypaczam cokolwiek.
Każdy ma prawo przeżyć swoje życie tak, jak pragnie. I ja tak robię.
A pytanie ?
Nadal aktualne. Z tym, że już bez obaw, tylko z ciekawością...
Od napisania poprzedniego zakończenia z długą listą pytań minęły dwa miesiące i na kilka z nich, bardzo ważnych, już dostałam odpowiedź. I to bardzo pozytywną w swojej wymowie.
Ale jakoś zakończyć muszę, więc zacytuję słowa siostry mojego obecnego podopiecznego : „...rozmawiając z Tobą przez telefon nagle poczułam, że jesteś dobrym człowiekiem, i że będziesz dobrym opiekunem dla mego brata. I dzisiaj, gdy tu już jesteś, i gdy z Tobą rozmawiam, gdy Cię widzę, wiem, że moje przeczucie się nie myliło. Cieszę się, że tu jesteś...”
kwiecień 2014
Z życia Lukrecji
„Lukrecja w ciele Krzyśka”
Ostatni rozdział
[04.2014]
Część piątą mojej ilustrowanej historii zaczynam nowym zakończeniem mojej książki, gdyż ostatnie tygodnie dały już odpowiedź na wiele z pytań, które znalazły się w zakończeniu napisanym w lutym tego roku.
Z życia Lukrecji
Bonusy Lukrecji
Pisząc na facebooku o rozrywkach, jakie stały się moim udziałem w nowym miejscu sprowokowałam jedną z przyjaciółek, która nazwała je moimi bonusami, których bardzo mi zazdrości. Bardzo mi się spodobało to określenie, bo faktycznie, obecna moja praca, kierująca mnie w najróżniejsze miejsca w Niemczech, daje mi możliwości, o których mogłam tylko wcześniej pomarzyć. Dodatkowo, nawet, gdyby stać mnie było na wycieczki, to pojawiałabym się w znanych miejscach. A tak mam niepowtarzalną okazje zobaczyć niezwykłe miejsca i poznać hobbystyczne zajęcia, które w inny sposób prawdopodobnie nie zainteresowałyby mnie wcale.
Jak obecnie zgłębiane przeze mnie tajniki hodowli gołębi pocztowych.
Dlatego postanowiłam i o tym napisać, bo to też ważny fragment mojego życia.
W poprzednich rozdziałach można zobaczyć Bad Nauheim, Friedberg, Münster, Ettinghausen, Berlin, Herrenberg, Ottweiler...
A tutaj zapraszam do Szwabii
(Schwäbisch Gmünd, Göggingen, Untergröningen, Stuttgart)
Schwabisches Bauern und Technikmuseum Seifertsthofen
http://museum-kiemele.de
Gołębie pocztowe
Nawet nie myślałam, że aż tak się wciągnę.
Trzymałam już gołębie w dłoniach, z niecierpliwością czekam, jak wieczorem pojawią się po locie wyniki na stronie internetowej.
Ciszę się, jak wracają z lotu. Niepokoję się, gdy nie wracają. Wypuszczam je na lotach treningowych.
I wreszcie, gdy Zigi pojechał na urlop do Polski, sama przez 10 dni je doglądam. Karmię, poję, wypuszczam do lotu.
Zmontowałam prawie godzinną prezentację, a gdy skończy się sezon lotów, zmontuję część drugą.
Samochody
Zupełnie innym, ale równie przyjemnym bonusem jest możliwość usiąść za kierownicą samochodów, w których zapewne nie miałabym okazji znaleźć się chyba że w salonie podczas prezentacji albo w muzeum.
Miałam już przyjemność prowadzić VW Cross Touran z automatyczną skrzynią biegów z pełnym wyposażeniem przewidzianym dla tego modelu, który miał 3 miesiące i przebieg 1400 km...
BMW serii C3 z lat dziewięćdziesiątych i przebiegiem 80 tyś km
Dwuletnim Nissanem Qashqai+2...
Ale nie tylko samochody.
W jednym z miejsc miałam także do dyspozycji rower...Rower, który kosztował więcej, niż moja Honda...
Pasje Lukrecji
Kobiety zaklęte w kamieniu
Zwiedzając muzeum w Seifertsthofen zwróciłam uwagę na całą kolekcję kamiennych figur kobiet stylizowanych na antyczne rzeźby. Mój ciągły głód kobiecego świata nie pozwolił mi przejść obok nich obojętnie. Potem, przeglądając zdjęcia, zobaczyłam, że jest ich sporo. Przypomniałam ssobie parę rzeźb z Wilanowa i postanowiłam wyodrębnić tą formę pokazania kobiecego piękna. A parę dni później w Stuttgarcie przybyła kolejna kobieta.
Po moich „bezkrwawych łowach” to kolejna kolekcja pokazującą piękno kobiecego ciała.
I na pewno nie ostatnia...
Pasje Lukrecji
Kobieta w muzeum
Długo nie musiały One czekać, bo w tym samym muzeum w Seifertsthofen jest także spory dział poświęcony życiu codziennemu przed laty. Nie wiedziałam, robiąc te zdjęcia, że pojawi się pomysł tej kolekcji. Cóż, kobieta pasjonuje mnie ciągle, od lat, stale. I ciągle daje mi możliwość odkrywać piękno Jej świata w coraz to innych odsłonach...
Z życia Lukrecji
Pierwsze jegginsy
[24.04.2014]
Parę razy miałam już w ręku jegginsy. Często oglądałam je też w katalogach i przyglądałam się dziewczynom, które miały je na sobie.
Ciągle nie mogłam się zdecydować, zwłaszcza dlatego, że mam sporo legginsów i one zawsze wydawały mi się bliższe memu sercu. Z drugiej strony legginsy w moim przypadku mają pewne ograniczenia, natomiast klasyczne dzinsy, nawet bardzo obcisłe, to tez w niektórych sytuacjach nie to, ale obawiałam się, że jegginsy są bliższe formą legginsom niż dzinsom. I tak w niektórych wypadkach jest, ale nie akurat w tym.
Trafiłam w Lidlu na ofertę, która mnie zainteresowała. Dodatkową zaletą były szlufki i mini kieszonki z przodu z zamkami, które dodatkowo zwiększały imitację klasycznych spodni. Także barwa była ciekawa, którą już od dawna chciałam mieć w swojej kolekcji.
Kupiłam je.
Jadąc przez las stanęłam na małym leśnym parkingu, założyłam je i już wiedziałam, że to strzał w dziesiątkę. Wygodne, nie tak obcisłe jak klasyczne legginsy, co też nie zawsze jest praktyczne, a dodatkowo ich krój pozwala je nosić o wiele bardziej jak dzinsy niż legginsy. Sprawdziłam to. Bo poszłam sobie do lasu i zrobiłam mini sesję foto. I poddałam potem analizie zdjęcia.
Już wiem, że one będą od teraz moim głównym ubiorem podróżnym jak będę jechała gdzieś dalej samochodem. Tym bardziej wygodnym, że mogę do nich założyć wiele z moich luźnych bluzeczek, które w przypadku legginsów musiałby być uzupełnione spódniczką.
Przypuszczam, co sprawdzę w domu, że doskonale przy nich sprawdzą się moje specjalne damskie majteczki, bo przy legginsach prawie spełniają swoją rolę, więc tu powinny bez problemu.
Teraz będę szukała możliwości wykorzystania tych, które mam, łącznie z tymi cienkimi (zapowiada się kolejna kolekcja lekcji, zarówno w domowym studio jak i w moich ukochanych parkach).
I oczywiście będę szukała najlepszego sposobu noszenia jegginsów.
A legginsy ?
One zawsze będą...
Z życia Lukrecji
Nowy look
[28.04.2014]
Zapuszczając włosy, wiedziałam, że będę je za jakiś czas farbowała. Nawet dosyć szybko kupiłam farbę, czarną, ale jej nie użyłam. Podczas sesji w Cukrach do promocji serialu „W obcym ciele”, Ania Piechocka, wizażystka, powiedziała mi, że powinnam zastosować kolor zbliżony trochę do moich naturalnych i mojej karnacji. Sugerowała ciemny kasztan. Podobne słowa usłyszałam od Karoliny podczas sesji ze stylistką. Przekonałam się też, że muszę mieć kolor włosów zbliżony do rudej peruki, która coraz bardziej wypiera moją czarną, także ze względu na coraz większą ilość własnych włosów.
Postanowiłam tym razem już nie czekać. Kupiłam bardzo ciemny brąz, gdyż nie chciałam zbyt szokować zbyt rudym kolorem i po raz pierwszy w życiu pofarbowałam swoje włosy. Tak się przejęłam zadaniem, że skórze twarzy i szyi też się dostało.
Wiedziałam, że tym razem pofarbuję na pewno, bo zaraz po powrocie do Polski jadę na konferencję i chciałam dobrze wyglądać.
Na drugi dzień rano, jak spojrzałam w lustro, przeżyłam szok. Takiego efektu się nie spodziewałam.
Zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle będę perukę zakładała, jak pojadę. To, co już teraz widzę, bardzo mi się podoba i wiem, że będę dalej stosowała tylko farby firmy Garnier. A w najbliższym czasie kupię też zestaw do pielęgnacji włosów tej firmy, bo to, co zrobił balsam, przeszło moje oczekiwania. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek miałam takie fajne włosy, nawet wtedy, gdy miałam długie.
A ja się zastanawiałam, po co są balsamy do włosów...
A peruki ?
Czarna już odchodzi do lamusa. Tylko przy sesjach ją pewnie będę zakładała, bo ma swój drapieżny charakter.
Pozostałe też. Więc tylko ruda. Ona jeszcze mi będzie długo służyła. A ja, farbując włosy, pewnie będę się kolorystycznie do niej zbliżała...
Pierwszy krok już zrobiłam. Kupiłam farbę o barwie Flammendes Braunrot.
Ona będzie jako trzecia, bo mam jeszcze jedną w kolorze, który mam obecnie.
Z życia Lukrecji
Cat Walk i pomnik Cesarza Wilhelma 1 w Stuttgarcie
[30.04.2014]
Dostałam fajnego bonusa w pracy. W ramach swojego czasu wolnego rodzina kupiła mi bilet i wysłała na cały dzień do Stuttgartu.
Pogoda dopisała i spędziłam bardzo fajnie czas.
Oczywiście, sporo czasu, jak to kobieta, spędziłam w sklepach z odzieżą i szukałam sobie nowych zestawów na przyszłość. Coś już sobie upatrzyłam, więc kto wie, jak będę się prezentowała za jakiś czas.
Trafiłam też oczywiście do Deichmanna, głównie by sobie może coś przymierzyć, choć na chwilę poczuć się bardziej kobieco. Ale jak na złość, prawie nic nie było w moim rozmiarze, i już praktycznie wychodząc, w rogu jednego regału zobaczyłam napis XXL na pudełku firmy Cat Walk. Juz od czasu, gdy zaczęłam bywać w Deichmannie i widzieć ofertę kociego kroku, marzyłam, by cos z ich oferty było dla mnie dostępne. Niestety, długo nie mieli w ofercie dużego rozmiaru. Jakis czas temu pojawiły się pierwsze propozycje na stronie internetowej sklepu, ale nauczona doświadczeniem, nie chciałam już ryzykować.
I wreszcie są.
Okazało się, że są to cudowne szpilki w rozmiarze 44. Przymierzyłam je i wiedziałam już, że bez nich nie wyjdę. Ale chciałam się nimi nacieszyć, więc sporo czasu w nich spędziłam w sklepie. A gdy je wreszcie pakowałam, odezwała się do mnie jedna dziewczyna, która siedziała obok mnie i powiedziała, że chodzę w nich lepiej niż niejedna znana Jej kobieta. Nie chciałam już nic udawać, od razu powiedziałam, kim jestem i bardzo miło przez parę minut rozmawiałyśmy, a na koniec życzyła mi dużo szczęścia i powodzenia. Zrobiło mi się tak miło.
Potem poszłam dalej spacerować i trafiłam do małego parku, gdzie stoi pomnik Cesarza. Gdy zobaczyłam to miejsce, wiedziałam, że lepszego do sprawdzenia w praktyce, jak się prezentują moje nowe buty, nie znajdę. I tak powstała ta sesja. Ale byłam szczęśliwa. Pierwszy raz od ponad dwóch tygodni miałam na sobie ponownie szpileczki i czułam się wreszcie sobą. Ponownie przekonałam się, jak już wielokrotnie, że to mój świat, że nie oszukam samej siebie. Należę do świata kobiet i nie zamierzam nic z tym zrobić. I ja nie mam wątpliwości, kto jest na zdjęciach w tej galerii, kto chodził w High Heels dookoła pomnika w centrum Stuttgartu. A inni ? Mogą sobie myśleć co chcą. Patrząc na zdjęcia widzę, że także bardzo pomaga memu wizerunkowi to, że pofarbowałam włosy. Kupiłam specjalny zestaw do pielęgnacji i kto wie, o czym już wspominałam, czy w ogóle do Białegostoku na konferencję założę perukę, bo zabiorę na pewno. Ale czy założę ?
Zobaczę w domu, gdy będę miała makijaż i odpowiedni strój...
A ja mam teraz kompletny strój wyjściowy wizytowy. Elegancką sukienkę, marynarkę i szpileczki. Mam też mini torebkę kopertówkę, którą dostałam od Lizki, zresztą, moja czarna torebka pasuje idealnie do tego zestawu.
Już się cieszę na mój występ na konferencji.
A dodatkowo cieszę się, bo ponownie zrobiłam bardzo dobre wrażenie i rodzina bardzo chce, bym wróciła. Mam teraz dylemat, gdzie jechać, ale chyba już zdecydowałam, tym bardziej, że jest tu Heidi. Niezwykła kobieta, która wie, i która rozumie. I z którą mogę o sobie porozmawiać i być w obecności kogoś sobą w pełni. A to znaczy dla mnie bardzo wiele...
Z życia Lukrecji
Kunst und Genuss Pizzaria Leonardo
Schwäbisch Gmünd
[08.05.2014]
Postanowiłam zostać tutaj, gdzie jestem. Praca mi się podoba, także to, że mogę trochę zobaczyć, bywam w sklepach, uczę się o gołębiach.
Ale przede wszystkim widzę, że bardzo odpowiedzialne mam miejsce pracy i mogę tutaj bardzo rozwinąć swoje kwalifikacje.
No i nie ukrywam, że sprawia mi frajdę to, że mogę sobie jeździć Nissanem Qashqai.
Tak więc nie będzie nowych srebrnych pierścieni z Ottweiler.
Po wizycie w Stuttgarcie i muzeum Kiemele, kolejny długi dzień mojego czasu wolnego spędziłam w Schwäbisch Gmünd.
Kilka dni wcześniej kupiłam zestaw kosmetyków do krycia zarostu, bo skoro zostaję tutaj na dłużej, to w czasie moich dłuższych wyjść chcę wyglądać trochę bardziej tak, jak się czuję. A kto wie, czy z czasem nie pojawię się przy odpowiedniej okazji w swoim prawdziwym wcieleniu...Ale to zależy od tego, jak będą szybko dalej rosły moje włosy.
Chodziłam po sklepach, buszowałam w ciuszkach i szukałam różnych koncepcji swojego nowego looku. Jednak chyba tylko pierwsza wersja, którą widziałam w Stuttgarcie, jest tą, którą zrealizuję. Ale samo szukanie, kombinowanie to też bardzo fajna sprawa, tym bardziej, że teraz, po spotkaniu ze stylistką, lepiej wiem, na co zwracać uwagę.
A że w Schwäbisch Gmünd jest też Deichmann, to sobie przymierzyłam parę par butów.
W H&M trafiłam na ofertę staników super push-up, które spełniają ta samą rolę, którą moje trzy z takimi wkładkami. Tylko że tutaj są większe, dzięki czemu będą bardziej pasowały do mojej sylwetki. I także, co ważne, bardzo śliczne i kobiece. Kupię jeden na pewno i zobaczę, jak się będzie prezentował mój biust. Kto wie, być może kupię sobie ze trzy, zrobię porządek z tymi, które mam w domu i wcale nie będę kupowała nowych piersi silikonowych.
Na specjalne okazje i do sesji będę zakładała te co mam, przynajmniej będzie je widać, a na co dzień same staniki super push-up, tak, jak robiłam do tej pory. Jak okaże się, że te optycznie robią mi lepszy biust niż obecne, to w zupełności taka forma mi wystarczy, tym bardziej, że są w ofercie nawet haleczki z takimi stanikami, to mogę nawet zaprezentować się bardziej powabnie bez potrzeby zakładania sztucznego biustu.
A na koniec trafiłam do pizzerii, w której pracuje przemiła bardzo atrakcyjna kobieta, która mnie wręcz zgarnęła z ulicy. Zamówiłam pizzę, która okazała się przepyszna i niesiona falą ogromnej sympatii tej miłej kobiety, powiedziałam, kim jestem. Bardzo fajnie zareagowała i pytała się bez skrępowania o wszystko, ale jednocześnie zachowując się bardzo otwarcie i sympatycznie. Widziałam i czułam, że jest bardzo zainteresowana i życzliwie nastawiona. Pochodzi z Rumunii, więc i na tym gruncie wywiązała się sympatia, bo w pewnym sensie jesteśmy krajankami, Słowiankami.
Opowiadała, jak na początku lat 90-tych podczas pierwszej wizyty w Warszawie kupiła swoje pierwsze dzinsy.
Ja już wiem, że jak ponownie wyląduję w Schwäbisch Gmünd, to najpierw idę kupić stanik, a potem idę do Niej na pizzę, zakładam moje jegginsy i szpilki, i pokażę Jej bliższe mojej duszy moje oblicze. A to dodatkowo będzie dobra okazja, by sprawdzić, jak się prezentuje mój biust dzięki nowemu stanikowi.
Mimo momentami bardzo trudnej sytuacji w pracy, tak, jak chociażby dzisiaj gdy piszę te słowa, przed paroma minutami (09.05), takie chwile, jak ta w pizzeri dają mi tyle energii i radości, że bardzo ładują się wtedy moje akumulatory i mam siłę i chęć do dalszej walki z chorobą mojego podopiecznego.
Tak, nie dotrzymałam słowa.
Praca to jedno, chociaż i tam pojawiają się wyłomy.
Gdy pisałam w nowym zakończeniu książki o tym, że ani słowa o mnie, nie widziałam, jakie decyzje zapadną i jakie sytuacje będą moim udziałem.
Po prostu, teraz lepiej wiem, gdzie i kiedy mogę.
I wtedy robię to. Mówię, kim jestem.
Bo w pewnych sytuacjach jest to po prostu niezbędne, o czym przekonałam się już parę dni później...
Z życia Lukrecji
Po prostu...bądź sobą.
Kolejne laurki.
[15.05.2014]
Wiedząc, że zostaję tutaj dłużej, i widząc, co robi testosteron na mojej twarzy, poszukałam w internecie salon kosmetyczny, który robi zabiegi laserowej depilacji i dzisiaj pojawiłam się tam. Powiedziałam, czego potrzebuję, i nie chcąc kręcić, od razu powiedziałam kim jestem. I bardzo się ucieszyłam, gdy Pani, z którą rozmawiałam, od razu powiedziała, że się tego domyślała, czyli wiem, że gdy mogę zdjąć maskę, nawet tylko psychiczną, to moja kobiecość wychodzi i ten, kto rozumie, pozna się od razu.
Umówiłam się na zabieg i ruszyłam na przegląd oferty sklepów.
I tutaj kolejne zaskoczenie. Weszłam do pewnego butiku i zaczęłam przeglądać ofertę.
Gdy pani ekspedientka zapytała mnie, w czym może pomóc, w końcu był to butik tylko z damską konfekcją, tym razem postanowiłam powiedzieć, o co chodzi, bo podobała mi się oferta tego sklepu. I spotkałam się z bardzo ciepłym przyjęciem. I zrozumieniem.
Już wiem, że nie będę do Stuttgartu jechała na zakupy.
Kolejna nauka, jaką wyniosłam ze spotkania z Karoliną i Weroniką, to świadomość, że jak chcę kupić jakiś kompletny zestaw, to lepiej poprosić o pomoc kogoś, kto się zna i kto zrozumie i doradzi.
A do tego małe butiki z ciekawą ofertą nadają się super.
Wystarczyła chwila rozmowy, by obie panie, pracujące w tym sklepie, wyszły naprzeciw moim oczekiwaniom i wiem, że tam pojawi się nowy mój wizerunek, który zadebiutuje po moim powrocie do Polski.
A kiedy zakupy ?
Może za miesiąc ?
Tak będę robiła zawsze. Chcąc kupić coś ciekawego do ubrania poszukam sklepu, gdzie z pełną życzliwością i zrozumieniem, ale także fachowo, zostanę obsłużona.
No i oczywiście byłam w Deichmannie. I wyszłam z kolejnymi szpileczkami i balerinkami...
Z życia Lukrecji
Dita Von Teese
[18.05.2014]
Na samym początku mojej przemiany usłyszałam od Moniki, że przypominam jej Ditę Von Teese. Zaproponowała nawet, żebyśmy w przyszłości zrobiły stylizację na Nią, ale Magicbombs zakończył swoją działalność i ten plan nigdy nie został zrealizowany. Ale sporo czasu wtedy poświęciłam na planowanie stylizacji. Przeglądałam różne galerie Dity. I faktycznie, widziałam pewne elementy wspólne. Pewne podobieństwo. Oczywiście tylko bardzo dalekie, bo nawet mi przez myśl nie przeszło porównywać się do tej prawdziwej w każdym calu Divy.
Ale ziarenko zostało zasiane.
Od dłuższego czasu już zbierałam się do zakupu prawdziwego markowego damskiego perfumu.
Ciągle jednak coś mi stawało na przeszkodzie. Kupiłam jeden, którego zapach mi się podobał i o dziwo, bardzo przypadł do gustu Jagódce, co mnie bardzo ucieszyło.
Ale to nadal nie było to.
Aż tu nagle na półce mojego ulubionego niemieckiego marketu drogeryjnego ujrzałam czarny flakon, a za nim na czarnym pudełku Ona, Dita Von Teese.
Powąchałam i odpłynęłam.
Potem jeszcze w innym sklepie sprawdziłam dwa inne perfumy Dity, ale ten czarny najbardziej do mnie przemówił.
I chodził za mną kilka dni.
I dzisiaj przyszedł.
Oczywiście, nie mogłam odmówić sobie przyjemności, by nie uwiecznić na zdjęciach mojego nowego nabytku, tym bardziej, że sama forma opakowania jest sama w sobie ciekawa. I miałam okazję, by pokazać ponownie moje Cat Walki a także moje nowe szpileczki.
Kto jak kto, ale Dita Von Teese na pewno doskonale czuje się w towarzystwie szpileczek...
A ja cieszyłam swoje oczy pięknym opakowaniem i wciągałam oszałamiający zapach perfum...
Różne oblicza Lukrecji
Wiosenna szkoła stylizacji
Lustrzane odbicie, czyli jegginsy w akcji
[05.2014]
Jegginsy zapewne zagoszczą na stałe w mojej garderobie...
Utwierdzam się w tym od czasu do czasu, bo moje szpilki kuszą.
Mam w pokoju ponownie ogromne lustro, tak samo jak w swoim domowym studio.
Zakładam szpilki, włączam muzykę i patrzę na siebie. I cieszy mnie widok, który widzę, co raz bardziej.
Gdy kupiłam sobie dwa ciuszki na wyprzedaży, trzeba było przymierzyć. Ale tak na prawdę to tylko pretekst. Główną rolę grają jegginsy i to one mnie kuszą i ponownie przekonałam się co robią szpilki. Od razu inaczej się czuję i prezentuję. A w głowie stale przybywa pomysłów...
Nie będę robiła specjalnej kolekcji dla legginsów, które sporadycznie też się pojawiają. W końcu to prawie to samo...
A za kilka tygodni zapewne właśnie moje pierwsze jegginsy będą elementem wizerunku Lukrecji podczas mojego pierwszego w pełni kobiecego spaceru w Stuttgarcie...
Bo tak będzie już za kilka tygodni.
Jak do tego doszło ?
Z życia Lukrecji
Gabriela, siostry, Heidi, Güß i ja, Lukrecja
[22.05.2014]
Same przypadki.
Przypadki ? Nie. To od dłuższego czasu stały element mojego życia...
Byłam ponownie w Schwäbisch Gmünd. Najpierw poszłam do salonu kosmetycznego, bo chciałam zmienić termin zabiegu. Terminu nie zmieniłam, za to poznałam Polkę, która tam będzie też pracowała.
Potem poszłam na spacer po sklepach i mieście. Byłam w sklepie Gary Weber, gdzie rozmawiałam z polską sprzedawczynią i Jej niemiecką koleżanką o stylizacji, którą kupię za jakiś czas. Już praktycznie, gdybym to teraz robiła, wiem dokładnie co, ale to dopiero za jakieś dwa miesiące, więc zobaczymy wtedy, co będzie w ofercie.
Potem poszłam dalej i spotkałam nowo poznaną Polkę w salonie kosmetycznym. Zaczęłyśmy rozmawiać. Okazało się, że pracuje jako opiekunka w Stuttgarcie, ale szuka czegoś w Schwäbisch Gmünd, bo nie chce stale dojeżdżać. I powiedziała mi, że z pracą w naszym zawodzie nie ma problemu, ciągle szukają. Ona sama werbuje dziewczyny z Polski do pracy.
Już za kilka godzin okaże się, że ta znajomość może mi się bardzo przydać.
A potem poszłam do pizzerii. Gdy mnie zobaczyła, przytuliła mnie i tak szczerze się ucieszyła, że Ją odwiedziłam.
Gabriela.
Nie będę ukrywała, że podoba mi się, że myślę o Niej, ale nic nie będę przyśpieszała i prowokowała. Ale też nie będę się broniła.
Ma dorosła córkę, w wieku mego syna.
Obie jesteśmy samotne.
Obie od razu zapałałyśmy do siebie sympatią. Na moją propozycję wspólnego zdjęcia bez oporów się zgodziła.
I miała na sobie legginsy z lycry...czarne...
Spędziłyśmy fajnie czas, zjadłam ponownie smaczną pizzę, a potem umówiłyśmy się na przyszły piątek.
Bez oporów opowiedziała mi o swoich problemach zdrowotnych, które pojawiły się ostatnio. O strachu przed zabiegiem, który ma w przyszły wtorek.
Nie planuję nic, niech los decyduje.
Niech się dzieje co chce...
Może akurat ?
A po powrocie do domu pokazałam zdjęcia. Siostry, szwagierka i sam mój podopieczny byli bardzo szczęśliwi, że udało nam się spotkać.
Usłyszałam wiele komplementów odnośnie mojej pracy. Stan mojego podopiecznego jest tak dobry, jak nie był od roku. Siostry już nie mają obaw o to, że będę musiała za miesiąc jechać, by odpocząć. Widzą, że sytuacja jest opanowana idealnie, co zresztą potwierdził także mój podopieczny.
Teraz, przed dłuższym pobytem tutaj, powstrzymywała mnie tylko jedna rzecz. Brak możliwości bycia sobą, przynajmniej od czasu do czasu.
Gdy siostry zbierały się już do wyjazdu, spojrzałam na Heidi, zapytałam, Ona powiedziała, mów, to Twoja decyzja, ale nie bój się.
Posłuchałam.
Poprosiłam obie siostry ponownie do stołu, usiadł z nami także mój podopieczny, ich brat, i powiedziałam.
Reakcja była cudowna.
Na sam koniec obie powiedziały, że mogę spać spokojnie.
Ustaliłyśmy, że raz w miesiącu będę miała opłacony wyjazd do Stuttgartu, gdzie będę mogła być w pełni sobą, w pełnym makijażu, w takim stroju, w jakim będę chciała.
Teraz już ostatnia przeszkoda zniknęła.
Włożyłam kosmetyki do szafki w łazience.
Kupiłam tusz do rzęs.
Czuję się wreszcie swobodnie i bezpiecznie.
Wszystkie te fakty powodują, że już myślę o tym, żeby zostać dłużej.
Zarobię, więc będę miała nowe ciuszki, niewiele, bo wiele ich nie potrzebuję, ale za to markowe i z klasą. Moje wizyty w Stuttgarcie będą dla mnie zawsze świętem mojej kobiecości, więc będę je świętowała w specjalny sposób.
I bardzo się cieszę, że moje nowe szpileczki i balerinki będą w użyciu.
A poza tym...Kto wie, co przyniesie przyszłość.
Teraz moim celem numer jeden jest dbać o jak najlepszy stan mojego podopiecznego, bo mam dodatkowe, jakże ważne powody.
Już myślę, jak zagospodarować okres zimowy, i tutaj mam kolejny, związany ścisle z moją pracą, powód, by zrealizować jedno z moich pragnień.
Skoro filmuję tego co ma związek z gołębiami i turniejem, ale, jak będę chciała to pokazać na dużym ekranie telewizora HD, jakość będzie bardzo słaba. Oglądałam już kamerę Full HD w bardzo atrakcyjnej cenie.
Już od dawna o niej marzę. Teraz mam dobry powód, by to marzenie zrealizować. A do tego da mi to możliwość nagrania fajnej sceny, która będzie swoistą kontynuacją początkowej sceny piątego odcinka serialu „W obcym ciele”.
Ale przede wszystkim pozwoli mi zrealizować bardzo fajny prezent dla mojego podopiecznego.
A koncepcja już w mojej głowie powstaje, bo im więcej materiału nagrywam teraz, za pomocą smartfona, coraz lepiej ją widzę. Wygląda na to, że nie film o Lukrecji z materiałów od Kamy, a moje w pełni własne produkcje będą moimi filmowymi amatorskimi debiutami...
A to wszystko będzie też wymagać czasu i pieniędzy, więc to kolejny dobry powód, by nie wracać we wrześniu.
Gabriela, Lukrecja w Stuttgarcie, Geery Weber, film o gołębiach, Nissan Qashqai, i kompletna izolacja od coraz bardziej toksycznej sytuacji w środowisku transseksualnym w Polsce.
I będę mogła bez problemu pomóc mojej byłej żonie, która ma teraz bardzo skomplikowaną sytuację po śmierci swojej podopiecznej...
I naprawdę chcę tego.
A przyszłość ?
Może nowo poznana Polka w salonie kosmetycznym kiedyś pomoże mi załatwić wszystkie formalności, żeby zostać tutaj na stałe...
Czy okłamałam siebie ?
Nie. Po prostu posłuchałam głosu swego serca, serca Lukrecji.
I kolejny raz nie zawiodłam się.
Wygrałam.
Z życia Lukrecji
IX Konferencja „Życiodajna śmierć”
[22-25.05.2014]
Jeszcze jesienią ubiegłego roku zostałam zaproszona do udziału w konferencji organizowanej w Białymstoku. Zostałam zaproszona przez managera zespołu Closterkeller, który widział mnie w Blue Note na koncercie.
Kto by pomyślał, że taki skutek będzie miał mój udział w koncercie.
Bardzo się ucieszyłam, zwłaszcza, gdy dostałam informacje o wydarzeniu i dowiedziałam się więcej o tematyce. Jest ona bardzo bliska mojej pracy.
O samej konferencji nie będę pisała, bo link poniżej prowadzi bezpośrednio na stronę konferencji.
Byłam w Polsce, planowałam już strój, cały pobyt w Białymstoku. Wtedy dostałam ofertę wyjazdu. Pojechałam i wiedziałam, że wrócę na czas, ale, jak już pisałam, postanowiłam zostać. Napisałam o tym do organizatora i zaproponowałam ewentualny występ przez skypa.
Nie liczyłam, że zostanie to zaaprobowane.
A jednak.
Jak się ucieszyłam, gdy parę dni później dostałam wiadomość, że wystąpię za pomocą skypa.
Specjalnie dla mnie została przygotowana pod względem multimedialnym aula i o godzinie 17 w sobotę 24 maja połączyłam się z aulą w Białymstoku. O 17.40 rozpoczął się panel o tolerancji. Zapis mojego udziału jest poniżej.
Po zakończeniu mojego występu dostałam oklaski.
Oczywiście, wolałabym osobiście być tam, tym bardziej,że teraz byłam w męskim wydaniu, ale być może tym silniejszy był przekaz tego co chciałam powiedzieć.
Od początku, gdy dostałam zaproszenie, wiedziałam, że to będzie coś innego od tego, co robiłam dotychczas, i tak się stało. Gdy słyszałam moje imię i nazwisko prezentowane obok innych uczestników, osób nauki, i pastora kościoła ewangelicko-aubsburskiego, czułam dumę, że pojawiłam się w tak zacnym gronie.
Praca tutaj, obecnie miejsce, wspaniali ludzie, wszystko to powoduje, że zaczynam coraz bardziej skupiać się na moim życiu w inny sposób niż dotychczas. Kompletnie już przeszła mi chęć do działań, w które próbowałam się włączać, także poprzez wolontariat w Trans-Fuzji. Znam swoją wartość, swój potencjał i nie zamierzam już więcej marnować go na darmo.
I nie będę.
Widzę wyraźnie, że mój sposób jest bardzo skuteczny i przynosi wymierne efekty.
Już niedługo będę mogła się o tym ponownie przekonać, bo będę udzielała wywiadu studentce do Jej pracy magisterskiej. Ponownie. Mam już ich trochę na swoim koncie.
Zaczynam coraz poważniej szykować się do sporych zmian w moim życiu...
A dzień po zakończeniu konferencji dostałam taką wiadomość :„Pani Lukrecjo - już na spokojnie. Pragnę w imieniu Pani Profesor i swoim bardzo podziękować za wczorajszą debatę. Naszym zdaniem było super a Pani wypowiedzi były najbardziej logiczne wyraziste rozsądne i konkretne. Mam nadzieję że w przyszłym roku spotkamy się osobiście Pozdrawiam
Mateusz Cybulski”
Z życia Lukrecji
Męska koszula
[05.2014]
Pamiętając o poradach Karoliny, od czasu do czasu przyglądam się koszulom. W szafie mojego podopiecznego znalazłam jedną w moim rozmiarze, oczywiście męską. Gdy zapytałam siostry, czy mogę ją zatrzymać, powiedziały, że oczywiście, bo to koszula jednego z moich poprzedników...
Cały czas szukałam sposobu, by wygodnie nosić legginsy, a zwłaszcza moje pierwsze jegginsy. Ta koszula jest idealna, bo ma odpowiednią długość. Tylko z racji męskiego kroju coś mi nie pasowało i dalej przeglądałam regały w sklepach z damskimi koszulami, ale tutaj z kolei nie mogłam trafić na tak długą. Po paru przymiarkach przekonałam się, że obcisłe tuniki i koszulki to nie to, przynajmniej w tym momencie. I wtedy trafiłam na jasne brązowe spodnie firmy Denim. Bardzo obcisłe. Praktycznie są to moje drugie jegginsy, które od pierwszych różnią się tym, że są zapinane i nie aż tak super obcisłe. Wieczorem założyłam je, włożyłam koszulę i zupełnie intuicyjnie zwęziłam ją i zobaczyłam w lustrze dokładnie to, czego potrzebowałam. Zaraz poszukałam igłę i nici, odprułam oba rezerwowe guziki i zrobiłam nowe zapięcie.
Założyłam moje nowe szpilki Cat Walk, spojrzałam w lustro i zobaczyłam coś, co mi się bardzo spodobało...
Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła, jak moje nowe spodnie prezentują się w zestawie z klasyczną bokserką i kolejnym prezentem od kochanych sióstr, damskiej granatowej bluzeczki z haftowanym rosyjskim żaglowcem...
Z życia Lukrecji
Pierwszy krok w nowe życie
[30.05.2014]
Ostatnie wydarzenia spowodowały, że zaczęłam zupełnie na poważnie myśleć o przyszłości. Kolejne spotkania z Gabrielą uzmysłowiły mi, że czekam na nasze kolejne spotkania i nie chciałabym, by one się skończyły...
Opracowałam w głowie plan. Dokładnie go przemyślałam. Skonsultowałam go z Heidi i Moniką (kolejna Monika w moim życiu) i właśnie tego dnia, 30 maja, przedstawiłam go siostrom. Nie został z góry odrzucony, wręcz spotkał się ze zrozumieniem. Ale jego realizacja wymaga czasu. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to wiosna przyszłego roku będzie kolejnym przełomem w moim życiu.
Nic więcej nie napiszę. Żeby nie zapeszyć.
Z życia Lukrecji
Rewizja planów
[01.06.2014]
Plan, o którym piszę w poprzednim rozdziale, spowodował sporą rewizję moich planów.
Protezy.
Protezy kupię, ale nie będę się śpieszyła. I kto wie, czy nie kupię ich w Niemczech.
I nie szybciej niż wiosną przyszłego roku, bo wtedy być może będą mi bardziej potrzebne niż jeszcze uważałam do niedawna. Wtedy będę już miała jasność sytuacji i podejmę decyzję. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować mój plan i będą mi one potrzebne bardziej, niż obecnie...
Laser.
Nie będę teraz robiła zabiegów. Zaczynam je jesienią i będę je robiła całą zimę. Mam nadzieję, że efekt na wiosnę, w połączeniu z moimi włosami, które powinny mieć już sporą długość, będzie bardzo dobry...
Kamera.
Zrezygnowałam z zakupu. Zmontowałam już film. Jakość jest zadowalająca. Nie ma też sensu dublować materiału. Być może w przyszłym roku nakręcę kolejną część. Kupiłam za to uchwyt samochodowy do mojego smartfona i opracowałam sposób wykorzystania go jako podręcznego, improwizowanego statywu. Cóż, potrzeba matką wynalazków...
Gerry Weber.
Tą sesję przekładam też na wiosnę. W świetle nowych planów nie potrzebuję nowej kreacji. Na moje wypady do Stuttgartu będę już być może w sierpniu miała część mojej garderoby tutaj, a najpóźniej we wrześniu. A do tego czasu i tak będę miała w czym pojechać. Już praktycznie mam.
Natomiast wiosna przyszłego roku być może da zupełnie inną perspektywę.
I dla kamery, i dla nowej stylizacji, i dla protez piersi...
Balerinki i stanik Super Push-Up.
A teraz kupię sobie za to jasnobrązowe balerinki i stanik super push-up.
I zrobię sobie sesję w pokoju, który już odpowiednio także w tym celu przemeblowałam.
A niedługo być może będę miała okazję zrobić pierwszą prawie w pełni kobiecą sesję w tym regionie...
Z życia Lukrecji
Wzorzyste legginsy
[06.2014]
Legginsy kocham od lat. Z przyczyn praktycznych ograniczałam się głównie do czarnych lub ciemnych, ale jednokolorowych. Zdobywane natomiast w lumpexach od czasu do czasu kolorowe, wzorzyste, nosiłam tylko w domu i to zazwyczaj specjalnie do zdjęć, a nie na co dzień.
Jednak patrzyłam z zazdrością na dziewczyny w legginsach w różne wzory.
Myślałam, że legginsy tutaj, gdzie jestem, będę tylko wieczorami w domu nosiła. Tym czasem okazało się, że będę je nosiła częściej, niż myślałam. I akurat wtedy zupełnie przypadkowo trafiłam na ofertę różnych legginsów w ALDI, zarówno jednokolorowych, ale także wzorzystych. Kupiłam jedne w stylistyce a la militarnej. Wieczorem sprawdziłam, czy pasują rozmiarem i następnego dnia zaopatrzyłam się w kolejną wersję, tym razem w kocie cętki. W końcu niezła ze mnie kocica. Przymiarka pierwszych legginsów, do których zakładałam koszulę i koszulki standardowej długości, uzmysłowiła mi, że jednak będę potrzebowała długą tunikę, bo koszula nie zawsze pasuje a standardowe koszulki są za krótkie. I akurat w ALDI trafiłam na śliczną ciemno różową tunikę. Tak więc wieczorem ponownie sprawdzałam kompozycje stroju. Już obecnie, mając 3 pary legginsów, jedne jegginsy, obcisłe dzinsy, koszulę, tunikę i czarny długi sportowy t-shirt, mam możliwość aranżowania różnych zestawów, co uwielbiam pasjami.
Ale legginsy będę nosiła także, i chyba głównie z moją czarną koszulką, bo pasuje idealnie. A do czasu, gdy nie będę prezentowała w pełni kobiecego wizerunku, nie muszę aż tak idealnie maskować mojej fizyczności.
I do tego okazało się, że odkryte w Deichmannie sznurowane a la balerinki są prawie takim obuwiem, o jakim od dawna marzyłam. I mają jedną wielką zaletę. Zmiejszają optycznie moje stopy.
To nie moje spostrzeżenie, ale zgadzam się z nim.
Miesiąc później kupiłam kolejne wzorzyste legginsy, głównie z myślą o wyjeździe na Paradę do Stuttgartu, ale w chwili, gdy je przymierzyłam, od razu wiedziałam, że będę je często nosiła. Zakochałam się w nich od pierwszego ubrania. I pasują do mojego obecnie ulubionego pasiastego topiku, kurtki, sandałków i balerinek. Oraz do moich specjalnych sandałków na Paradę.
Coraz więcej w mojej garderobie kolorów. Kupiłam też turkusowe krótkie legginsy.
Radość w mej duszy i sercu widać także w tym, co obecnie noszę.
Juz nie patrze z zazdrością na dziewczyny we wzorzystych legginsach tylko patrzę, czy w akurat takich, jakie widzę, byłoby mi dobrze, czy nie. Czy mi się podobają i czy mam coś, co do nich by pasowało.
Z życia Lukrecji
Gabriela i Ana Maria
[06.06.2014]
Kilka dni później miałam okazję wypróbować moje nowe legginsy i buty.
Gdy pokazałam się domownikom w moim stroju, usłyszałam wiele słów uznania. A jeszcze dwa dni wcześniej, gdy przymierzałam moje nowe legginsy, zastanawiałam się, czy taka forma stroju będzie akceptowalna.
Więcej, dostałam śliczny fioletowy komplet sportowy Reeboka. Oczywiście musiałam go przymierzyć i darczyni była bardzo zadowolona, że pasuje i podoba mi się.
Czuję się coraz wspanialej, coraz bardziej jestem pewna, że to moje nowe miejsce gdzie powinnam zapuścić korzenie. Nawet jedna znajoma na FB napisała w komentarzu pod zdjęciami, że na tych, które ostatnio umieszczam, stąd, często się śmieję. A to nie zdarzało mi się dotychczas. Skomentowała, że muszę czuć się tutaj wspaniale i mam tu zostać.
I to praktycznie już robię.
A wieczorem, gdy rozmawiałam z Heidi, usłyszałam z Jej ust potwierdzenie pewnych moich wniosków. Powiedziała, zostaw to, to już nie Twoja sprawa...i tak postanowiłam zrobić.
Dlatego już jestem prawie pewna, że pojadę jesienią do Polski na urlop.
Pakując się na wyjazd, stwierdziłam, że tak dłużej się nie da i pierwsze kroki skierowałam do Deichmanna, gdzie kupiłam fioletową torbę firmy Cat Walk. Wreszcie nie mam problemu ze swoimi rzeczami.
Legginsy i sznurowane a la balerinki okazały się bardzo wygodne. Mimo upału, czułam się swobodnie. Spacerowałam po mieście, robiłam zdjęcia i wkurzałam się na mój brzuch, który nie chce mnie opuścić. A ja jestem zbyt łakoma na łakocie, by się go pozbyć. Gdy upał dawał się coraz bardziej we znaki, kupiłam w oliwkowym kolorze długi bezrękawnik, i czułam się jeszcze swobodniej.
I wreszcie, gdy miałam nadzieję, że Gabriela już będzie, poszłam do pizzeri. Była, tak mocno mnie przytuliła. Nawet przez chwile tuliłyśmy się do siebie. Czułam się cudownie.
Ona mi daje tyle radości.
Po pewnym czasie przyszła do pizzeri atrakcyjna młoda dziewczyna. Gdy weszła do środka i długo nie wychodziła, zaczęłam się domyślać. I tak, okazało się że to córka Gabi, Ana Maria.
Przegadałyśmy sporo czasu w bardzo ciekawym zestawie językowym - angielski, hiszpański, polski, niemiecki, włoski i rumuński. Istna Wieża Babel.
Ponownie mówiłam o swojej drodze, o tym, czego pragnę a czego nie. Jak postrzegam siebie, co zamierzam zmieniać, a co nie. Pokazałam w smartfonie zdjęcia. A potem razem z Aną i Gabi robiłyśmy sobie zdjęcia. Ana też je uwielbia. Nie ukrywałam już, zwłaszcza w rozmowie z córką, że czekam cały tydzień, by spotkać się z Gabi, ze lubię Ją i także ze względu na Nią, by kontakt się nie urwał, postanowiłam tutaj zostać na stałe.
A Gabi poprosiła mnie o pomoc w ważnej dla Niej sprawie...
Spędziłam w Ich towarzystwie cudowne dwie godziny. I z prawdziwym żalem musiałam Je opuścić, tym bardziej, że Ana we wtorek wraca do Hiszpanii.
Poza tym, poznałam przemiłą dziewczynę, która będzie mi zimą usuwała zarost. Sama potwierdziła, że teraz nie można robić, bo to zbyt niebezpieczne.
Już widzę, że jak pojadę do Polski, to będę musiała przyjechać z powrotem tutaj samochodem, bo nie zabiorę się ze wszystkim. Ja już noszę praktycznie tylko kobiece rzeczy, a po co mam kupować, skoro w domu mam tego od groma. Moje męskie bluzki już poszły w odstawkę. Nawet na zakupy pojechałam w legginsach.
A następnego dnia, gdy gotowałam się w upale w krótkich sportowych spodenkach z lycry, w drodze powrotnej wjechałam do sklepu odzieżowego i poszukałam krótkie, bawełniane, granatowe, w stylu sportowym spodenki. Oczywiście damskie. I mam je teraz na sobie, gdy piszę te słowa. Bo będę je nosiła non stop, jak będą upały. Zarówno w domu, jak i podczas wyjazdów do miasta.
Mam też dwie damskie koszulki nocne, już nie mogę doczekać się wieczoru...
(teraz, jak edytuję tekst, mam jedną z nich na sobie i wspominam słowa jednej z sióstr, bym sobie sprawiła damską koszulkę nocną i spała w niej...)
Parę dni temu rozmawiałam z Anią, Lady Lasarus. Bardzo się ucieszyła z moich decyzji. Ona wiedziała od początku, co powinnam zrobić ze swoim życiem i cieszy się, że dojrzałam do tej decyzji, której Ona kibicowała od dawna.
Już mi nie zależy na rozgłosie, na filmach, medialności.
Ta historia pisze się sama, i wiem, że są osoby, które czerpią wiele siły z tego, co przekazuję, dlatego piszę ją stale z wielką przyjemnością.
Natomiast moja strona o fetyszach i obliczach ukaże się praktycznie w wersji pisanej. Mało będzie tam zdjęć. Mam gotowe większość prezentacji, ale pokażę je tylko prywatnie, nie będzie ich na stronie. Może zamieszczę przykładowe zdjęcia do opisywanych historii.
A może nie...
A w Polsce ?
Na pewno postaram się spotkać z moimi oddanymi przyjaciółmi. I wiem, spotkania z kim będą miały pierwszeństwo...
Na spotkaniu z kim mi na prawdę zależy.
I nie pozwolę, bo ktokolwiek albo cokolwiek popsuło mi mój urlop...
A jakby tego wszystkiego było mało, pierwsza wiadomość, jaką dostałam, gdy siostry wczoraj weszły do domu, że w przyszłym miesiącu w Stuttgarcie jest parada LGBT. I że oczywiście, jak chcę, mogę w tym dniu mieć wolne i jechać do Stuttgartu. Nie wiem, czy pojadę, ale sam fakt, że One same mi to zaproponowały, sprawił mi wielką frajdę.
I byłam nawet w sex shopie sprawdzić, co ciekawego mają, bo przecież, jak będę chciała się tam pojawić, to będę chciała się dobrze zaprezentować. Tak więc, mimo, ze zrezygnowałam z zakupu kreacji Gerry Webera, kto wie, czy i tak nie będę miała jeszcze latem czegoś wystrzałowego. A oglądałam już niesamowitą skórzaną sukienkę...
Z życia Lukrecji
Prowokacja w legginsach i topiku
[06.2014]
Pierwsze ciuszki, jakie dostałam tutaj to brązowe gładkie legginsy i biało-brązowy pasiasty topik.
Było gorąco i gdy pokazałam się siostrom w tym zestawie, usłyszałam, że mam tak jechać do miasta, bo wyglądam super.
Byłam w szoku, ale oczywiście zrobiłam tak. A w mieście jeszcze dodatkowo kupiłam brązowe sandałki. I oddałam się mojej wielkiej pasji, czyli pozowałam pozowałam, pozowałam...
Widziałam, jakie budzę zainteresowanie, ale wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz odwrotnie.
Wtedy przekonałam się, że mogę ubrać się tak, jak od dawna marzyłam.
A myślałam do tej chwili, że publicznie nigdy tak się nie pokażę...
Z życia Lukrecji
Bielizna modelująca powraca
[06.2014]
Przymierzając moje nowe spodnie, klasyczne biodrówki, przekonałam się, że ponownie mi czegoś brakuje. Moje łakomstwo skutecznie przeszkadza mi w walce z likwidacji mojego brzuszka.
Pewnego dnia w ALDI trafiłam na wyprzeda bielizny modelującej i kupiłam slipki z wysokim stanem modelujące biodra, brzuch i talię. Tym razem nie firmy Jolinesse, tylko Skin to Skin.
W domu przymierzyłam, założyłam spodnie Denima i ucieszyłam się z efektu, gdyż takiego się nie spodziewałam. Teraz już bez obawy mogę do moich obcisłych biodrówek założyć nawet krótką koszulkę, chociażby jedną z moich bokserek, i efekt będzie taki, jakiego oczekuję.
A kilkanaście dni prędzej kupiłam cieniutkie slipki, tym razem firmy Jolinesse, i teraz, gdy od kilku dni temperatura nie spada praktycznie poniżej 30 stopni, w zestawie z moimi nowymi krótkimi spodenkami, sprawdza się rewelacyjnie.
Zaczynam też inaczej patrzeć także na ten aspekt mojej fizyczności. Nadal będę maskowała, może inaczej, robiła tak, jak wymaga tego noszenie bielizny damskiej, która jest skonstruowana przecież inaczej niż męska. Opracowałam swój własny skuteczny sposób, który z powodzeniem stosuję już od ponad roku, a zainspirowały mnie specjalne slipki dla osób TS, które kupiłam ponad rok temu razem z moimi piersiami i łonem. Przez długi czas ich nie używałam, bo wydawały mi się niepraktyczne i niewygodne, ale ostatnio, podczas pobytu w Polsce, gdy zaistniałam wreszcie w pełnej kobiecej krasie na co dzień, także ich zaczęłam używać częściej.
Ale wracając do tematu. Nie zmienię się, zawsze będę kobietą w męskim ciele, więc czy będzie tam coś widać czy nie, nie ma tak na prawdę znaczenia. Nie będę eksponowała, bo to nie zgadza się z moim postrzeganiem siebie, ale także nie będę cierpiała dla idei. Tak, by było wygodnie i estetycznie. A że coś będzie widać ? Przecież i tak nie oszukam ani natury ani przechodniów. I wcale nie zamierzam.
Bardzo mi się podoba to, co robi Dawid. Dlatego i ja zapewne będę kiedyś nosiła damskie stroje kąpielowe, nawet bikini, bez skrępowania...
Jeden kostium już przecież mam, jednoczęściowy, za rok mam nadzieję, będę go mogła często używać...
Nie mam ani jednych męskich spodenek kąpielowych, a przecież nie będę kupowała nowych, po co.
Być sobą
Być sobą...każdego dnia
[04.2014-04.2015]
To będzie niezwykły rok. Już jest.
Jadąc do Niemiec, jechałam w pełnej męskiej „krasie”. I to pokazują pierwsze zdjęcia w tej galerii. Ale z czasem sytuacja zaczęła się rozwijać w zupełnie niezwykłym kierunku. Także w domu, co także postanowiłam pokazać.
Początkowo legginsy tylko wieczorem, potem w dzień. Koszulka do spania, balerinki domowe na stopach nie tylko wieczorem, ale i w dzień.
A spacery ?
Od klasyki męskiej stylizacji, poprzez szpilki w Stuttgarcie pod pomnikiem Kaizera, jegginsy w lesie, legginsy i damskie sznurowane a la balerinki i długą tunikę...
Przymiarki i prezentacje nowych ciuszków, zarówno kupionych, jak i otrzymanych w prezencie, przed domownikami...
To tylko początek, ale już wiem, że ten proces będzie trwał i będzie się rozwijał w coraz bardziej przeze mnie upragnionym kierunku...
Dlatego to taka jakby nowa wersja tego, co robiłam dwa lata temu w Bad Nauheim.
Małe kroki, ale zarówno forma jak i cel są zupełnie inne. Tak na prawdę, to wcale nie są małe kroki, tylko stały proces prowadzący do celu.
Mogłabym tą kolekcję nazwać przebudzenie kobiety, kolejne, ale to nie do końca tak, kobieta już dawno się przebudziła, tutaj budzi się natomiast wizualnie...
Głęboko wierzę, że za rok zastąpię tą kolekcję nową...
Wreszcie jestem sobą...w pełni...codziennie.
Być sobą
Nieustanne testy tła i kompozycji
[2014]
Moje aparaty dają mi dobry powód, by bawić się przed lustrem, nawet wtedy, gdy nie zakładam na siebie stroju do sesji. Ciągle szukam najlepszego sposobu ustawienia, by widać było to, co chcę, żeby było widać. A gdy pojawia się nowe miejsce, to chcę je także sprawdzić od razu. Wtedy biorę aparat i robię zdjęcia. I zawsze na nich jestem w stroju, w jakim w danym momencie chodzę po domu, więc jest to tak na prawdę sesja pokazująca moje życie codzienne. Pokazująca, jak ewoluował mój strój domowy w miejscu, gdzie obecnie przebywam. Czyli, jak coraz bardziej mogłam być sobą.
Także tutaj można zobaczyć, jak coraz bardziej, z dnia na dzień, jestem bliżej celu, jaki sobie wyznaczyłam...
Być sobą
Pozowanie czas zacząć
letnie sesje w Szwabii
[06-09.2014]
Jestem modelką i kocham pozować.
Praktycznie, gdy oczekuję na dźwięk migawki, przyjmuję pozę, ale to też zależy od stroju i nastroju. Im bliższy mojemu sercu, tym dusza fotomodelki bardziej szaleje.
Tak było już podczas sesji pod pomnikiem Kaizera, gdy założyłam moje pierwsze szpilki Cat Walk i w lesie, gdy założyłam dopiero co kupione pierwsze jegginsy.
Gdy pojawiłam się pierwszy raz w moich wzorzystych legginsach w mieście, i miałam już mój improwizowany statyw, zaczęłam pozować, a nie tylko robić sobie zdjęcia na tle...
Ale dzień 12.06 był inny. Dostałam od sióstr cudowne prezenty, między innymi zestaw legginsy, bluzeczka i kurtka, wszystko w brązach. Założyłam na siebie i stając przed domownikami zachowywałam się jak modelka na wybiegu. I chłonęłam słowa uznania. Bardzo się ucieszyłam z prezentu i po upewnieniu się, że mogę tak iść do miasta, że nie mają nic przeciwko, pojechałam na cały dzień do Gmünd.
Pierwsze kroki skierowałam do Deichmanna i kupiłam jasno brązowe sandałki, które już ogladałam, a teraz już wiedziałam, że mogę je nosić i w dodatku pasują idealnie do mojej nowej kreacji. Zresztą nie tylko do niej...
Dopiero co napisałam, że nie zamierzam się przejmować, że coś będzie widać. I kilka dni później miałam okazję to sprawdzić w praktyce.
Legginsy i krótka bluzeczka. O tym marzyłam i myślałam, że ta wersja będzie dla mnie zawsze tabu.
Kolejny raz przekonuję się, że tutaj jest moje miejsce.
Cały dzień chodziłam z podniesioną głową, lekko uśmiechnięta. I robiłam zdjęcia. Zarówno w ustronnych miejscach, ale i w samym centrum miasta pełnym ludzi. Byłam w centrum uwagi i sprawiało mi to frajdę.
I pozowałam.
Zmęczona weszłam do znanego mi już pubu i piłam sobie piwo. I nagle pojawiła się Gabi. Zakochała ssie od pierwszego spojrzenia w moich sandałkach. Ech, te kobiety...
Poszłam potem do Niej do pizzeri. I jeszcze jedna radość, Ona też miała w pracy legginsy. Zrobiłyśmy parę wspólnych fotek. A jak przyjechał szef, powiedziała mu, kim jestem. Pokazałam zdjęcia i spotkałam się z uznanie.
Oglądając wieczorem zdjęcia, z których parę zamieściłam na fb, a dwa w moim portfolio na MegaModels, postanowiłam z tej kolekcji, która będzie powstawała przez całe lato, zrobić wybór i umieścić jako sesję foto w moim portfolio.
Ta kolekcja nie może zacząć się inaczej, czyli...
Cat Walk w akcji pod pomnikiem Kaizera...
Chociaż tak na prawdę zaczęła się już na Wzgórzu Salwatora w Gmünd.
A potem, gdy dusza modelki przebudziła się już całkiem, korzystała z każdej okazji, by pozować.
Z życia Lukrecji
Wnikliwe audytorium
[2014]
Gdy domownicy dowiedzieli się, kim jestem, zaczęłam dostawać prezenty odzieżowe.
Jeszcze zanim dostałam pierwsze z nich, pokazałam moje nowe spodnie, które kupiłam akurat w dniu, w którym powiedziałam o sobie. Spotkałam się z uznaniem dla dokonanego wyboru i z czasem stało się to stałą tradycją, że prezentowałam na sobie nowe nabytki.
Z każdym kolejnym spotkaniem, czy to otrzymując nowe prezenty, czy pokazując własne zakupy, pojawia się mini rewia mody, a ja zachowuję się jak na wybiegu i chłonę wyrazy uznania dla mojej prezencji.
Pierwsze pokazy nie były fotografowane, więc odtworzyłam je w identycznych warunkach, w jakich miały miejsce.
Ale mam nadzieję, że będą też tutaj zdjęcia na żywo podczas prezentacji.
Te prezentacje są też doskonałym sposobem, by jeszcze przed wyjściem z domu pokazać się w takiej stylizacji, w jakiej chcę jechać do miasta.
I najwięcej mam radości, gdy moje obiekcje co do stroju, który wydaje mi się zbyt kontrowersyjny, zostają przez domowników rozwiane.
Wtedy tym bardziej bez skrępowania, z podniesioną głową i uśmiechem na twarzy idę między ludźmi i robię sobie zdjęcia, które z początkowo typowych zdjęć turystycznych, na tle..., stają się coraz bardziej sesyjne, pozowane. W końcu dusza fotomodelki nie śpi...
Jednak nie będę aranżowała sesji foto podczas prezentacji na żywo, gdyż po prostu nie ma na to czasu. A jednak zdjęcia lepiej robić w spokoju. Natomiast mam nagrany materiał z prezentacji przed jednym z domowników. Być może nagram też kiedyś materiał z pozostałymi domownikami. Ale one zostaną wykorzystane tylko w przygotowywanym przeze mnie filmie. Tak samo, jak większość materiałów, które już nagrałam i które nagram w przyszłości.
Z życia Lukrecji
Koszula zostaje w szafie...na razie. Tunika też.
[06.2014]
Jest jeden niespodziewany skutek ostatnich wydarzeń.
Nie muszę już nosić długich tunik ani koszul, by maskować.
A co będzie w przyszłości okaże się w przyszłości.
Koszule to jednak nie jest moja miłość. Ta, której poświęciłam jedną z poprzednich lekcji, zostawię, bo w określonych warunkach spełni swoją rolę. I zapewne będę ją zakładała dla kontrastu do spódniczek, albo klasycznych dzinsów, ale damskich, zapewne z czasem kupię coś w stylu, jak miałam na sobie podczas sceny ze stylistką w serialu. Bo do moich pozostałych spodni, w większości męskich, ale bardzo przeze mnie lubianych, bo świetnie w nich wyglądam, kupię a może dostanę, klasyczną damska koszulę. I zapewne będzie ona i w stylu i w kolorze bardzo podobna do tej z serialu. Kto wie, czy jak będę kupowała, to nie tą konkretną.
Obecnie tutaj jest tylko zdjęcie z sesji z Karoliną.
Kto wie, kiedy pojawią się tutaj konkretne przykłady tej cały czas jednak obcej mi stylizacji.
Chociaż moje słowa do Karoliny w scenie serialu były szczere. Na prawdę podobam się sobie w tym zestawie. Ale zapewne, jak kupię także spodnie, będą bardziej kolorowe. Bardziej kwieciste. Ja już marzę o legginsach w kwiaty...
A że legginsów mam sporo...
Za to nadal mam tylko jedne jegginsy...
Jegginsy czy dzinsy ?
Zobaczymy.
A tunika ?
Zaczęłam ją nosić w domu.
O wiele bardziej atrakcyjnie czuję się w krótkim topiku. A skoro wreszcie mogę tak się ubierać, to tunika jest mi niepotrzebna. Zresztą ta oliwkowa, którą kupiłam podczas pierwszej prezentacji wzorzystych legginsów w Gmünd, wcale nie jest klasyczną tuniką, bo sięga do połowy bioder...I dobrze, przynajmniej nie będzie wisiała w szafie.
Bardzo szybko okazało się jednak, że nie tylko w domu.
Gdy kolejny raz usłyszałam, jak fajnie wyglądam w tej różowej tunice, postanowiłam ją jednak częściej nosić.
Najpierw gołębnik, potem zakupy, wreszcie wizyta w muzeum.
I kupiłam kolejną, tym razem na ramiączkach i tez różową, ale jaśniejszą.
Tak więc muszę jednak poprawić tytuł, ale zrobię to tutaj, na końcu.
Koszula zostaje w szafie. Tylko koszula.
Z życia Lukrecji
Miss Trans 2014
[14.06.2014]
Mata Hari Polska
3 godz.
WYBORY MISS TRANS 2014 !!! się odbyły... w warszawskim Klubie Galeria... Mata miała " zaszczyt" startować w konkursie. Kandydatki "łapano" z 13 czy 14 zgłoszeń zostało 7 !!! podobno po ostrej selekcji!!!Bawiłam się ... bo po to przyjechałam na wybory. Przyjechały moje fantastyczne koleżanki z... Telimena Feniks...Emi Japonka.
Nad całością - wersją artystyczną czuwała jak zawsze niezrównana, niepowtarzalna Kim Lee ... nad wszystkim starała się zapanować Edyta Baker... Dziewczyny dwoiły się, troiły, aby zadowolić żądną wrażeń publiczność i szacowne jury.
Wśród publiczności zauważyłam moje wspaniałe koleżanki ... Gwiazdy DQDrag Queen Charlotte oraz DQ L Czardaszka. Jak zawsze piękne w super kreacjach... uśmiechnięte i trzymające kciuki.
Wizażystki, stylistki szukałyśmy po całym klubie a choć było nas naprawdę garstka wszystko trwało długo... zupełnie niepotrzebnie długo, ale barki w klubach żądzą się swoimi prawami.
Czy jestem zaskoczona wynikami wyborów???Nie jak zawsze można je przewidzieć. Dlatego zapytałam się na początku jaka powinnam być - infantylna, głupkowata czy potraktować te wybory w sposób poważny. Wśród kandydatek do "trofeum" pojawiały się różne komentarze na temat pytań padających ze strony znamienitych gości - członków jury.
Wszystko jak zawsze na żywioł... niedopracowane, ale co się nie robi, aby coś zrobić.
Wygrała Dorotka = szczere gratulacje, była piękna czarnowłosa Ada ... była Marysia obchodząca urodziny.
Były fanfary, była KONCZITA, brakowało Don Vasyla i Hrabiny Cosel.
Formuła tandetna.
Czy można coś zmienić??? Niepotrzebne są duże nakłady finansowe, ale warto coś .... ZMIENIĆ!!!
wybory Miss Trans 2014 uważam za kiczowate, szmirowate i gdyby nie Kim jak zawsze niezawodna, profesjonalna ... Edyta to całość była by mierna i nawet nagrody, które w tym roku "imponowały" ... nie zmieniłyby faktu, że trzeba się dobrze w barku "narąbać" , aby cieszyć się z czegoś na siłę.
Upominki, które dostały pozostałe uczestniczki to po prostu wstyd i żenada.
Szkoda, że nikt z ORGANIZATORÓW NIE ZADBAŁ, ABY DZIEWCZYNY W GARDEROBIE NIE MIAŁY CO SIĘ NAPIĆ!!!
2 soki w kartonie od 19 do 22.30 to chyba coś nie tak.
Ten opis znalazłam na fb rankiem w niedzielę po konkursie.
Czy czułam satysfakcję ?
Tak !
I nie wstydzę się do tego przyznać po tym, jak zostałam potraktowana przez jedną z organizatorek.
Czy moja strona o konkursie, którą zrobiłam rok temu, zaraz po ubiegłorocznej edycji, pomogłaby w upowszechnieniu konkursu ?
Nie mnie na to pytanie odpowiadać, ale czy odpowiednio upowszechniona i zawierająca aktualnosci oraz szerszy aspekt, który znajdował się na wersji przygotowanej dla organizatorów, nie pomogłaby w promowaniu konkursu ?
Zresztą nie tylko strona...
Gratuluję uczestniczkom i zwyciężczyni, Dorotce, z którą stanęłam w szranki dwa lata temu, i którą bardzo lubię.
Podziwiam Marysię za Jej upór i niezwykły koloryt, który wnosi co roku. Oraz za ogrom pracy, który corocznie poprzedza Jej udział w konkursie.
Już tylko za to należałaby się Jej nagroda specjalna.
Lucy ? Już coś Ci w głowie się pojawiło ?
I dobrze...
Mam jeszcze jedną wielką satysfakcję. Wygrałam w najlepszej jak do tej pory edycji, zarówno pod względem organizacji, poziomu i ilości konkurentek, jak i składu jury.
Żałuję tylko, że nie dane mi było chociaż spróbować...
Wiem, ile ten konkurs dał mi. Wiem, ile dał innym uczestniczkom i chciałam, by się rozwijał.
Czy się rozwija ?
W moim odczuciu wręcz odwrotnie.
Poczekajmy kolejny rok.
Na szczęście to już nie mój problem...
Mimo wszystko nadal będę kibicowała konkursowi, bo wiem, jak wiele dobrego on może zrobić...
Jeszcze jakiś czas temu martwiłabym się, że stało się to, co się stało.
Na szczęście od pewnego czasu zupełnie coś innego zaprząta moją głowę i zupełnie przestało mi zależeć na jakimkolwiek szumie medialnym.
A jeszcze rok temu byłam pewna, że konkurs będzie jedną z ważniejszych moich działalności. Dlatego podpisałam umowę wolontariuszki.
Na szczęscie życie napisało tak niezwykły scenariusz, że nie mam czego żałować.
I nie żałuję.
A mój potencjał wykorzystuję zupełnie gdzie indziej.
I z bardzo dobrym skutkiem...
W ciągu kilku kolejnych dni dostałam kolejne potwierdzenia moich odczuć, i to ze strony, z której bym się tego nie spodziewała.
Cóż, tym większa jest moja satysfakcja...
Ale jednemu nie zaprzeczę i miałam okazję ponownie powiedzieć te słowa w rozmowie z tegoroczną Miss.
Dla mnie wygrana w konkursie w 2012 roku była momentem przełomowym.
I jestem przekonana, że bez tego sukcesu nie byłabym dzisiaj tam, gdzie jestem, nie byłabym tym, kim jestem. Nie osiągnęłabym takiej pełni szczęścia, jakiej doznaję obecnie, pisząc te słowa.
Ta wygrana nakręciła mnie jak sprężynę, która długo się odkręcała pchając mnie do przodu.
Tym bardziej mi żal widząc, w jakim kierunku zmierza ten konkurs.
Nie ma tutaj ani jednego zdjęcia i nie będzie. Nie było mnie tam.
Nie będzie też informacji o konkursie na mojej stronie poświęconej mojej przygodzie z Wyborami Miss Trans Polski w takiej formie, jak opisuje poprzednie.
Pojawi się tylko ten tekst powyżej, bo wspominam w relacji z konkursu w 2013 roku o moich planach w związku z tegoroczną edycją.
A ja tymczasem szykuję się na fajne wydarzenie w moim życiu...
Skoro chodziłam prawie cały dzień po Stuttgarcie w szpilkach Cat walk, do tego o numer za małych, kupiłam sandałki mojego ulubionego sprzedawcy, Andrés Machado , na szpilce, bardzo sexi.
W lipcu będę ich potrzebowała w Stuttgarcie...
Być sobą
Kiemele
[2014]
Kilka eksponatów, Cat Walk i ja
Gdy kupiłam szpilki Cat Walk, wielokrotnie myślałam o sesji w plenerze. Muzeum Kiemele było jedną z alternatyw. Jednak fakt, że to miejsce uczęszczane i bardzo blisko miejsca mego pobytu, wstrzymywał mnie.
Teraz, gdy z domu wychodzę w legginsach, damskim topiku, damskiej kurtce i damskich butach, czekałam już tylko na okazję.
Parę dni wcześniej pojawiłam się tam w moim codziennym stroju i postanowiłam bardzo szybko wrócić.
Wróciłam.
Skorzystałam z okazji, by założyć moje kocie cętkowane legginsy i sprawdzić w praktyce, jak nosi się jeden z prezentów, brązowa letnia kurtka.
Zabrałam także moje szpilki Cat Walk.
To była pierwsza w pełni zaplanowana sesja. Pojechałam tylko w tym celu, dlatego nie dołączyłam jej do galerii letnie sesje w Szwabii. Tam będę umieszczała zdjęcia z mini sesji w miastach, często między tłumami przechodniów. Ale nie tylko. Las, gołębnik...Każde miejsce jest dobre.
Natomiast tutaj będą pojawiały się co jakiś czas kolejne sesje.
Już wiem, że to miejsce stanie się takim tutejszym odpowiednikiem poznańskiej Cytadeli. Ma bardzo wiele możliwości tworzenia ciekawych kompozycji. Na początku ograniczał mnie tylko brak statywu. I jest niedaleko, dobry dojazd, spokojne miejsce, parking...
I obowiązkowo w akcji będą moje szpilki Cat Walk.
Różne środki lokomocji
Część pierwsza
Gdy kolejna sesja nie doszła do skutku, gdyż okazało się, że akurat są prowadzone prace budowlane, postanowiłam poświęcić w przyszłości cały mój wolny dzień na wizytę w muzeum i oddać się szaleństwu pozowania.
I oczywiście zabrać ze sobą moje szpilki.
Długo nie czekałam.
Tego dnia, gdy jechałam ponownie do muzeum, pierwszy raz wyszłam z domu w balerinkach i myślałam, że to wystarczy, by zadowolić moją kobiecą duszę. A zrobiłam to pod wpływem sugestii Emmy, która na obiekcje Bruni, czy w mojej ciemno różowej tunice mogę pokazywać się publicznie, powiedziała, że jak najbardziej.
Powiedziała, że to już bez znaczenia.
Tak więc pojechałam w tunice, legginsach i balerinkach.
Szpilki oczywiście zabrałam, tym bardziej, że planowałam jeszcze udać się na moją ulubioną ustronną leśną polankę. Na której po wizycie w muzeum też wylądowałam.
Weszłam do muzeum, zaczęłam robić zdjęcia. Początkowo myślałam, że w szpilkach będę zdjęcia robiła tylko w halach, ale jak zobaczyłam stojący czołg na placu, założyłam szpilki, i praktycznie już w nich zostałam prawie do końca wizyty.
Byłam sama w całym muzeum, co bardzo mi odpowiadało. Nie dlatego, że krępowałabym się, bo gdybym się miała krępować, to szpilki zostałyby w samochodzie. Cieszyłam się z samotności, bo mogłam szaleć ze zdjęciami. Wchodziłam tam, gdzie miałam ochotę i nie musiałam nikogo pytać o zgodę.
A kilka dni później, gdy wybierałam kilka zdjęć do umieszczenia na facebooku, nagle przyszedł mi do głowy tytuł. I tak narodziła się kolekcja „Różne środki transportu”.
Od czołgu, poprzez lokomotywę, motocykle, samochody, ciągniki rolnicze, działa i tym podobne, po niezrealizowane marzenie z dzieciństwa, konia na biegunach.
Kobieta w muzeum
Podczas pierwszej wizyty w muzeum zwróciłam uwagę na aranżacje wnętrz z manekinami kobiet. Moja kobieca dusza nie mogła przejść obojętnie obok tych pięknych wizerunków.
Teraz, gdy wróciłam ponownie, starałam się wczuć w ich role. Liczne elementy wyposażenia dawnych mieszkań dają spore pole do popisu. Zwłaszcza urzekły mnie pełne uroku dawne wózki dziecięce. Muszę przyznać, że doskonale czułam się w roli matki pochylającej się nad wózkiem.
Odezwał się instynkt macierzyński ?
Raczej nie. To dusza modelki wcieliła się w kolejną stylizację.
Ale nie ukrywam, że podoba mi się ten wizerunek.
Co robi kobieta w muzeum ? Zwłaszcza tak nietypowa jak ja ?
Raz czyta stary ręcznie pisany wolumen, by za chwilę trzymać w ręku pancerzownicę.
Pochyla się nad dawnym wózkiem dziecięcym. Rozmawia z manekinem w sukni ślubnej.
Pochyla się ku Damie w kapeluszu. Próbuje grać na pianinie...
Sam pomysł tej galerii tak mi się spodobał, że na pewno poświecę mu więcej uwagi podczas kolejnej wizyty w muzeum.
Dusza lesbijki
Kocham kobiety.
Jestem emocjonalnie lesbijką i nie mogłam przejść obojętnie obok tych ślicznych kobiet zaklętych w kamieniu.
Najpierw, podczas pierwszej wizyty w muzeum, fotografowałam tylko Je.
Kolejnym razem szukałam namiętności popuszczając wodze fantazji.
Twarz, włosy, pierś...
Zimne, martwe, piękne...
Często fantazjuję. Wyobrażam sobie.
Często podczas sesji, zwłaszcza, gdy jestem bardzo skromnie i wyzywająco ubrana, wyobrażam sobie, że Ona patrzy.
Rozbudzam swoją kobiecość, ciągle i wciąż, bardziej i więcej.
I mimo że nie mam peruki, kosmetyków, widzę kobietę wizualnie z każdym dniem coraz bardziej.
Gracja i wraki
O takiej sesji marzyłam od momentu, gdy krótko po swoim tutaj przyjeździe zobaczyłam te trzy wraki w Kiemele.
Do czasu, gdy robiłam zdjęcia smartfonem, nie było o czym nawet marzyć.
Wreszcie, gdy miałam już statyw i aparat, zaczęłam szukać okazji. Pierwsza próba się nie udała.
Ale nie zrezygnowałam, tylko zaplanowałam to inaczej.
Chciałam oczywiście dodać trochę fetyszu, więc postanowiłam założyć baletki. Do tego stare legginsy i topik, dzięki czemu nie miałam stresu, że coś zniszczę i pewnie się poruszałam, co w przypadku takich obiektów jest bardzo ważne.
Bawiłam się cudownie, i już wiem, że ta kolekcja jeszcze się wzbogaci, zwłaszcza, gdy będę miała swoją Practicę, bo ma ona szerokokątny obiektyw i możliwość robienia samowyzwalaczem dwóch zdjęć, co daje mi więcej czasu na ustawienie się, oraz złapanie szerszego planu.
.Ciągle przekonuję się, że odnalazłam swoje miejsce.
To kolejny przykład.
Tutejsze muzeum daje mi o wiele więcej możliwości ciekawych aranżacji, niż poznański Fort Winiary.
A to dla duszy fotomodelki, która kocha militaria, bezcenny skarb.
I mam jeszcze jedną satysfakcję. Jestem dostatecznie wygimnastykowana, by sobie na taką sesję pozwolić, tym bardziej, że robiłam ją sama.
Kiemelskie prezentacje
Sam plac manewrowy daje wiele ciekawych kompozycji, gdyż znajdują się na nim tez różne obiekty. I jest to doskonałe miejsce, gdy chce sobie po prostu zrobić zdjęcia tak ubrana, jak akurat jadę na zakupy. Wkładam więc aparat do samochodu i jadę także tam.
Tak się zaczynała moja przygoda z muzeum Kiemele (galeria w cyklu bonusy Lukrecji) i tak trwa cały czas...
Dlatego galeria w cyklu bonusy Lukrecji już jest zamknięta. Jej kontynuacja będzie się sukcesywnie ukazywała tutaj.
Różne środki lokomocji
Część druga
Jakiś czas później wjechałam na chwilę, bo nie dawała mi spokoju stojąca na środku placu ogromna lokomotywa. Pojawiły się też dwa nowe pojazdy, wyciągnięte z zakamarków muzeum być może w celu renowacji, więc założyłam szpilki i ruszyłam na spacer po placu manewrowym przed muzeum.
I jeszcze kilkakrotnie wróciłam tego lata by zaprezentować siebie na tle różnych środków transportu.


































































































































bottom of page