top of page


LUKRECJA
KOWALSKA
odkryć i zrozumieć siebie
Ilustrowana opowieść o tym, jak odkrywałam siebie
część piąta 04.2014-09.2014


zapraszam na ciąg dalszy...
Z życia Lukrecji
Święto kobiecości Lukrecji
Początkowo, gdy pierwszy raz pojechałam stąd do Stuttgartu, kupiłam szpilki Cat Walk i zrobiłam sobie sesję pod pomnikiem, myślałam, że moje wyjazdy do Stuttgartu będą wyjątkowe, bo wtedy i tylko wtedy będę mogła być sobą w pełni. Planowałam, jak to będzie wyglądało. Pełny makijaż, być może w salonie kosmetycznym, biust, peruka...
Potem życie napisało zupełnie nowy scenariusz. Nie muszę jechać do Stuttgartu, by być sobą. Jestem sobą non stop. Oczywiście są ograniczenia, które wynikają z tego, gdzie jestem, i dlatego moje wyjazdy do Stuttgartu są świętem mojej kobiecości, ale wyglądają zupełnie inaczej, niż myślałam początkowo. Przede wszystkim wtedy myślałam, że pierwszy raz pokażę kim jestem dopiero, jak będę miała tutaj swoje rzeczy, kosmetyki, peruki...
Tym czasem już kolejny wyjazd stał się pierwszym świętem. Miałam na sobie moje pierwsze jegginsy, krótki topik i większość czasu moje Cat Walki na nogach.
I czułam się cudownie.
Kolejne święto to był niezwykły dzień, Christopher Street Day.
Jakiś czas potem odkryłam miejsce, gdzie mogę świętować swoją kobiecość w pełniejszym wydaniu niż w Stuttgarcie. Mogę zabrać swoje nowe szpileczki, sporo rzeczy do przebrania, gdy mam więcej czasu do dyspozycji. I spokojnie mogą to być moje nowe ciuszki i nie muszę się bać się, że je zniszczę, a to właśnie bardzo ograniczało możliwości sesji na leśnej polanie.
Natomiast wyjazd do Stuttgartu pociągiem ograniczał bardzo możliwość zabrania czegoś na przebranie.
A potem zrobiłam sobie święto zakupowe...
Teraz dzięki odkryciu możliwości sesji na parkingu, zamku w Untergröningen czy Abstgmünd, jadąc do Stuttgartu czy Aalen nie będę nastawiała się na robienie sesji. Zabiorę tylko smartfona i zrobię sobie parę zdjęć, a sesje będę robiła w nowo odkryty sposób. Bo jadąc samochodem praktycznie na miejsce sesji mogę zabrać co chcę.
Dlatego postanowiłam wyodrębnić ta kolekcję, bo zawsze będą specjalne momenty, kiedy w szczególny sposób będę świętowała to kim jestem...
Z życia Lukrecji
święto kobiecości Lukrecji
Stuttgarckie plenery
[18.06.2014]
Jestem szczęśliwa. A dzisiaj byłam w swoim żywiole,tłumy,piękne miejsca,statyw z aparatem, z boku smartfon że swego statywu kręci filmy. I szpilki na nogach,kilka sesji,zdjęcia i filmy na deptaku, rozmowa z Jade,publiczność,życzliwe uśmiechy,ludzie stają i z uśmiechem obserwują, jak pozuję, a wieczorem jak wróciłam do domu,na łóżku leżał prezent,piękna długa koszula nocna,którą mam teraz na sobie, i kilka drobiazgów, by pokój był przytulniejszy,bardziej kobiecy. Można ? Można. Tylko trzeba uwierzyć w siebie i być dumną z tego kim się jest. Ja jestem
Tak napisałam na gorąco, wieczorem, oglądając mecz.
Pisałam w innym miejscu, że moje comiesięczne pobyty w Stuttgarcie to będzie moje święto. Święto mojej kobiecości. Ale nie spodziewałam się, że nastąpi to w takiej formie i tak szybko.
Jechałam z konkretnym nastawieniem, dlatego kupiłam w second hand używany aparat. Pierwsze kroki w Stuttgarcie skierowałam do Saturna, gdzie kupiłam statyw i udałam się do reprezentacyjnego parku Stuttgartu. Usiadłam, włączyłam smartfona na nagrywanie, i tam, na ławce, zrobiłam sobie makijaż. Założyłam szpilki i oddałam się pozowaniu. Wśród ludzi. Fakt, że było wcześnie i nie było ich wielu, ale i tak miałam sporą publiczność.
Następna była sesja baletnicy, czyli kolejna pozycja do kolekcji w świecie fetyszu.
Gdy trafiłam w second handzie na legginsy z lycry, a przeglądając dalej ofertę, na damskie kąpielówki połączone z plisowaną mini spódniczką, nie mogłam tego nie kupić.
Jadąc do Stuttgartu postanowiłam zabrać ze sobą legginsy i kąpielówki oraz baletki.
Początkowo myślałam, że w cieniu Kaizera zrobię sesję w szpilkach, ale skoro postanowiłam tą sesję zrobić w reprezentacyjnym parku Stuttgartu, musiałam coś wymyślić dla Cesarza. I tak pojawiła się Prima Ballerina u stóp Cesarza.
Idąc za ciosem, postanowiłam zaszaleć jeszcze bardziej, i pozowałam też w samych legginsach i topiku. Bez skrępowania. Czułam się cudownie. Byłam w swoim żywiole.
Kilka dni później kupiłam baletki, białe i czarne...
To lato będzie należało do Prima Balleriny.
A jesienią, gdy uzupełnię kolekcję, będzie królowała dalej, całą zimę.
W baletkach na śniegu...
Czemu nie...
Potem poszłam na deptak. Po krótkiej pauzie w kawiarence na deptaku, postanowiłam iść za ciosem. Usiadłam na ławce koło drzewa i założyłam szpilki. Myślałam, że tylko do paru zdjęć...
Zdjęłam je dopiero po długim czasie, gdy poszłam do Pizza Hut.
Przeszłam w nich robiąc zdjęcia, cały deptak. Wtedy też poznałam Jade, do której napisałam po powrocie ten post:
Jade, es war toll, Sie zu treffen.Warme Grüße und sehen Sie in einem Monat
A Ona odpowiedziała:
War sehr nett tolle Persönlichkeit
i jeszcze
Ja habe mich auch gefreut dich kennenzulernen hoffe sehen uns bald wieder :-**
Ona sama mnie zagadnęła, bo jest w związku także z osobą transseksualną.
Spędziłyśmy parę fajnych minut na rozmowie. Wymieniłyśmy się telefonami i jesteśmy umówione za miesiąc, jak ponownie pojawię się w Stuttgarcie.
Po wyjściu z pizzeri założyłam ponownie szpilki, i teraz oddałam się głównie nagrywaniu filmów na deptaku, oraz pozowaniu. Kilkakrotnie widziałam, jak ludzie zatrzymywali się i obserwowali moje pozowanie. Gdy to robili, zawsze gościł na ich twarzach życzliwy uśmiech. W końcu nie łatwo było mnie nie zauważyć, zwłaszcza przy moim wzroście.
Ostatnie kroki skierowałam ponownie do parku, który teraz wręcz pękał w szwach i nadal pozowałam, tym razem także nagrywając materiał wideo. Kama miałaby tego dnia pełne spektrum reakcji ludzi na to, co robię, jak wyglądam, kim jestem.
Samej mi się udało, zwłaszcza w materiałach wideo, to uchwycić.
Byłam też oczywiście w Deichmannie. Pierwszy raz w szpilkach na nogach.
Zapewne w przyszłości właśnie tak pójdę do sklepu na zakupy jak będę chciała sobie coś wystrzałowego kupić.
Tak wyglądał pierwszy dzień mojego święta. Święta fotomodelki Lukrecji.
Kobiety w męskim ciele.
Zapewne zrobię osobne portfolio z moimi własnymi sesjami. I zacznę je od tej pierwszej w Schwäbisch Gmünd, potem Kiemele i wreszcie Stuttgart.
Bo będzie tych sesji zapewne sporo.
Dzisiaj, gdy piszę te słowa (dzień później) jestem po mini sesji z gołębnikiem w tle...
Tak mi się fajnie pozowało w parku, zwłaszcza mając tylu obserwatorów, że z prawdziwym żalem udałam się na dworzec kolejowy, mimo, że nóg już nie czułam.
Ja to uwielbiam. Takie sesje dopiero dają satysfakcję i frajdę. Inaczej się zachowuję, staram prezentować, gdy mam tak liczne grono potencjalnych obserwatorów. Same filmiki też mi sporo dały, bo widzę teraz, że nadal muszę sporo pracować nad sposobem chodzenia w szpilkach. Nadal to nie wygląda tak, jak bym chciała. Ale teraz będę miała okazje ćwiczyć...
Sam fakt, że spędziłam praktycznie kilka godzin w moich jakby nie patrzeć o numer za małych szpilkach Cat Walk, bardzo mnie cieszy. Był taki moment, że bardzo bolały mnie nogi. Usiadłam na ławeczce, by zmienić buty. Posiedziałam parę minut na bosaka i z powrotem założyłam szpilki. I jeszcze długi czas w nich chodziłam. To także pokazało mi, że nie muszę się bać wyjścia w samych szpilkach, bo zawsze mogę usiąść i chwilę odpocząć. Także wreszcie byłam przygotowana na wszystko. Plastry, nożyczki, wilgotne chusteczki...
Tego dnia było wszystko. Szpilki, jegginsy, które wreszcie zadebiutowały publicznie. I to bardzo spektakularnie. Przekonałam się, że moje odczucia co do nich są słuszne. Sprawdziły się rewelacyjnie.
Była baletnica i sexi laska w prześwitujących legginsach z lycry.
Były stopy zanurzone w wodzie w fontannie. Mokre nogawki jegginsów.
A to wcale jeszcze nie był koniec.
Po powrocie do domu znalazłam na łóżku śliczną, sexi, długą koszulę nocną.
Mój pokój był ozdobiony paroma drobiazgami, które podkreślają to, że mieszka w nim kobieta.
Ja już mam więcej, niż mogłam marzyć.
Zupełnie spokojnie czekam na to, co przyniesie przyszłość...
Jade opowiadała mi o swojej przyjaciółce Nadine.
Nadine napisała do mnie na facebooku.
Hallo Lukrecja,
Ich bin die Freundin von Jade, wo sie dir erzählt hat, das ich meine OP seit heute 4 Wochen hinter mir habe *freu. Hab dir mal ne FA geschickt
LG Nadine
Być może za miesiąc spotkamy się w trójkę...
A tymczasem zapraszam do mojego portfolio na sesję
„Stuttgarckie plenery”
sesja
http://lukrecjakowalska1969.wix.com/lukrecjakowalska#!lk-sztutgarckie-plenery/coj8
backstage
http://lukrecjakowalska1969.wix.com/lukrecjakowalska#!lk-stuttgarckie-plenery-backstage-galeri/ckf4
film (wersja skrócona. Jest też pełna, trwająca ponad 30 min, ale ona na razie pozostanie niedostępna. Mam co do niej inne plany)
http://lukrecjakowalska1969.wix.com/lukrecjakowalska#!lk-stuttgarckie-plenery-baackstage-film/c14do
hasło do prezentacji : lukrecja2012
Być sobą
W cieniu woliery
Zdecydowanie wolę pozować na dworze. Zamiast robić zdjęcia w swoich codziennych strojach w domu, zaczęłam je robić w cieniu Voliery. Z jak zaczęłam robić zdjęcia, to oczywiście zaczęłam pozować, bo ja nie potrafię po prostu stanąć przed aparatem i pstryk. Już nie.
„Udaje” mi się to tylko, gdy jestem ubrana całkowicie po męsku, bo wtedy nie czuję się swobodnie, nie czuję się sobą...
Nawet pokazując domownikom, jak nowe ciuszki prezentują się na mnie, pozuję i Oni to sami zauważyli i nie raz słyszę, że robię pozy jak modelka. Bo to prawda. Ja w obecności aparatu od razu przeistaczam się w modelkę.
A sesje w cieniu Voliery mają jeszcze jeden cel. Pokazuję sąsiadom siebie w różnych odsłonach. Oswajam ze swoją pasją.
Oswajam ze sobą...
W świecie fetyszu
Prima Ballerina
Odbicie w lustrze
To lato należeć będzie do Niej.
Moja kolekcja powoli wzbogaca się, a nowe możliwości mojego nowego mini studia w moim pokoju wprowadziły nowy fajny element do pozowania.
W poznańskim studio widzę siebie podczas robienia zdjęcia.
Tutaj widzę siebie w trakcie robienia zdjęcia, ale także w dwóch ujęciach na fotografii.
Mój nowy nabytek, który debiutował w moim nowym studio ma wąski obiektyw, dlatego pierwsza odsłona nie ma w pełni tego efektu podwójnego wizerunku.
Więc będę próbowała do skutku...
A w drodze są już nowe baletki, białe i czarne, więc tym bardziej będzie okazja, by testować ustawienia aparatu.
I prężyć swoje ciało w baletowych pozach...
Do finałowej sesji kolekcji, która zapewne pojawi się wiosną przyszłego roku, będę musiała nauczyć się zaplatać moje włosy w kok.
Oj, będę ćwiczyła swoje ciało w najbliższych miesiącach...
W świecie fetyszu
Prima Ballerina
Leśna Gracja
Dobrze, że mam moje stare baletki gimnastyczne. Zapewne nie raz będą mi potrzebne tego lata.
Bo nowe, klasyczne baletki, które kupiłam, szkoda mi na leśne odmęty i wraki czołgów. Zbyt szybko bym je zniszczyła
Tą sesję chciałam zrobić z wykorzystaniem wraków czołgów w Kiemele, ale okazało się, że akurat był zablokowany dostęp, bo prowadzono intensywne prace budowlane. Tak więc pojechałam dalej, na leśny parking, gdzie testowałam swoje pierwsze jegginsy.
Teraz, uzbrojona w aparat z normalnym statywem, mogłam szaleć, i szalałam. I wiem, że w to miejsce Prima Ballerina wróci nie raz tego lata.
W świecie fetyszu
Prima Ballerina
Nowe baletki
Białe, czyli skromnie i grzecznie
Bardzo szybko kupiłam baletki.
Mając teraz dwie pary, postanowiłam zrobić dwie odsłony Prima Balleriny.
W jasnych kolorach grzeczna i skromna Gracja.
W świecie fetyszu
Prima Ballerina
Nowe baletki
Czarne, czyli ostro i wyzywająco
Bardzo szybko kupiłam baletki.
Mając teraz dwie pary, postanowiłam zrobić dwie odsłony Prima Balleriny.
W czerni ostra i wyzywająca.
Doskonale pasuje mi do tej wizji moje string body.
Ale także tutaj przede wszystkim gracja i powab.
Gdy chcę prowokować, zakładam Cat Walki, i wtedy już nie jestem Prima Balleriną...
Z życia Lukrecji
Urok bielizny - Super Push-Up
[05-25.06.2014]
Gdy zobaczyłam w H&M staniki super push-up, bardzo się ucieszyłam. Przede wszystkim dlatego, że są śliczne i mają trzy rodzaje miseczek, A, B i C. Moje trzy takie staniki mają miseczki A i przy mojej budowie są za małe. Nie dają tego efektu, którego pragnęłam. Teraz byłam przekonana, że tak będzie. Zdecydowałam się kupić jeden, by sprawdzić. Byłam wręcz pewna, że będę zadowolona i nie będę kupowała w przyszłości nowych protez piersi tylko kupię parę par tych staników. Tym bardziej, że są też koszulki.
Kilka dni później ponowie byłam w tym sklepie i oglądałam bardzo uważnie staniki. Miseczka C ma za duży otwór u góry i zaczęłam się obawiać, że bez dodatkowego wypełnienia nie spełni swojej roli. Nie kupiłam. Wróciłam do decyzji zakupu protez.
Tydzień później wiele się wydarzyło.
Lukrecja w pełnym kobiecym wydaniu będzie się pojawiała publicznie w Stuttgarcie, więc musi mieć biust. Kupię taki stanik. I zapewne kupię koszulkę. I sprawdzę w praktyce, czy da taki efekt w praktyce, jakiego oczekuję.
A figa !
Nie pokażę, ale postanowiłam mimo wszystko ten zapis zostawić.
Moje pierwsze święto kobiecości w Stuttgarcie ostatecznie utwierdziło mnie w decyzji, żeby nie kupować tego biustonosza.
Okazało się, że mogę moją kobiecość celebrować w zupełnie inny sposób. I tak będę robiła.
Natomiast jest coś, co mam nadzieję, kupię za rok. Widziałam to już.
Ponownie Dita Von Teese...
Już chyba wiem, jak uczczę pewne wydarzenie wiosną przyszłego roku, jeżeli będzie ono miało miejsce...
Hmmm...Mam.
Postanowiłam zilustrować jednak ta kolekcję i jednocześnie zrobić sobie przyjemność. Dlatego, będąc ponownie w mieście, poszłam do H&M by sobie przymierzyć ten biustonosz i zrobić w kabinie film.
Chciałam sprawdzić obie miseczki, B i C, dlatego przeglądałam ofertę i już prawie kończyłam, gdy nagle w moje ręce wpadła metka ze zredukowaną o 50 % ceną. Okazało się,że to stanik z miseczką B. Nie mogłam takiej okazji przepuścić, tym bardziej, że z całej oferty staników super push-up tylko ten jeden był przeceniony.
Teraz zaczęłam szukać majteczek, bo standardowo w komplecie są stringi.
Znalazłam, i w dodatku także przecenione. A do tego trafiłam na fajne dzinsy, bardzo obcisłe i bardzo tanie (stark reduziert). Gdyby nie guzik i zamek, to byłyby to klasyczne jegginsy.
Poszłam do kabiny, przymierzyłam oba staniki i przekonałam się, że nie ma między nimi widocznej różnicy w rozmiarze, więc spokojnie kupiłam ten przeceniony.
Tak więc będąc kolejny raz w Stuttgarcie Lukrecja będzie miała biust...
A w domu założyłam go ponownie.
Potem obejrzałam nagranie z kabiny.
Nie będę kupowała protez. Zostawię tylko parę staników najlepiej pasujących do mojego sztucznego biustu.
Koszulka. Biały komplet i ten, który przymierzałam w kabinie. Zapewne też klasyczny czarny.
Kilka dni później robiłam sobie sesję i gdy spojrzałam z bliska w lustro, zobaczyłam dokładnie to, co wydawało mi się, że widziałam w przymierzalni. Co potem widziałam też na nagraniu. Teraz przekonałam się ostatecznie i uwieczniłam to na zdjęciach.
Miseczka idealnie przylega do ciała, nie ma szpary, tak jak w moich dotychczasowych. Teraz wiem, że są warte swojej ceny. Bez dodatkowych wkładek spełniają dokładnie taką rolę, jakiej oczekiwałam. Przesuwałam palcem wzdłuż górnej krawędzi miseczki i nie mogłam uwierzyć, że to co widzę w lustrze i to co czuję pod palcem to prawda.
I przekonałam się, jak ważne jest mierzenie. Każdy, który będę chciała kupić, najpierw przymierzę, bo teraz już wiem, na co zwracać uwagę.
Moja kolekcja staników zostanie praktycznie prawie w całości wymieniona.
I teraz będę zawsze kupowała komplet, bo chcę i tam czuć się elegancko i powabnie.
Tak, urok bielizny powrócił...
A Dita ?
Cóż, przecież musi być w ofercie 90 C albo 85 D...
A może i Ona ma w kolekcji super push-up...
Kupując jakiś czas temu nowy pokrowiec na komórkę, wybrałam kocie cętki. Nawet mi do głowy wtedy nie przyszło, że teraz będę miała taki fajny komplet, stanik, majteczki i komórka...
I jak tu nie kochać bielizny. I jak jej nie pokazywać ?
Nie da się.
I dlatego ją pokazuję...
Dusza pełna fetyszy
Leśna Diva
[2014]
Fetysz.
Lycra.
Legginsy. Mini. Stringi. Szpilki. Biustonosz. Rajstopy. Topik. Strin body.
Tło.
Kocham to, i nie zamierzam z tego rezygnować.
A skoro znalazłam niedaleko takie fajne spokojne miejsce, mogę robić to, co kocham najbardziej. Wtedy, gdy mam na sobie błyszczące legginsy, szpilki, rajstopy, mini...
Gdy czuję promienie słońca na moim ciele...
Gdy czuję, jak wiatr muska moje prawie nagie ciało...
Gdy słyszę szum drzew i śpiew ptaków...
W tym momencie nic mi więcej do szczęścia nie trzeba...
I nawet, gdy nagle robi się ciemno, zimno i zaczyna padać, mocno, staję w rozkroku w samej bieliźnie, rozkładam ramiona, unoszę twarz w kierunku padających kropel deszczu...
I chłonę tą magiczną chwilę..
I wracam...
Wciąż i stale...
Dusza pełna fetyszy
Czasem słońce, czasem deszcz
Tytuł wcale nie jest przypadkowy.
To był pierwszy film Bollywood, jaki widziałam, i z wszystkich, które potem widziałam, ten najbardziej mi się podoba.
A tytuł idealnie pasuje do tego, co chcę tutaj pokazać.
Połączenie wody i lycry od początku bardzo mnie kręciło.
Podczas jednej z moich leśnych sesji, gdy kończyłam sesję Divy, nagle zrobiło się ciemno i zaczął padać deszcz. Ale bardzo krótko, więc postanowiłam zrealizować pierwotny plan i wyjęłam baletki, by zrobić też sesję Gracji.
I wtedy ponownie zaczęło padać, w dodatku zerwał się wiatr, ale ja nie zważałam na to. Stary aparat z second handu, egal, pozowałam dalej, i gdy stanęłam w samej mojej kociej bieliźnie przed obiektywem, padało już całkiem mocno, a ja, na przekór deszczu stanęłam w rozkroku, rozpostarłam ramiona i uniosłam twarz w kierunku nieba.
A potem, gdy się przebierałam, to lało już rzęsiście.
W domu miałam ponownie frajdę, gdy widziałam jak błyszczą się mokre rajstopy w świetle flasha.
I tak powstała wizja tej galerii, zupełnie nieplanowana. I to też jest fajne.
A słońce ?
Lycra błyszczy, a w słońcu prezentuje się zwłaszcza atrakcyjnie.
To też jedna z przyczyn, dla których zdecydowanie wolę pozować na dworze, w naturalnym świetle.
To, co robi słońce, jak prześwietla i uwypukla walory lycry, nie zrobi żadne sztuczne oświetlenie.
Skoro prezent w postaci deszczu spotkał Grację, to tylko jej poświęcam tą galerię, zarówno w promieniach słońca, jak i strumieniach deszczu...
A kto wie, może jeszcze będę miała szczęście, że będzie padać, i będzie ciepło...
A może fontanna w Stuttgarcie...
Z życia Lukrecji
Duża torba pełna niespodzianek
[25.06.2014]
Odpruję guziki.
Przed kolejnym wyjazdem do Gmünd długo nie mogłam się zdecydować, co ubrać. Koniecznie chciałam założyć moje jasne dzinsy, ale ciągle mi nie pasowała góra, bo zapowiadał się nieciekawy dzień pogodowo.
Gdy dostałam dużą torbę i wyjęłam pierwszą rzecz, okazało się, że to bluzka z długim rękawem, bardzo kobieca, idealnie pasująca do spodni i brązowej kurtki, którą dostałam wcześniej.
I tak rozwiązał się problem, w czym jechać.
A moje szanowne audytorium, tym razem zwiększone o dodatkową osobę, było zachwycone moim wyglądem.
Teraz wiem, ile takie słowa dają siły i wiary w siebie. Tego nie mam we własnym domu i nigdy mieć nie będę. Wiem o tym.
Mam natomiast tutaj i wiem, że te słowa są szczere.
Mogłam się o tym przekonać także podczas projekcji prezentacji „Stuttgarckie święto kobiecości Lukrecji”.
Dzisiaj wieczorem usłyszałam Ines, że świetnie pasuje mi ciemno różowa tunika, która noszę w domu. Doskonale współgra z moimi ciemnymi włosami...
Ciągle i ciągle dostaję dowody sympatii, zrozumienia i wsparcia...
Mam cudowną rodzinę.
A w mieście wspaniale się bawiłam robiąc zdjęcia, spacerując i widząc jakie budzę zainteresowanie.
A gdy weszłam do H&M, po pewnym czasie wyszłam z kompletem bielizny i kolejnymi spodniami.
Miałam też na sobie wzorzyste jegginsy, ale jednak moje pragnienie bardziej kieruje się ku kwiatom, tym bardziej, że kocie cętki już mam...
A po powrocie przejrzałam resztę zawartości torby. Jedna klasyczna koszula i klika bluzek. I kolejna koszula nocna.
Moja męska koszula poszła w odstawkę. Jest fajna, dlatego ja zostawię, bo być może będę musiała wystąpić bardziej oficjalnie po męsku, to będzie jak znalazł, tym bardziej, że może bez problemu być także koszulą założoną przez kobietę.
A wracając do spaceru. Jednak najlepiej czuję się w legginsach. Ale i spodnie będę nosiła, tym bardziej, że legginsy już są moim codziennym strojem w pracy, więc będę sobie mogła pozwolić od czasu do czasu na spodnie, gdy będę sobie jechała do miasta na dłuższy spacer.
I nie poszłam do pizzeri.
Może pójdę za tydzień, może za dwa.
Może za miesiąc.
Ponownie wsłuchałam się w głos swoich pragnień i odczuć.
Nie chcę być z nikim.
Nie umiem sobie obecnie wyobrazić, ze jestem z kimś.
Najlepiej mi samej ze sobą.
I chyba tak już zostanie na zawsze...
A wracając do prezentów. Już wcześniej dostałam kilka drobiazgów, o czym wspominałam wcześniej, by było mi przyjemniej w pokoju.
Bukiet róż, sztucznych, ale dzięki nim mogłam sobie zrobić miłą dla oka aranżację.
Koszula nocna i róże.
Stolik.
Wnętrze jednej z szaf, które powoli wypełniają się ubraniami bliskimi mej duszy i sercu.
I nie wszystkie kupiłam.
Z życia Lukrecji
Film „Lukrecja w ciele Krzyśka”
Nie kupiłam kamery. Ale mój smartfon, o czym przekonałam się realizując film „Taubensport”, nagrywa całkiem przyzwoity obraz. Oczywiście daleko mu do HD, że o Full HD nie wspomnę, ale to nic nie szkodzi.
Po kupieniu aparatu i statywu, postanowiłam smartfonem kręcić backstage sesji w Stuttgarcie. Tak mi się to spodobało, że kręciłam potem krótkie filmiki na deptaku i na koniec w parku, gdzie robiłam wcześniej sesję, ale tym razem nie backstage tylko spacery i pozorowane pozowanie, bardziej pseudo wybieg modelki niż sesja foto.
Gdy przygotowywałam w domu materiał backstage na stronę z portfolio, stwierdziłam, że materiał daje możliwość zrealizować film o tym, co się dzieje obecnie w moim życiu.
I tytuł dla książki, który wymyśliła Jagódka, pasuje idealnie także do tego projektu.
A tymczasem w oczekiwaniu na premierę, którą planuję na wiosnę przyszłego roku, krótki trailer.
Podczas realizacji trailera przyszły w odwiedziny Heidi i Margarete. Pokazałam im jeszcze nie skończony materiał.
Ponownie przekonałam się, że trafiłam na wspaniałych ludzi...
Gdy skończyłam montować trailer, postanowiłam zrobić drugą wersję.
Przedtem wysłałam link Kamie i bardzo się ucieszyłam, czytając Jej odpowiedź :
Cieszę się,że Ci dobrze w tych Niemczech,może wreszcie uda Ci się uzyskać stabilizację,filmik widziałam,gratuluję samodzielności-dobrze ustawiasz kadr,fajnie widać dzięki temu np. to,że nikt się nie przejmuje tym,co robisz,nie ma niezdrowej sensacji itp.
Bardzo chciałam pokazać coś o sobie w pełni zrozumiałe dla moich nowych przyjaciół. Dlatego postanowiłam w drugiej wersji dodać narrację w języku niemieckim.
Zrobiłam tłumaczenie w translatorze. Nieco zmodyfikowałam tekst. Nie jest dokładnie taki sam jak w wersji polskiej.
Poprosiłam o pomoc w edycji tekstu. Nagrałam głos (nie widziałam, że tak trudno nagrywa się swoją narracje w obcym języku), dodałam do filmu i mogę o sobie powiedzieć coś w bardzo ciekawej, krótkiej i w pełni zrozumiałej dla ludzi, z którymi obecnie się stykam na co dzień, wersji.
Ten film nie będzie nigdzie publikowany. Będę go pokazywała tylko na prywatnych pokazach.
Jakiś czas temu napisałam, że praktycznie piszę już trzecią część mojej książki.
Ale nie napiszę jej tak, jak dwie pierwsze części.
Nie napiszę, bo...
nakręcę ją.
„Lukrecja w ciele Krzyśka”
Część trzecia
„Jestem sobą, czyli wreszcie w domu”
Zachęcona powodzeniem z niemiecką narracją, postanowiłam cały film także zrobić w dwóch wersjach językowych. Jednak tym razem poświęcę odpowiednio dużo czasu na nagranie niemieckiej narracji, by była jak najbardziej naturalna.
A na mojej stronie jestem kim jestem jest trailer w wersji niemieckiej
„Lukrecja im Körper Chris”
Z życia Lukrecji
Christopher-Street-Day Stuttgart 2014
Wir Machen Aufruhr !
Polit-Parade „Gleiche Rechte und Akzeptanz”
Decyzja, czyli Domi i „Tygodnik Nowy” ponownie.
[02.07.2014]
Co ma wspólnego Polid-Parade w Stuttgarcie i Dominika ?
Oj ma, ma...
Wieczorem 01.07 weszłam na facebooka i dostałam taką wiadomość
Hej Lucy, mam do Ciebie prośbę. Moja koleżanka z Tygodnika Nowego przygotowuje artykuł na temat parady równości, która w lipcu ma odbyć się w Pile. Zanim zrobi relację, chce przygotować taki art. promocyjny. I zbiera opinie z różnych środowisk. Chodzi o to, czy chciałabyś wypowiedzieć się również. Krótka wypowiedź i zdjęcie (główka). Pytania – co sądzisz o tego typu paradach, czy jesteś za, czy Twoim zdaniem za mało ich w Polsce, czy również uczestniczyłaś w tego typu przedsięwzięciach? Jeśli się zgodzisz, to muszę mieć taką wypowiedź do czwartku. Max piątek. /Max 15 zdań/. Pozdrawiam
Oczywiście odpisałam Domi, że zaraz napiszę i po kilku minutach wysłałam Jej taki tekst
Cel, jaki przyświeca paradom, jest bardzo cenny i stanowi na pewno jeden z elementów walki o równość i prawo do bycia sobą.
Ja nie miałam okazji być na żadnej, bo nie byłam w stanie pogodzić terminów.
Ale tym razem będę, w Stuttgarcie. 26 lipca wezmę udział w paradzie będącej jednym z finałowych wydarzeń Tygodnia kultury pod hasłem „Wir Machen Aufruhr !” (http://www.csd-stuttgart.de).
Niestety, w naszym kraju parady są bardzo źle postrzegane, jak cały problem LGBT, gdyż brak otwartego dialogu i edukacji. Także druga strona nie zawsze chce wyjść naprzeciw i spróbować zrozumieć, i być może zaakceptować inność. Na szczęście to powoli się zmienia. Coraz więcej ludzi rozumie, że parada to głównie zabawa, często posługująca się przerysowanymi akcentami. I to także okazja, by wspólnie się bawić nie ukrywając swoich pasji. Najważniejsze by pamiętać, że parada to flesz, błysk. Edukację i dialog prowadzimy na innych płaszczyznach, na różnych seminariach, spotkaniach, panelach dyskusyjnych, żywych bibliotekach, festiwalach sztuki, filmu itp. I obie te płaszczyzny, zabawa i edukacja, powinny się nawzajem uzupełniać. Tak na marginesie, ciekawa jestem, czy w Polsce kiedykolwiek będzie możliwe zorganizowanie takiego festiwalu, jak ten w Stuttgarcie.
W ten sposób zostałam wywołana do tablicy.
W sprawie parad zawsze miałam mieszane uczucia.
Nie byłam do tej pory na żadnej. Dwa razy, gdy byłam w Warszawie w dniu parady, tego samego dnia był konkurs Miss Trans i wolałam na tym się skupić.
Dlatego, gdy siostry powiedziały mi o paradzie w Stuttgarcie i że mogę w niej wziąć udział, najpierw się ucieszyłam, ale potem obiekcje wróciły. Jednak tym razem nie zrezygnowałam od razu. Natomiast zapytałam siostry, jak wygląda sprawa bezpieczeństwa i gdy zapewniły mnie, że jest bezpiecznie, postanowiłam w niej wziąć udział. A potem poznałam Jade i już wiedziałam, że na pewno sobie tego wydarzenia nie odpuszczę, bo nie będę sama.
I wtedy dostałam wiadomość od Domi. Kolejny raz decyduję się na coś, więcej, dostaję możliwość, i za chwilę mam możliwość wypowiedzieć się na temat, mając dany problem przemyślany.
Jeszcze za nim podjęłam ostateczną decyzję i omówiłam z siostrami szczegóły wyjazdu do Stuttgartu na paradę, zaczęłam zastanawiać się, w co się ubrać.
Z życia Lukrecji
Christopher-Street-Day Stuttgart 2014
Wir Machen Aufruhr !
Polit-Parade „Gleiche Rechte und Akzeptanz”
W co ja mam się ubrać ?!
[12.06-26.07.2014]
Gdy już wiedziałam na pewno, że będę na paradzie, zwłaszcza, gdy poznałam Jade i Nadine, przyszedł czas na przygotowanie stroju. Pojawił się więc doskonały powód, by wielokrotnie testować wiele konfiguracji.
A zakupy w moim ulubionym second handzie pozwalają od czasu do czasu wprowadzać nową kombinację.
Moje Cat Walki sprawdzają się rewelacyjnie, ale kupiłam nowe sandałki, specjalnie na tą okazję, i jestem prawie przekonana, że większość tej galerii to po prostu zabawa w ukochanych przeze mnie klimatach fetyszu, które dodatkowo podkreślają kobiecość.
Uwypuklają moje atuty...Moje długie nogi opięte błyszczącą lycrą.
Bo tak naprawdę decyzja zapadła po sesji pod pomnikiem Kaizera. A gdy zobaczyłam te sandałki, które były dostępne w dwóch wersjach kolorystycznych, wybrałam od razu te, które bardziej pasowały do tej kreacji.
Ale...
Kupiłam już biustonosz super push-up, więc moje marzenia o sukience wróciły w pełnej mocy.
Gdy znalazłam w second handzie bardzo seksowną sukienkę, jeszcze bardziej zapragnęłam pojawić się jednak w sukience. Nie w tej, bo nie chcę pokazać się w za małej i za ciasnej.
Ale coraz bardziej pragnę pokazać się w jak najbardziej kobiecym wydaniu, a sukienka na pewno to podkreśli.
Tym bardziej, jak usłyszałam od sióstr, że moje włosy już obecnie nadają mi bardzo kobiecy wygląd.
Chyba jednak nie sukienka.
Kupiłam wzorzyste legginsy.
Wiem, co ewentualnie bym do nich potrzebowała.
Więc odwiedzę w najbliższym czasie sklepy z odzieżą.
I odwiedziłam. Kupiłam kurtkę, którą już kilkakrotnie oglądałam, a teraz była o 50 % przeceniona. Takie małe szczęście. I stwierdziłam, że nic więcej kupować nie będę. I następnego dnia, zamiast jechać do miasta, pojechałam do lasu. Trochę popadywał deszcz, więc uzupełniłam swoją kolekcję „czasem słońce, czasem deszcz”.
A po południu pokazałam moją ostatnią decyzję co do stroju na paradę, i przeżyłam lekki szok, gdy usłyszałam, jaka wersja jest najlepsza.
I tak się ubiorę.
A poza tym dwie osoby przekonane zupełnie do mojego obecnego sposobu postępowania przekonywały dwie pozostałe, które miały pewne obiekcje. I przekonały je. Kolejny raz dostałam niesamowite wsparcie i zrozumienie.
Z życia Lukrecji
Christopher-Street-Day Stuttgart 2014
Wir Machen Aufruhr !
Polit-Parade „Gleiche Rechte und Akzeptanz”
Zielono mi.
[17.07.2014]
A po południu pokazałam moją ostatnią decyzję co do stroju na paradę, i przeżyłam lekki szok, gdy usłyszałam, jaka wersja jest najlepsza.
I tak się ubiorę.
Nadal nie jestem pewna.
Cały czas myślałam o komplecie biżuterii. Tym bardziej, że nawet w domu nie mam kompletu, czyli naszyjnika, kolczyków i bransoletki.
Jadąc do Gmünd ubrałam legginsy, które zamierzam założyć jadąc do Stuttgartu, a do tego długą zieloną tunikę. Praktycznie mini sukienkę.
I wpadłam w pułapkę, bo udało mi się skompletować w C & A zestaw pasujący do tuniki, turkusowy. Oczywiście musiałam go uwiecznić na zdjęciach. Nakręciłam filmik, jak zakładam ten komplet. Siedząc w restauracji zrobiłam zdjęcie, które tak mi się spodobało, że zamieściłam je na facebooku i zrobiłam swoim profilowym.
Zrobiłam oczywiście parę zdjęć, bo jak mogłoby być inaczej.
I mimo,że byłam w kilku sklepach z odzieżą, nie kupiłam już nic, co mogłoby mi bardziej namieszać w sprawie stroju. Bardzo fajnie się czułam i podobam się sobie w tym zestawie. Przypuszczam też, że będzie gorąco, więc i tak nie będę brała kurtki.
A bez kurtki ta wersja stroju, która spodobała się najbardziej audytorium, nie da tego efektu.
Zresztą bez kurtki też bym mogła.
A kto wie, czy mimo wszystko nie pojawię się w zupełnie czymś innym.
Okaże się już za tydzień...
A na dodatek, cały czas jak bumerang wracają moje legginsy z lycry. Robiłam sobie sesję w nich i już wiem, że do torby na pewno jedne zabiorę.
Ale raczej tylko na ewentualną sesję.
Te nowe legginsy pasują idealnie do sandałków. Zestaw biżuterii do tuniki. I na dodatek czuję się w tym zestawie bardzo kobieco. Chyba z tego, co mam obecnie dostępne, najbardziej, nie licząc oczywiście moich kipiących fetyszem i sex appealem kreacji. Co prawda i one mogłyby się bez problemu pojawić przy takiej okazji Zwłaszcza przy takiej okazji. I cały czas walczę z pokusą, by tego nie robić. Dlaczego ?
Bo tak na prawdę ja chcę pokazać swoją kobiecość, tak, jak obecnie mogę najlepiej.
Tym bardziej, że być może znajdę się w niemieckiej telewizji, dlatego tym bardziej chcę pokazać się w klasą. I oczywiście stale pamiętam, że ja tu jestem w pracy.
Ale i okazja jest specjalna, więc cały czas kusi.
Tak więc decyzja zapadła.
Jadę w zestawie zielono mi, a do torby zabieram liliowe legginsy z lycry. A może wcale ich nie wezmę...
Z życia Lukrecji
Christopher-Street-Day Stuttgart 2014
Wir Machen Aufruhr !
Polid-Parade „Gleiche Rechte und Akzeptanz”
Ruda próba
Pisałam przy okazji pierwszego farbowania moich włosów („nowy look”), że w przyszłości pójdę bardziej w kierunku mojej rudej peruki. Kupiłam wtedy nawet farbę. Ale przypuszczałam, że zrobię to przed wyjazdem do domu. Ale skoro trafiła się taka okazja, to dzień przed paradą wzięłam do rąk tą farbę.
Niestety, mój podopieczny postanowił sobie podyskutować akurat, gdy byłam w trakcie nakładania farby. I zapewne z tego powodu także za szybko ją spłukałam. Ale nic to. W pewnych pozycjach widać rude przebłyski. Okazało się też, że wybrałam w sumie dobrze, bo ta farba przy moim naturalnym kolorze nie powodowała zbyt mocnego zafarbowania w odcieniach czerwieni. Dzięki czemu kolor wyszedł nie za bardzo ekstrawagancki. Właściwie wcale nie jest ekstrawagancki. Ale przypuszczam, że może być ciekawy i następnym razem, już nawet wiem kiedy, użyję takiego samego odcienia do farbowania.
A kilka dni później umyłam głowę i gdy następnego dnia rano spojrzałam w lustro, przeżyłam szok. Są takie, jakich się spodziewałam, a dzięki temu, że farba nie była równomiernie nałożona, wyszły różne odcienie, co bardzo mi się podoba.
Teraz już wiem, że farbować muszę kilka dni przed dniem, w którym chcę mieć oczekiwany efekt, by przynajmniej raz umyć po farbowaniu włosy.
Z życia Lukrecji
Christopher-Street-Day Stuttgart 2014
Wir Machen Aufruhr !
Polid-Parade „Gleiche Rechte und Akzeptanz”
Działo się !
[26.07.2014]
Jak ja żałuję, że nie mam swojej szarfy i korony...
Ale to nic, co się odwlecze to nie uciecze.
W tym roku jadę głównie z ciekawości zobaczyć, jak to wygląda. Natomiast za rok, jak nadal będę tutaj, a mam nadzieję, że tak, będę miała je ze sobą. Będę miała też moje sukienki i oczywiście kosmetyki. I samochód, by zabrać swobodnie to, co będę potrzebowała.
I być może zgłoszę oficjalnie u organizatorów swój udział.
A teraz już odliczam ostatnie dni...(gdy piszę te słowa, jest wtorek).
Część pierwsza
Drugie stuttgarckie święto kobiecości Lukrecji
Wreszcie nadszedł ten dzień !
Tak, jak postanowiłam, tak zrobiłam. Pojechałam w komplecie „zielono mi”. Nie zabrałam nic więcej, tylko moje nowe sandałki oczywiście. I nowe bolerko. Sprawdziło się fajnie, bo dzień był w kratkę. Ale i tak na takie sytuacje jeszcze bardziej praktyczne jest moje czarne, które niestety mam w Polsce.
Ten wyjazd potraktowałam jako sprawdzenie. Chciałam zobaczyć, jak to jest i już wiem, że jak będzie mi dane być za rok tutaj, pojadę na paradę w specjalnym stroju i później. Nie będę brała aparatu ani statywu.
A tym razem miałam oczywiście i aparat i statyw. I dobrze, bo w takiej formie, w jakiej wzięłam w tym roku udział w paradzie, w moich myszkach było o wiele wygodniej i praktyczniej. Co innego, gdybym szła w paradzie od początku...
Kto wie, za rok ?
A moje nowe sandałki sprawdziły się rewelacyjnie. Założyłam je w parku i chodziłam, pozowałam. Podczas spaceru deptakiem, trafiłam w inne miejsce, gdzie szykując się do zdjęcia, stałam się obiektem zainteresowania bardzo rezolutnej kilkuletniej damy, która oczywiście musiała sprawdzić, co widać w aparacie, jak robił zdjęcie.
Kilkakrotnie deszcz urozmaicił moje pozowanie. Czułam się bardzo swobodnie i szczęśliwie.
Moja zielona tunika okazała się jeszcze z jednego względu praktyczna. Mojego super push-upa założyłam jeszcze na dworcu w Gmünd, nie zdejmując tuniki, tylko pojedyńczo ramiączka. Tak więc zrealizowałam swoje pragnienie. Byłam w najbardziej kobiecej wersji, jaka jest w chwili obecnej dla mnie dostępna. I przekonałam się jeszcze o jednym. Makijaż robiłam wcześnie, ok 8 rano. A wieczorem, gdy wróciłam do domu, ok 22, w lustrze nadal miałam wizualnie gładką twarz. Oczywiście zarost już wyszedł, ale nie raził. To kolejny dowód, że moje problemy z moim wizerunkiem bardziej siedzą w mojej głowie, niż w naturze.
Część druga
Polit-Parade
Wreszcie zajęłam pozycję, oczywiście, sprowokowana publicznością, ponownie założyłam na chwilę szpilki i zrobiłam parę zdjęć. A potem skupiłam się już na paradzie. I nakręciłam ją praktycznie całą. Jak będzie już gotowa do pokazania, to link umieszczę tutaj.
I mogę wrócic na chwilę do pierwszej części tego cyklu. Teraz już wiem, że parady są ważne i mają ogromną wartość. Ale także ważne jest, jak jest zorganizowana. Nie było ani jednego objawu kontrmanifestacji. Nie było także zbyt wyzywających kreacji. A te, co były, były podane ze smakiem i humorem.
To było wielkie swięto wszystkich i wiem już, że parady mają ogromną moc. Szkoda, że u nas zazwyczaj stają się powodem politycznych przepychanek i awantur prowokowanych przez szukających sensacji oszołomów.
Ta parada też była upolityczniona, czego wyraz jest nawet w nazwie „polityczna demonstracja”. Na zakończenie parady był więc polityczny na Placu Zamkowym.
Ja w każdym razie już nie mam dylematu. Jak będzie możliwość, to będę na paradch, bo widziałam reakcje ludzi, świetnie się bawiłam i już tęsknię do następnej.
I wiem, że tutaj nikt by Tęczy nie spalił. Tutaj swobodnie mogła sobie być tęcza z balonów, na tle której oczywiście zrobiłam sobie zdjęcia. A na reprezentacyjnym placu Stuttgartu były na maszty wciągnięte flagi w kolorach tęczy...
Część trzecia
Taka mała konkluzja.
Przekonałam się, że wcale już obecnie nie potrzebuję pełnego makijażu, peruki i spudniczki, by czuć się w pełni także wizualnie kobietą. Wystarczył mój nowy zestaw biżuterii, biustonosz i bardzo kobiece legginsy, które w zestawie z długą obcisłą tuniką, będącą praktycznie mini sukienką, dały mi wszystko, czego potrzebowałam.
Dzięki temu utwierdziłam się ostatecznie, że nie ma we mnie już nic z tego, co jeszcze niedawno powodowało, że czuję się sobą w pełni. Nie potrzebuję sukienki, spódniczki, peruki, makijażu...
Ale oczywiście nie zrezygnuję z tego, zwłaszcza, jak już przywiozę swoje rzeczy jesienią z Polski. Wtedy na pewno moje wyjazdy do Stuttgartu nabiorą innego wyrazu.
Kocham legginsy, bo są sexi i wygodne. Doskonale podkreślają moje nogi. Ale równie mocno kocham czuć i widzieć na swych nogach rajstopy, zwłaszcza z lycry w zestawieniu ze spódniczką albo sukienką. Więc będę oczywiście szukała możliwości noszenia ich nie tylko na leśnej polanie czy przed lustrem w moim pokoju.
I na koniec. Gdy kupiłam swojego kociego super push-upa, szukałam pasujących majteczek. Znalazłam, kupiłam i oczywiście zrobiłam to także po to, o czym pisałam, by mieć komplet i zakładać komplet. I co zrobiłam, gdy pierwszy raz publicznie miałam założony mój nowy staniczek? Kocie majteczki zostały w szufladzie!
Następnym razem na pewno się poprawię...
Niestety, nie udało mi się spotkać ani z Jade ani z Nadine.
Ale to nic, jeszcze nie raz będzie okazja.
Z życia Lukrecji
Christopher-Street-Day Stuttgart 2014
Wir Machen Aufruhr !
Polid-Parade „Gleiche Rechte und Akzeptanz”
W czym na paradę... za rok !
To będzie najdłuższa lekcja i w efekcie tylko jeden strój jednego dnia.
Tak jak pisałam, w tym roku byłam zobaczyć, co i jak. Teraz wiem i już pierwszej nocy po powrocie z parady długo nie mogłam spać, tylko robiłam w głowie przegląd mojej garderoby i planowałam. A jeden pomysł był bardziej zwariowany od drugiego. Z jednej skrajności w drugą.
Być może nie pokażę tutaj nic, tylko powtórzę ten rozdział, gdy już będę opisywała mój udział, jeżeli do niego dojdzie, w przyszłorocznej edycji CSD Polit-Parade w Stuttgarcie.
A może uchylę rąbka tajemnicy prędzej...
Nie wiem. Przyszłość pokaże...
W świecie fetyszu
Prima Ballerina
Gracja i wraki
Militaria to moja wielka pasja, która towarzyszy mi od dziecka.
Teraz, gdy odnalazłam pasję w foto modelingu, mogę połączyć swoje dwie wielkie miłości w jednym.
Zawsze podobało mi się zestawienie delikatnej kobiety i techniki wojskowej, zresztą nie tylko.
Planując tą sesję, nawet nie myślałam o szpilkach.
Gracja, jej baletki, legginsy i topik, to najlepszy zestaw na taką sesję.
Bawiłam się wyśmienicie.
I mam jeszcze jedną satysfakcję. Jestem dostatecznie wygimnastykowana, by sobie na taka sesję pozwolić, tym bardziej, że robiłam ją sama.
A mój nowy stary aparat daje mi tylko 10 sekund czasu od naciśnięcia migawki.
Po sesji oczywiście czułam ogromny niedosyt.
Więc wróciłam ponownie.
A przeglądając zdjęcia, okazuje się, że coś nie wyszło, więc trzeba to poprawić.
Więc wracam ponownie.
Niejednokrotnie.
I tak na prawdę wcale nie potrzebuję pretekstu...
Z życia Lukrecji
Red Dragon – Katana, Wakizashi, Tanto
czyli...
Gejsza wraca
Wraca ?
Nie bardzo, bo stale jest obecna w mojej głowie, ale mimo wszystko wraca.
Bo szybciej postanowiłam skupić się na przygotowaniach do tej sesji.
A sprowokował mnie do tego sklep, a raczej wystawa w oknie sklepu, który znajduje się zaraz obok mojego ulubionego second handu.
Prawdopodobnie zrobię sobie prezent na imieniny...
Y tego tez powodu postanowiłam nie inwestować w stylizacje Prima Balleriny. Przekonała mnie do tego sesja we wrakach, sesja w lesie. Jedynie będę kupowała baletki, jak zniszczę te, co mam obecnie. I będę regularnie odwiedzała second hand, bo być może ponownie trafi się coś ciekawego, co będzie pasowało do tej stylizacji.
A ja zapewne niedługo powrócę do wraków, bo mam ochotę jeszcze trochę się w nich pobawić.
I praktycznie, do momentu wyjazdu do Polski, temat Prima Balleriny będzie wyczerpany, a gdy wrócę jesienią, będę miała większe możliwości aranżacji, więc zima na pewno się jeszcze pobawię tą stylizacją.
Jednocześnie skupiając się na przygotowaniach do tej kolejnej.
I kto wie, czy ta sesja nie będzie tutaj.
Powoli zaczynam gromadzić kontakty i informacje odnośnie możliwości.
Pamiętam, jak Kama Bork napisała do mnie, a byłam akurat wtedy w Niemczech, jak pisała mi o rezultatach naszej pierwszej sesji, że mam szukać dojścia do niemieckiego Voqua, bo mam potencjał.
Oczywiście nie Voque, ale kto wie, czy to nie były prorocze słowa...
A tymczasem, czekając na przesyłkę, kupiłam lawendowy zapach, który będzie jedną z kompozycji. Oglądałam ofertę jednego sklepu, w którym już niedługo zrobię zakupy, by wzbogacić swoją kompozycję.
Oglądałam też ofertę innego sklepu. Znalazłam potrzebne mi informacje.
I będę musiała niedługo napisać do Ani Mizu. A będąc kolejny raz w Gmund odwiedzić pewien sklep.
I czas najwyższy wybrać się do Aalen.
A dlaczego kupić a nie wynająć strój gejszy ?
Myślałam jakiś czas temu, że tak zrobię, ale nie. Kupię, bo chcę mieć ten strój dla siebie. I mam konkretny pomysł, gdzie go być może w przyszłości wykorzystam.
I w związku z tym pomysłem, może poczekam do wiosny z realizacją. Taki był przecież wstępny zamysł.
A tymczasem zimą będę gromadziła rekwizyty i aranżowała dalekowschodnią kompozycję.
A kilka dni później, gdy robiłam sobie sesję, zrobiłam parę zdjęć z moim nowiutkim zestawem. Nie ma w nim Gejszy co prawda, ale dusza ?
Coś tam w błysku oka na pewno jest. I czeka.
Różne oblicza Lukrecji
Wiosna i lato w Szwabii
Dziewczyna z sąsiedztwa
Moje leśne wizyty to głównie klimaty fetyszu, ale przy okazji od czasu do czasu uwieczniam wizerunki zwykłej dziewczyny, ale w chwili obecnej jeszcze dla mnie niedostępnej.
Albo korzystam z okazji, by ubrać na siebie zestaw, którego jeszcze nie miałam okazji mieć na sobie w mieście. Z różnych powodów. A w takich przypadkach to zapewne tylko zapowiedź tego, co w przyszłości pojawi się w galeriach miejskich.
Dla przykładu. Niebieska tunika z golfem. Zawsze, gdy chcę ją założyć, coś mi krzyżuje plany, więc jadąc na kolejną sesję do lasu i wiedząc, że po drodze wstąpię do Kiemele, założyłam ją specjalnie. Bo podoba mi się jako strój do zdjęć, ale jest niepraktyczna do noszenia podczas dłuższego pobytu w mieście. Być może stanie się kolejnym strojem domowym, jak obecnie już obie liliowe tuniki i oliwkowa bluzka.
Być sobą
Sex appeal to nasza broń kobieca.
Do napisania tych słów sprowokowała mnie pewna sytuacja.
Zamieściłam parę zdjęć z mojej leśnej sesji i napisałam żartem, że chyba się w sobie zakocham, tylko...że ja już dawno to zrobiłam.
Jedna z moich przyjaciółek chyba za poważnie wzięła moje słowa, a ja po prostu usunęłam post.
Ale zaczęłam o tym myśleć...
Sex appeal to nasza broń kobieca.
Te słowa nic nie tracą na znaczeniu.
A ja uwielbiam kusić. Znam swoje walory. Czuję się pewnie i atrakcyjnie. Kocham fetysz, kocham prowokacje. Ale wiem też, bo i tego już się nauczyłam, co i gdzie mogę, a co nie.
Dlatego pozwoliłam sobie na dosyć kontrowersyjną sesję pod pomnikiem w Stuttgarcie.
Wiem, że mogę śmiało w szpilkach i legginsach pojawić się w Kiemele.
Ale to jest tylko fragment.
Diva, Femme Fatale, GoGo Dance...
Fetysz...
Różnorodne sexi ciuszki...
I tutaj nie potrzebuje publiki, wręcz odwrotnie, szukam ustronnych miejsc, by czuć się zupełnie swobodnie, bo jednak zdecydowanie wolę pozować na dworze, bo wtedy kompozycja zdjęcia zawsze jest o wiele ciekawsza.
No i tak prozaiczna sprawa, jak swoboda w przebieraniu się.
Dlatego, od momentu, gdy odkryłam tą leśną polankę, jestem w siódmym niebie i mogę od czasu do czasu szaleć ze swoją kuszącą, pełną sex appealu, kobiecością.
I robię to dla siebie.
Pamiętam, jak podczas nagrania Dobranocki zostałam zapytana, czy oglądanie moich zdjęć służy podniecaniu się.
Wtedy zaprzeczyłam. I nadal zaprzeczam. Ale nie ukrywam, że oglądam swoje zdjęcia z ogromną przyjemnością. Robię prezentacje z podkładem muzycznym, by robić to wygodniej. Zapewne pojawią się one w przyszłości na stronie różne oblicza. A może nie.
Tak, jestem narcyzką i nie ukrywam tego.
Gdybym już nie kochała siebie, to na pewno zakochałabym się teraz, patrząc na swoje obecne wizerunki.
I nie uważam, że to coś złego. Akceptacja siebie, lubienie siebie, wręcz kochanie, nie boję się tego słowa, jest ważne. Zwłaszcza dla osoby takiej jak ja. Osoby trans seksualnej, która postanowiła nie ingerować medycznie w swoje ciało.
Bo ja przecież wielokrotnie mówiłam, że chciałabym być biologiczną kobietą.
Ale nie za wszelką cenę i postanowiłam znaleźć szczęście w takiej formie, jak jest mi dana.
I obecnie mogę powiedzieć, że znalazłam. I jestem z każdym dniem bliżej pełni szczęścia.
Kocham siebie taką, jaką jestem i zawsze, gdy oglądam swoje zdjęcia, przekonuję się ponownie, że nie mam czego się wstydzić i nie mam powodu by walczyć ze sobą.
Więc nie walczę.
Tylko stale rozbudzam swój sex appeal.
I tutaj, na przekór, bo mam takie widzimisie, mini galeria z wyborem bardzo pikantnych zdjęć.
Bo przecież sex appeal to nasza bron kobieca.
I ja już kilkakrotnie miałam okazje się przekonać, że mój sex appeal działa...
A tak na marginesie, ja doskonale wiem, o czym śpiewał Eugeniusz Bodo, o jakim sex appealu.
I zgadzam się z Nim w zupełności.
I tego uczę się cały czas i wiem, że jeszcze sporo nauki przede mną...
I tak, podniecam się, zwłaszcza, gdy oglądam zdjęcia z silnym ładunkiem erotyki czy fetyszu.
Podobam się sobie i lubię siebie.
I to też pewnie jedna z przyczyn, dla której dobrze mi samej ze sobą...
Z życia Lukrecji
Ja tak przypuszczałam(ałem)
Coming-out
[07.2014]
Coraz częściej mówię kim jestem. Oczywiście nie wszystkim dookoła, ale osobom, z którymi stykam się częściej.
I za każdym razem przekonuję się, że mój sposób pokazywania siebie jest prawidłowy. Założyłam sobie, że postaram się tak robić, by ludzie sami się domyślali prawdy. I tak tłumaczyłam swój punkt widzenia domownikom. I co najwspanialsze, zostałam wsparta w tych tłumaczeniach przez część domowników, którzy uważają identycznie jak ja.
I za każdym razem słyszę, że akurat tego moi rozmówcy się domyślali.
A teraz czekam niecierpliwie na następną wizytę sióstr, bo podczas ostatniej, jedna z nich powiedziała, że chciała mi coś przywieść do ubrania, ale druga powiedziała, że to zbyt feministyczne. Teraz, gdy i Ona została przekonana, że to, jak obecnie siebie pokazuję, jest słuszne i najlepsze w tej skomplikowanej, jakby nie patrzeć, sytuacji, druga zapowiedziała, że za tydzień przywiezie ten ciuszek, a druga z uśmiechem kiwnęła ręką i powiedziała, róbcie co chcecie...
Więc robimy...
Jakiś czas temu napisałam, że już nie będzie w moim życiu kolejnych coming-outów. Bo byłam pewna, że w pracy nie będę mówiła, kim jestem.
Już nie umiem sobie wyobrazić, jak mogłabym żyć podwójnym życiem. To jest po prostu nie możliwe.
Coming-out ?
Na pewno, ale całkiem inny od dotychczasowych. Bo to jest jeden stały, nieustający, trwający non stop, 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, 31 dni w miesiącu, coming-out...
Mający poza tym jeden cel, obecnie dla mnie najważniejszy.
I jego realizacja z każdym dniem jest coraz bliższa.
A pisząc te słowa, siedzę na fotelu w cieniu voliery i mam na sobie liliową tunikę z ozdobnym dekoltem, czarne legginsy capri i ozdobą w postaci trzech guziczków przy zakończeniu nogawek i niebieskie balerinki z wielką klamrą na przodzie.
Tak byłam zatankować samochód i na zakupach. Zresztą nie pierwszy raz.
I na tych akurat kupiłam sobie liliowe domowe balerinki, w których zrobię niedługo sesję Prima Balleriny w wersji liliowej...
A ten sporny, feministyczny ciuszek już niedługo zapewne założę...
I tak się stało. Miałam go na sobie podczas CSD w Stuttgarcie.
Biało brązowe bolero.
Z życia Lukrecji
Czystka w szafie będzie konieczna
Prawdopodobnie jesienią będę w Polsce i powinnam mieć trochę czasu, by przeprowadzić z pomocą specjalnej sesji foto ostateczną czystkę w szafie.
Widzę, że głównie będę nosiła legginsy i bluzeczki, topiki i tuniki. Na pewno spodnie, ale tutaj szaleć nie będę.
Sukienki będę potrzebowała na specjalne okazje, więc tych parę nowych, które mam, wystarczy w zupełności. Teraz latem przekonuję się, ze jest mi całkiem wygodnie w tym, co mogę teraz nosić. Więc zapewne nie będę w przyszłości nosiła letnich sukienek. Bardziej w domu, bo są praktyczne i wygodne. A do tego celu te, co mam wystarczą. Natomiast spódniczki. Wiem, że moje wizyty w Stuttgarcie, a może i w innych miejscach, czyli częściej niż raz w miesiącu, pozwolą mi poszaleć z moimi miniówkami.
Ale na pewno pozbędę się wszystkich za ciasnych. Raczej na pewno ta czerwona zniknie, ale szkocką kratę zostawiam obowiązkowo.
Mam parę fajnych ciuszków, które kupiłam mimo, że były przyciasne, i te zostawię. Ale cała reszta, w której czuję się niewygodnie, pójdzie...wszystko wskazuje, że do mojej siostrzyczki, Zuzi. A od Niej ewentualnie dalej.
Będzie przynajmniej dobry powód do odwiedzin.
W każdym razie moim celem jest takie ograniczenie garderoby, bym mogła większość wiosna zabierać ze sobą samochodem, jak będę go zabierała do Niemiec. Bo bez sensu, by w poznańskim mieszkaniu wisiało coś miesiącami w szafie i było w ogóle nie noszone...
Natomiast to, co zabiorę, będę nosiła.
Fetysz ?
Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana.
Ale chyba zrobię tak, że skompletuję po jednym stroju dla każdej stylizacji, a resztę też wydam.
Wiele z moich normalnych ciuszków może stanowić urozmaicenie dla fetyszowych kreacji.
Na szczęście moja wielka miłość, czyli lycra, nie zabiera wiele miejsca.
Legginsy, kombinezony, body...one zostają w całości. I będę je nosiła. Zwłaszcza legginsy. Także te z lycry i te cieniutkie, prześwitujące.
Jedyne, co zostaje w komplecie, to moje buty. Mam nadzieję, że wreszcie zacznę je zużywać. Zresztą, już to robię...
W świecie fetyszu
Prima Ballerina
Liliowa BalletBarbie
Gdy zobaczyłam w ofercie Lidla liliowe domowe balerinki, wiedziałam, że je kupię.
I kupiłam. Są śliczne i takie dziewczęce.
I oczywiście, gdy je w domu przymierzyłam, od razu przyszedł mi do głowy kolejny pomysł na sesje Prima Balleriny.
Tym razem liliowa.
Czyli taka słodka Barbie.
Akurat tutaj jest to zasadne. Mój nowy stary aparat zmienia kolorystykę akurat tego zestawu, legginsów i koszulki, które oryginalnie są liliowe, a na zdjęciach wychodzą błękitne. Nie chce mi się korygować kolorystyki wszystkich zdjęć, więc na zdjęciach jest błękitna, podczas gdy w naturze jest liliowa
pisywała mój udział, jeżeli do niego dojdzie, w przyszłorocznej edycji CSD Polit-Parade w Stuttgarcie.
A może uchylę rąbka tajemnicy prędzej...
Nie wiem. Przyszłość pokaże...
Być sobą
Balerinki
Kolejny dzień. Ponownie siedzę w cieniu Voliery, piszę te słowa i mam balerinki na stopach.
A kilkanaście minut temu była tu Heidi i powiedziała, jak fajnie i szykownie w nich wyglądam. A ja Jej powiedziałam, o jakich jeszcze marzę. O czarnych, całkiem klasycznych, gładkich z małą kokardką na palcach. Klasyka balerinek. I wiem, że takie są w ofercie Deichmanna, tylko nie chcą ich przecenić ...(byłam kilka dni później w Deichmannie, ale już ich nie było, ale to nic, te co mam, wystarczy mi zupełnie).
Co prawda mam już też bardzo klasyczne jasno brązowe, ale one do wszystkiego tak nie pasują jak czarne. Zresztą, te brązowe są na specjalne okazje.
I wreszcie teraz, gdy je zakładam, a noszę je już praktycznie codziennie, czuję się swobodnie. Tym bardziej, że przecież noszę praktycznie bardzo feministyczne stroje.
Pamiętam, gdy dwa lata temu kupiłam pierwsze balerinki, to nawet nie przypuszczałam, że doczekam czasu, gdy nie będąc w pełnej kobiecej stylizacji, będę je nosiła i będę się czuła swobodnie i nie będę odczuwała żadnego dyskomfortu.
Mimo wszystko, buty bardziej pokazują to, co chcę pokazać, niż ubrania. A balerinki, obok butów na obcasie, są w moim odczuciu najbardziej charakterystycznym elementem damskiego wierzchniego stroju.
Małe a cieszy.
Mam przecież te sznurowane a la balerinki. Mam moje jedyne męskie buty, które też wcale nie wyglądają na klasycznie męskie, a jednak, jak tylko mogę, zakładam balerinki. I nie mogę się napatrzeć na widok moich stóp w nich.
Nawet ucisk palców nie potrafi mnie odwieść od noszenia ich.
A w jakiś czas potem zrobiłam zdjęcie...pięciu par balerinek stojących obok siebie. Wszystkie należą do mnie, a z tymi, co mam w domu, jest siedem par, a jak doliczę te błękitne na klinie, to jest ich osiem.
Mogę teraz dobierać balerinki, które najlepiej pasują do danej stylizacji...
W prezentacji zrobiłam montaż fragmentów filmów, gdzie balerinki, czy to przypadkowo, czy specjalnie, zagrały rolę pierwszoplanową.
Praktycznie w każdej z galerii, które opowiadają o moim wiosenno-letnim pobycie w Szwabii, pojawiają się balerinki na moich stopach.
Nie może być inaczej, gdy praktycznie tylko je noszę...
Różne oblicza Lukrecji
Wiosna i lato w Szwabii
Skórzana kurtka i legginsy z lycry
Zestaw obcisłych spodni, a zwłaszcza legginsów i skórzanej krótkiej kurtki od dawna mi się podoba. A już w zestawie ze szpilkami i samym biustonoszem, bez bluzeczki...
Gdy więc zostałam szczęśliwą posiadaczką jasnej kurtki oraz kociego stanika, mogłam urzeczywistnić swoje marzenie. A że mam trzy pary legginsów z lycry, to mogłam poszaleć z moją największą miłością.
W tej kolekcji są tylko takie zestawy.
Legginsy z lycry i obowiązkowo stringi, skórzana kurtka, koci stanik super push-up oraz szpileczki Cat Walk i Andrés Machado.
I wiem, że gdy jadąc do Stuttgartu będę miała ze sobą moją nowa jasną kurtkę, będę obowiązkowo miała w torbie legginsy z lycry.
Więc raczej na pewno kolekcja domowa zostanie zdublowana, być może tam, gdzie debiutowały błękitne legginsy z lycry...
Kolekcja została zdublowana szybciej niż myślałam i w miejscu zupełnie innym, niż myślałam, że będę mogła tą sesję zrobić.
Różne oblicza Lukrecji
Wiosna i lato w Szwabii
Skórzana kurtka i legginsy
Bardzo mi się podoba zestaw krótkiej skórzanej kurtki, krótkiego topiku i legginsów, ewentualnie bardzo obcisłych spodni. Legginsy z lycry zawsze w takim zestawie będą tylko na sesje i ewentualne wizyty w klubach. Ale, kto wie, czy i to się nie zmieni, bo coraz więcej w mojej garderobie długich tunik, które pozwalają nawet legginsy z lycry w takim zestawie założyć publicznie. Jak tak się stanie, to na pewno się tym pochwalę.
Tym czasem szukam sposobu, jak częściej wykorzystać moją kurtkę, a że kocham legginsy, naturalnym stały się przymiarki z takim zestawem. I zapewne od czasu do czasu tak się będę ubierała, jak widać w prezentowanych tutaj przymiarkach. A poza tym, to kolejny fajny powód, by poczuć się bardziej ponętną i ekstrawagancką, w czym mój koci push-up doskonale mi pomaga...
Z życia Lukrecji
Nocne koszule
Najpierw haleczki z lumpexu. Zresztą pierwsza, jaką miałam na sobie, błękitna, była mojej żony.
Potem, gdy już moja kobiecość się przebudziła, także tutaj chciałam się czuć fajnie. I szukałam różnych sposobów, by było wygodnie, praktycznie i przyjemnie.
A to nie łatwe.
Latem 2013 roku kupiłam zieloną, zdecydowanie za dużą.
Ale miałam.
Potem od Lizki dostałam czarną haleczkę. W niej spałam całą wiosnę, ale nie zabrałam jej, jak i wielu innych rzeczy, ze sobą tutaj.
I problem powrócił.
Kupiłam więc koszulkę z krótkim rękawem, i dłuższą koszulkę na ramiączkach z ozdobną koronką. Więc już coś miałam.
A potem stałam się posiadaczką dwóch klasycznych damskich nocnych koszul. I bardzo je polubiłam. Dokładnie o takie coś mi chodziło. Tylko, gdy jest chłodno, nagie ramiona domagają się bolerka, więc w końcu zapewne i w nie się zaopatrzę.
Z życia Lukrecji
Wzorzyste legginsy
Wzorzyste legginsy, od czasu, gdy kupiłam moje pierwsze dwie pary w ALDI, cały czas chodziły mi po głowie. I pewnego dnia w C i A trafiłam na przecenione całkiem fajne, nie zbyt ekstrawaganckie, wzorzyste legginsy. Kupiłam dwie pary, a przymiarkę w przymierzalni uwieczniłam na zdjęciach. Teraz żałuję, że nie kupiłam jeszcze trzeciej pary, która była w tej kolekcji, ale i tak zapewne przybędą nowe, bo w sklepie niedaleko odkryłam śliczne kwieciste legginsy.
Praktycznie te legginsy wyparły w całości gładkie. Te ostatnie noszę tylko w domu i do gołębi, chociaż i w tych przypadkach niekiedy mam wzorzyste na sobie. Cieszę się, bo wreszcie kupuję to, co lubię i co mogę nosić.
Tutaj pokazuję przykładowe zdjęcia pokazujące, jak te legginsy urozmaiciły mój sposób ubierania.
A niekiedy wręcz zdominowały..
























































































































































bottom of page