top of page


LUKRECJA
KOWALSKA
odkryć i zrozumieć siebie
Ilustrowana opowieść o tym, jak odkrywałam siebie
część piąta 04.2014-09.2014


zapraszam na ciąg dalszy...
Z życia Lukrecji
Haus Ballerinas
Dlaczego po niemiecku ?
Odkryłam je w Niemczech. Tutaj kupiłam pierwsze i wszystkie, które do tej pory miałam lub mam. Tutaj one dawały mi namiastkę kobiecej radości wtedy, gdy w żaden inny sposób nie mogłam jej okazywać.
I gdy staję przed obiektywem w domowym stroju, by sobie zrobić zdjęcie albo przetestować ustawienie kompozycji, mając je na stopach, Gracja nie pozwala o sobie zapomnieć. Obciągnięte stopy, baletowa poza, wyprostowana sylwetka.
Ballerina w mojej duszy nie śpi i korzysta, gdy ma okazję.
Dawno temu pisałam, że baletki na mych stopach powodują, że inaczej się poruszam. I tak jest.
Tak samo, jak mam na sobie balerinki.
Tak samo, gdy jestem w mieście, na zakupach, czy w cieniu Voliery i mam na sobie balerinki. Uwielbiam ten widok i inaczej się czuję. Szczęśliwiej, radośniej, i to widać we mnie całej.
Teraz, gdy piszę te słowa, mam na sobie moje jasnobrązowe balerinki, siedzę koło gołębnika, i dopiero co wróciłam z zakupów.
Nawet fakt, ze mam na stopach skarpetki do balerinek, które są mojego rozmiaru, daje mi dodatkową radość.
Balerinki, baletki, ciągle i stale.
Nareszcie...
A w galerii parę przykładów z haus ballerinas w roli głównej
Z życia Lukrecji
Moja niemiecka rodzina
Nie wiem, jak długo, ale to nie ważne.
Teraz jestem tutaj i doświadczam czegoś niezwykłego.
Dzięki tym ludziom, którzy dali mi to, czego w najśmielszych snach nie oczekiwałabym.
Dzięki nim wreszcie dotarłam do swego portu i podjęłam ostateczne decyzje co do tego, jak mam żyć w zgodzie z sobą i otoczeniem, które mnie w pełni wspiera i akceptuje.
Nie będę laserowo usuwała zarostu.
Nie muszę czekać, aż jeszcze bardziej urosną mi włosy.
Nie będę kupowała protez piersi.
Nie będę kupowała męskich ubrań i butów.
Nie muszę czekać do wiosny przyszłego roku.
Güß, Bruni, Emma, Claudia, Heidi, Monika, Zigi, Roger, Nicole, Ines,Iris, Viktoria, Rita, Marcus...i wielu innych.
Dziękuje Wam za wszystko, za to, jacy jesteście.
Za to, że dzięki Wam mogę żyć w zgodzie z sobą.
Nie będzie nowej galerii.
Tamta wystarczy...
Wreszcie jestem sobą...w pełni...codziennie.
I jeszcze jedno.
Chris w Niemczech to zarówno imię damskie jak i męskie.
Lucy będzie w Polsce i w foto modelingu. Tutaj będę kobietą o imieniu Chris...
Chyba już o tym pisałam. Jakiś czas temu dostałam małe ozdobne metalowe pudełko, a w nim dwa komplety kolczyków. Zwłaszcza jedne z nich są dokładnie takie, o jakich już od pewnego czasu marzyłam.
Oto one, jeden z wielu namacalnych dowodów, na jak wspaniałą rodzinę trafiłam...
Różne oblicza Lukrecji
Różne oblicza Lukrecji
Część pierwsza
11.2011-04.2014
Tak, jak napisałam we wstępie do swojej książki, od momentu, gdy zobaczyłam w listopadzie 2011 roku swój inny wizerunek wyczarowany przez Monikę, zaczęłam szukać prawdy o sobie.
Ta galeria pokazuje, jak przez cały okres mojej przemiany, odkrywania siebie, szukałam swojego kobiecego wizerunku. I jak uczyłam się wyczarowywać go na swojej twarzy.
Przez ten cały czas myślałam, że będę musiała zmieniać swój wizerunek, by być tym, kogo cały czas w sobie odkrywałam. A że droga była długa i pełna zakrętów, to i ta prezentacja jest długa.
Obecnie już nie szukam. Znalazłam swój wizerunek zgodny z tym, co czuję i czego pragnę.
Ale ta podróż jest jeszcze w toku i jeszcze trochę potrwa.
Część druga pojawi się wiosną 2015 roku.
Część druga i ostatnia.
Z życia Lukrecji
Lucy hoduje gołębie pocztowe
[07-08.2014]
Od momentu, gdy pierwszy raz trzymałam w dłoniach pięknego białego gołębia, zakochałam się w nich.
Codzienne wizyty sprawiały mi coraz więcej frajdy. Obserwacje lotów, oczekiwanie, gdy wracały z lotów konkursowych, sprawdzanie wyników na stronie internetowej.
Noszenie koszy z gołębiami, wypuszczanie ich do lotów treningowych.
Aż wreszcie przyszedł dzień, gdy na dziesięć dni zostałam obarczona odpowiedzialnością za trenowanie młodych, karmienie i pojenie gołębi.
I oczywiście pierwszego dnia musiałam zmierzyć się z problemem, gdy wydostały się ze swojej części voliery dwa gołębie, kilkuletni i zupełny młokos, który jeszcze nie był poza swoją częścią voliery. Starszego złapałam bardzo szybko i zaniosłam do jego części. Natomiast za młodym uganiałam się chyba z 15 min, aż zupełnie opadł z sił. Musiałam uważać, chcąc go złapać, by nie zrobić tego o ułamek za późno, bo wtedy w moich rękach zostałby tylko ogon, a ptak przez kilka tygodni nie mógłby latać.
Wreszcie i tego młokosa wzięłam do rąk, gdy był już zupełnie zmęczony.
Miałam niesamowitą frajdę, że mogłam czuć się odpowiedzialna za te 150 gołębii.
Nakręciłam oczywiście sporo materiału, bo jakiś ich fragment na pewno pojawi się w moim filmie. I z każdym dniem wkręcałam się coraz bardziej. Przygotowałam kąpiel dla wszystkich trzech części gołębnika. Startowałam do lotu młode gołębie. Obserwowałam, jak jedzą. Uczyłam się samej brać do rąk gołębie i pewnie oraz bezpiecznie je trzymać i prezentować.
To niezwykłe wrażenie, gdy trzyma się ptaka w rękach. Zresztą chyba takie uczucie towarzyszy trzymaniu każdego zwierzęcia, które w tym momencie jest całkowicie zdane na nas.
Przygotowywałam karmę, wymieniałam wodę w poidłach. Nawet trochę czyściłam gołębnik.
I kręciłam materiał, bo postanowiłam drugą część prezentacji o gołębiach połączyć z moją osobistą przygodą z nimi. Tak więc druga część filmu „Taubensport” ma tytuł :
„Lucy, hoduje gołębie pocztowe”
„Lucy, Taubenzüchter”
Takim bardzo fajnym akcentem jakiś czas później stał się pewien podarek. Dostałam na własność gołębia. Jest mój. Nadałam mu, bo to on, moje imię, Lucy. Skoro ja jestem nietypową kobietą, to i mój gołąb może taki być.
Piękny biały gołąb. Będę od teraz tym bardziej z niepokojem oczekiwała, jak będą wracały z lotu. I jak go widzę, moja dusza się śmieje. Patrzę sobie i myślę, tam jest moja Lucy...
Z życia Lukrecji
Imieninowy „prezent”
[25.07.2014]
Ani syn, ani siostra.
Ani teraz, mimo, ze uważam, i chyba się nie mylę, że dla Nich to imię jest prawdziwe, ani 23 listopada, gdy obchodzę swoje nowe imieniny, z którymi się identyfikuję obecnie.
Ale syn postarał się o „prezent” i dla mnie to kolejny dowód, że moje męskie życie to same kłopoty. Oczywiście w tym przypadku to tylko zbieg okoliczności, ale mimo wszystko, fakt, że dostałam tą wiadomość w dniu swoich męskich imienin zamiast życzeń.
Nie przyjadę tutaj wiosną swoim samochodem. Nie będę nim też jeździła w Polsce. I nigdy już nie kupię starego samochodu. Prześladuje mnie jakiś pech z tymi samochodami. Teraz, gdy wydawało mi się, że wreszcie trafiłam, musiałam mieć wypadek, który wyciągnął kolejne fundusze, i to nie małe. A teraz okazało się, że remont spraw mechanicznych, które ujawniły się po sprawdzeniu w warsztacie mechanicznym, to koszt...
Lepiej nie mówić.
Ale przekonałam się też, jak się zmieniłam. Bez chwili wahania podjęłam decyzję o sprzedaży, a jak się nie uda, o oddaniu na złom. I nie ważne, że tyle już wydałam. Wydałam, nie mam i basta.
Ale nie wydam już więcej.
Moja mama fajnie się zachowała.
Zadzwoniła i zapytała, czy ja w ogóle obchodzę teraz te imieniny. Dla Niej zawsze.
A reszta ?
Syn ? Nie wiem.
Siostra ? Zaprosiłam Ją na swoje urodziny. Na Jej prośbę przesunęliśmy przyjęcie o tydzień. Powiadomiłam Ją o tym. Jak przyjedzie, to fajnie. Jak nie da rady, trudno.
Ale pisze do mnie per ona...
I napisała mi, że nie złożyła mi życzeń imieninowych, bo ja już przecież nie jestem Krzysztofem.
Ucieszyłam się, bo tak faktycznie jest...
Z życia Lukrecji
Heidi
Cały czas szukam i uczę się.
Dostałam już tak wiele, ale oczywiście chciałabym więcej.
I bardziej przemawia tutaj moje pragnienie wykorzystania licznych sukienek i spódniczek.
I moje imię.
Na pewno wrócimy wiosną do tematu, bo nawet w rozmowie z Heidi padło z Jej ust, że w pewnej sytuacji inne rozwiązanie od tego, które jest obecnie może byłoby lepsze.
Ale ja już teraz szukam sposobu, by sobie zrekompensować braki, jakie już w chwili obecnej jestem gotowa zaakceptować.
Większość moich wniosków nasuwa mi się w trakcie i po licznych rozmowach z Heidi.
Początkowo próbowałam Ją przekonać do moich racji, ale w pewnych sprawach to się udało, w innych nie. I Ona dokładnie mi wytłumaczyła, dlaczego uważa w pewnych sprawach inaczej, nie tylko z Jej punktu widzenia, ale w szerszym aspekcie. I przyznałam Jej rację.
Obecnie nie skupiam się już na tym, by dostać więcej, bo dostałam bardzo dużo. Teraz szukam sposobu, jak pogodzić moją wolę praktycznie stałego pobytu tutaj z moim pragnieniem założenia sukienki czy spódniczki.
I także tutaj pojawiają się już konkretne pomysły, bo skupiłam się na tej formie. I to głównie dzięki rozmowom z Heidi.
A skoro będę pracowała non stop. To będę mogła sobie pozwolić na prawdziwą przyjemność od czasu do czasu, gdzie pogodzę moją pasję do foto modelingu i do prezentowania się w najbardziej kobiecym wydaniu.
A i moje portfolio dzięki temu zyska nowy wymiar.
Być może będąc w Polsce coś uda mi się zrobić nowego, bo pojawiła się pewna możliwość. Ale tak naprawdę coraz bardziej skłaniam się ku temu, by zacząć realizować także swoje pasje pasje tutaj. A być może wtedy pojawią się propozycje, o jakich mi się nie śniło. A jak nie, to i tak na pewno przeżyję magiczne chwile.
Być sobą
Zamek w Untergröningen
[07.2014]
Co zrobić, gdy nowe balerinki są za ciasne ?
Od początku, gdy zaczęłam odkrywać prawdę o sobie, miałam poważny kłopot, jak kupić pasujące buty.
W większości przypadków zdana jestem na internet. I w dodatku różną numerację, która kilkakrotnie zrobiła mnie w balona.
Także moja budowa powoduje, ze mam z tym problem. Przykładowo, balerinki.
Kupiłam do tej pory 4 pary. Trzy w Deichmannie, roz.44 i jedne w internecie, roz.45. Pierwsze są za małe, drugie za duże.
Ale już wiem, co muszę zrobić, bo jak są za duże, to bardzo szybko zaczną mi spadać z nóg. A budowa balerinek powoduje, że muszą ciasno siedzieć na stopach, by się w nich wygodnie chodziło.
Pojechałam sobie na sesję do zamku i założyłam nowe jasno brązowe balerinki. A tam jest na uboczu fragment starego zamku, więc postanowiłam sobie zabawić się w alpinistkę. I to był doskonały sposób. Balerinki bardzo szybko, także pod wpływem potu, dostosowały się do moich stóp. I w ten sposób przekonałam się, że mogę kupować balerinki w rozmiarze 44, więcej, wręcz powinnam. Moje niebieskie już obecnie nosi mi się zupełnie wygodnie. I te brązowe są obecnie wygodniejsze. A że się „trochę” zmaltretowały podczas wspinaczek do ruin zamku? Tym lepiej, nie mam przynajmniej stresu, że gdzieś puknę, stuknę, zahaczę...
Oczywiście podczas sesji miałam na sobie legginsy. Drugie wzorzyste z tych dwóch, które kupiłam w C&A. I kolejny raz przekonałam się, jaka to wygoda.
Ja kocham legginsy.
Z życia Lukrecji
Święto kobiecości Lukrecji
Lucy Kowalska On The Road
Wielokrotnie przejeżdżając swoją stałą ulubioną trasą widokową, myślałam o tym, by zrobić zdjęcia. Tylko jakoś nie miałam koncepcji na nie.
Oczywiście, chciałam też dodać nowe tła kompozycyjne do swoich sesji.
Jakiś czas temu pisałam, że prawdopodobnie zrobię portfolio z moimi sesjami, które sama sobie robię, bo chciałam zachować formę, jaka przyświecała tworzeniu mojego portfolio z profesjonalnymi sesjami.
Najpierw dokończyłam stronę różne oblicza Lukrecji, po uprzednim oddzieleniu od niej całej części o moich fetyszowych pasjach, które będą przedstawione na osobnej stronie.
Opublikowałam ją i wyszukałam szablon do kolejnej strony.
Tak samo, jak w przypadku pierwszego portfolio, postanowiłam przemawiać tylko obrazem. Nie ma komentarzy, tytułów, opisów. Nie ma podziału na stylizacje. Wymyśliłam zupełnie inną formę prezentacji. Główny podział na działy to miejsca, gdzie były robione.
Postanowiłam też zrobić ją w wersji angielskiej.
I tak oficjalnie pojawiła się Lucy, gdyż niejednokrotnie przekonałam się, że moje pełne imię jest trudne do wymówienia dla obcokrajowców. A Lucy bardzo mi się podoba.
Kolejnym krokiem było zmienienie mojego imienia na Lucy na stronie z moim pierwszym portfolio, bo tak postanowiłam się prezentować w świecie foto modelingu. Tak samo zrobiłam z moim fan-pagem na Facebooku.
A potem wróciłam do prac nad nową stroną. I tutaj okazało się, że mam parę fajnych zdjęć, które nie pasują do istniejących działów i przypomniałam sobie o moim marzeniu o sesji na drodze.
I kilka dni później, gdy miałam swój wolny czas, zabrałam szpilki, skórzaną kurtkę i pojechałam w trasę z aparatem.
Zrobiłam pierwszą odsłonę sesji stylizacji wzorzyste legginsy i skórzana kurtka, ale przede wszystkim realizowałam ściśle założony plan sesji i odkryłam nowe cudowne miejsce do zdjęć, gdzie będę mogła niedługo wrócić z moimi sandałkami.
Już wiem, że do miasta pojadę tylko, jak będę potrzebowała coś konkretnego kupić, a cały swój wolny czas poświęcę na swoją pasję foto modelingu. Bo mam gdzie, mam w czym i robiąc to, co kocham tak bardzo, wypoczywam najlepiej.
Forma strony, jaką sobie założyłam, pozwoliła mi ją bardzo szybko opublikować.
Obecnie jest na niej niewiele sesji, bo każdej, jaką umieszczam na tej stronie, poświęcam sporo czasu. Wybieram zdjęcia, dokonuję selekcji, edytuję je. I wybieram do edycji tą sesję, nad którą akurat mam ochotę popracować.
Nie ma na stronie dat. Nie ma chronologii.
Jest tylko moja wielka pasja, foto modeling.
Foto modeling Is My Passion !
Być sobą
Lucy Kowalska On The Road
Wielokrotnie przejeżdżając swoją stałą ulubioną trasą widokową, myślałam o tym, by zrobić zdjęcia. Tylko jakoś nie miałam koncepcji na nie.
Oczywiście, chciałam też dodać nowe tła kompozycyjne do swoich sesji.
Jakiś czas temu pisałam, że prawdopodobnie zrobię portfolio z moimi sesjami, które sama sobie robię, bo chciałam zachować formę, jaka przyświecała tworzeniu mojego portfolio z profesjonalnymi sesjami.
W trakcie przygotowywania galerii na nowa stronę okazało się, że mam parę fajnych zdjęć, które nie pasują do istniejących działów i przypomniałam sobie o moim marzeniu o sesji na drodze.
Pojechałam, sprawdziłam, o czym piszę w cyklu święto kobiecości Lukrecji i wracam tam od czasu do czasu. Czy to na zaplanowaną sesję, czy wręcz po drodze na zakupy...
Różne oblicza Lukrecji
Jeansy
Spodnie są dla mnie synonimem męskości, dlatego unikam ich noszenia wtedy, gdy mogę nosić to co lubię. Ale jednak i one mają swój urok, o czym przekonuję się od czasu do czasu. Sprawdzam to także od czasu do czasu przed obiektywem.
Moja jasna kurtka spowodowała powrót spodni na plan pierwszy. Przekonałam się, zż o wiele lepiej prezentuje się z jeansami niż z legginsami. Na pewno doskonale sprawdzi się także z sukienkami i skórzanymi spódniczkami, o czym przekonam się w swoim czasie. A tymczasem sprawdziłam sobie, jak się prezentuje w zestawie ze spodniami...
I bardzo szybko okazało się, że to było prorocze...
Z życia Lukrecji
Święto kobiecości...na parkingu.
[08.08.2014]
Moja sesja On The Road tak mi się spodobała, że wiedziałam, że szybko tam wrócę.
Kilka dni później, zamiast do miasta, o czym wspominam w poprzednim dziale, pojechałam leśna trasą. Do samochodu zabrałam obie pary szpilek, wszystkie legginsy z lycry, kurtkę, rajstopy z lycry, nowy komplet biżuterii i mój push-up.
A wychodząc z domu zabrałam jeszcze z wieszaka na wszelki wypadek moja sexi mini sukienkę.
Pierwszy przystanek zrobiłam na leśnym parkingu, gdzie testowałam swoje pierwsze jegginsy. A potem z małym przerywnikiem na stoku, wróciłam na parking, który odkryłam poprzednim razem.
I tak ponownie świętowałam swoja kobiecość. Tylko przy niektórych zdjęciach obserwowałam, czy nic nie jedzie, ale tych akurat było niewiele. Myślałam, że sesje w legginsach z lycry i kurtce będę w miejscu publicznym robiła w topiku, który zresztą zabrałam ze sobą. I który jako jedyny pozostał cały czas w torbie...
Przekonałam się też, że wreszcie trafiłam na takie rajstopy z lycry, o jakich marzyłam. Miałam je już na sobie w domu podczas sesji Prima Balleriny, ale wtedy nie zauważyłam tego, co widać w świetle dnia. Wiele razy widziałam dziewczyny w mocno świecących rajstopach z lycry, ale nie wiedziałam, jakie to są. Kilkakrotnie już kupowałam, ale nie trafiłam na takie, jakie mi się podobały. Teraz wreszcie trafiłam. I w dodatku nie są drogie i są w moim rozmiarze.
Zabrałam swoją zieloną tunikę, która tym razem z powodzeniem spełniła rolę mini sukienki, gdy miałam założone do nich rajstopy zamiast legginsów. Już wiem, że spokojnie mogę zabrać ze sobą sporą część swojej typowo kobiecej garderoby, bo będę miała gdzie ją nosić. I tak rozwiązał się już praktycznie kolejny problem. Już nie muszę się zastanawiać, gdzie i kiedy będę mogła wykorzystać swoje sukienki, spódniczki i szpileczki. Nawet moje fetyszowe kreacje nie muszę zabierać do lasu. Zapewne odkryję jeszcze nie jedno ciekawe miejsce w pobliżu miejsca zamieszkania, gdzie będę świętowała swoją kobiecość. I już wiem, że nie będę tego robiła raz w miesiącu w Stuttgarcie, tylko praktycznie raz w tygodniu. A stając się na co dzień coraz bardziej wizualnie kobieca, poprzez stroje codzienne, poprzez rosnące włosy, poprzez bardziej widoczną biżuterię, którą dostałam od Emmi, taka forma bycia sobą w pełni mi wystarczy.
Bo ja to robię dla siebie. Nie potrzebuję publiki. Nic już nikomu nie muszę udowadniać. Oczywiście, także forma stuttgarcka ma swoje zalety, z których nie zrezygnuję, bo lubię widzieć zazdrosny wzrok, ale także, i to zdecydowanie częściej, życzliwe uśmiechy i zainteresowanie. I tylko tak mogę poznać takie osoby jak Gabi, Ana Maria, Jade czy Nadine.
Muszę w miarę szybko wybrać się do Aalen i zobaczyć jak tam jest. Myślę, że w przyszłości będę świętowała swoją kobiecość na dwa sposoby. Jeden to klasyczna sesja z pełną torbą ciuszków i kilkoma parami butów. A druga to wyjazd do miasta (Stuttgart, i może Aalen, a kto wie, czy i nie inne miejsca), gdzie będę miała na sobie jeden strój, ale też bardzo kobiecy (pojadę w legginsach a w torbie będę miała spódniczkę i rajstopy i obowiązkowo jakieś fajne buty). I wcale nie będę brała aparatu i statywu tylko zrobię sobie parę zdjęć smartfonem.
Będę po prostu chciała tego dnia być sobą w takiej formie, w jakiej nie mogę być na co dzień.
Tak więc będę świętowała swoją kobiecość na dwa sposoby, jeżeli nie na więcej...
A będę świętowała, bo to zawsze będzie dla mnie specjalny dzień, czy to spacerując po Stuttgarcie, czy robiąc sesję fotograficzną na parkingu lub w muzeum Kiemele.
Następnego dnia będąc w sklepie, gdzie kupiłam akurat te rajstopy, przyjrzałam się im dokładniej i już wiem wszystko. Zazwyczaj kupowałam rajstopy o rzadkim splocie, cienkie. W tym wypadku skupiłam się na formie, bo chciałam bez majtkowe do sesji Gracji, tak, żeby nic nie wystawało spod body. Teraz zauważyłam, że akurat te mają gruby splot, 40 DEN, i są dokładnie takie, jakich szukałam. I kupiłam sobie jeszcze jedne w innym odcieniu.
A dlaczego Gracja a nie Prima Ballerina ?
Już niedługo wyjaśnię.
Z życia Lukrecji
Red Dragon
Nie tylko w kimonie.
Od momentu, jak dostałam mój zestaw Red Dragon, pragnęłam wykorzystać go w sesji plenerowej. Ale nie miałam koncepcji, co do niego założyć.
Po odkryciu zalet parkingu, gdzie świętowałam kolejny raz swoją kobiecość w bardzo wyzwolonej formie, stwierdziłam, że to doskonałe miejsce także do prezentacji moich mieczy. Teraz zaczęłam intensywnie myśleć, co założyć do tej sesji.
I wtedy kupiłam dwie tuniki, obcisłe, z krótkim rękawkiem, bo jednak zdecydowanie wolę legginsy zakładać do dłuższej tuniki, tak czuję się bardziej kobieco.
Mając już je w ręku wiedziałam, że ta szara doskonale nada się do sesji gejszy, a być może i ta czerwona. Tylko co na nogi. I wtedy wróciłam ponownie do sklepu, gdzie widziałam te kwieciste legginsy. Okazało się, jak się im przyjrzałam, że te kwiaty są w stylizacji Dalekiego Wschodu, więc pasują idealnie. Mimo, że nadal nie były przecenione, kupiłam je. I mam strój ćwiczebny. Do tego moje japonki, które także są utrzymane w takiej stylistyce. Pasuje formą zdobienie moich mieczy. I będzie prawdopodobnie pasował mój wachlarz.
Red Dragon
Moja Gejsza będzie nietypowa, gdyż będę chciała w tej stylizacji pokazać moją fascynację kulturą Dalekiego Wschodu. Nie będę samurajem, ale na pewno niebezpieczną Gejszą w obcisłym stroju, szpilkach i z mieczami w dłoniach.
I tak sobie akurat teraz, pisząc te słowa, pomyślałam, że kupię sukienkę kimono, którą będę mogła założyć nawet do miasta, bo widziałam takie w internecie. A klasyczne kimono do sesji Gejszy wypożyczę.
Planując opis do kolejnej sesji Gejszy, uzmysłowiłam sobie, że moja wizja jest o wiele szersza, i określenie stylizacji nazwą Gejsza wprowadza w błąd. I wtedy sobie przypomniałam, że moje dwie pierwsze stylizacje to nie Domina i Gothic Girl, jak było na początku, tylko Madame Lukrecja i Czarna Róża. Taka forma daje o wiele większe pole manewru w prezentacji poszczególnych sylwetek. Tak więc podobnie postanowiłam zrobić w przypadku pozostałych stylizacji. Prima Ballerina została Gracją. Tak samo w przypadku Gejszy, nazwa mego zestawu mieczy pasuje do mojej wizji, więc postanowiłam tej nazwy użyć do określenia tej stylizacji.
Tak pojawiła się w miejsce Gejszy Red Dragon
Teraz jeszcze muszę wymyślić określenie dla Sissi Maid, ale w chwili obecnej nic mi nie przychodzi do głowy.
Na stronie Dusza pełna fetyszy poszczególne stylizacje będą miały nazwy, o których tutaj piszę. Natomiast tutaj zostanie tak, jak było, nie będę zmieniała tytułów rozdziałów, które już były. Bo ta forma pokazuje, jak się rodziły kolejne koncepcje.
A tymczasem chyba jednak w najbliższym czasie wybiorę się do miasta, bo teraz wiem konkretnie, co bym chciała mieć. Tylko najpierw zobaczę w internecie, jak to powinno wyglądać. I może uda się kolejny pobyt w Stuttgarcie uświetnić w zupełnie nowy sposób.
Chyba jednak nie. Bo przypomniałam sobie o jednej sukience, która jest trochę za ciasna, ale jest podobna w stylistyce do tych, jakie widziałam w internecie. I ma ciekawy deseń. Połączenie ciemnego błękitu i ciemnej czerwieni. Do tego legginsy, które też powinny pasować kolorystycznie. Tym bardziej, że wszystkie sukienki, które by mi odpowiadały i tak są w małych rozmiarach. Tak więc kolejny ciuszek wraca do mojej szafy. Jak tak dalej pójdzie, to wcale niczego się nie będę pozbywała...
Tym bardziej, że będę potrzebowała rzeczy, których mi nie będzie szkoda uszkodzić, zniszczyć, zabrudzić. Wtedy na leśnej polanie czy przy ruinach będę mogła bardziej zaszaleć.
A wieczorem założyłam najpierw jedną, potem drugą tunikę i nowe kwieciste legginsy. Zdjęłam ze stojaka najpierw Katanę a potem Wakizashi i sprawdziłam w lustrze, jak się prezentuje ten zestaw.
W świecie fetyszu
Madame Lukrecja
Madame Lukrecja nie daje o sobie zapomnieć
Tego dnia nie chciałam nigdzie się ruszać. Padało, było zimno, nie byłam wyszykowana. Gdy przyszła Heidi, wręcz mnie wygoniła do miasta. Ubrałam nową szarą tunikę i nowe zielone bolerko. Zrobiłam ekspresowo makijaż i pojechałam do Gmünd. Początkowo chciałam poszukać drugiego Deichmanna, ale, jak byłam niedaleko parkingu, skręciłam i poszłam do mojego ulubionego second-handu. W końcu długo już w nim nie byłam.
Nagle na jednej z dolnych półek regału zauważyłam pas i obrożę nabijane ćwiekami. Jak zobaczyłam cenę, to zdębiałam. Obie rzeczy razem kosztowały 3 euro.
Moja długa nowa tunika okazała się bardzo wygodna, co mnie bardzo ucieszyło. Tym bardziej, że mam dwie. Byłam jeszcze w C&A i w sklepie, gdzie kupiłam kwieciste legginsy. I tutaj zapewne jeszcze wrócę, bo mają parę ciekawych propozycji...
Wracając do domu, przypomniałam sobie, że jednym z pierwszych zakupów w second-handzie były fetyszowe sznurowane stringi. Moje Cat Walki z ich ozdobą także stylistycznie pasują. Do tego mój ostry Red Dragon. A i koci stanik wpisuje się w moją wizję, więc cóż mi pozostało...
Stanąć przed obiektywem.
I tak pojawiła się Madame Lukrecja w całkiem ostrym wydaniu. A zapewne pojawi się też na leśnej polanie...
A przy okazji sprawdziłam sobie, jak pas pasuje do moich dzinsów i jegginssów...
Z życia Lukrecji
Święto kobiecości Lukrecji
Nowe kreacje, nowe stylizacje, nowy sposób zakupów...
[18.08.2014]
Wstęp
Ten dzień potraktowałam szczególnie. Postanowiłam sobie, że to będzie mój własny prezent urodzinowy dla Lucy, której to będą pierwsze w pełni świadome urodziny.
W którymś momencie w ciągu tego dnia uzmysłowiłam sobie, że ja właśnie kolejny raz świętuję swoją kobiecość, robię coś specjalnie dla mojej kobiecej duszy.
To były, są i będą niezwykłe dni, dlatego zrobiłam na mojej stronie osobny dział poświęcony mojemu świętowaniu tego, kim jestem...
Stylizacja pierwsza
Mimo, że miałam coraz więcej ciuszków, cały czas szukałam czegoś innego, czegoś, czego jeszcze nie miałam i co zmieniło by mj styl. Chciałam być atrakcyjna w takim wydaniu, w jakim mogę obecnie się pokazywać. Moja nowa kurtka nie dawała mi spokoju. Nie bardzo mi pasowała do legginsów, do których w takiej sytuacji zdecydowanie preferuję jednak długie tuniki. Najpierw zobaczyłam pewien teledysk, gdzie dziewczyna była bardzo fajnie ubrana. I dwa dni temu, w sobotę, zauważyłam tą tunikę. Nie kupiłam jej, ale całą niedzielę o niej myślałam i o legginsach, które też widziałam. Dzisiaj zabrałam swoją kurtkę, pojechałam do KiKa, wzięłam rzeczy, kurtkę i poszłam do przymierzalni. I kupiłam.
Legginsy są dokładnie takie, o jakich marzyłam i jakim od dawna się przyglądałam na stronach internetowych. Kilkakrotnie kupiłam podobne, ale zawsze to nie było dokładnie to. Teraz wreszcie trafiłam idealnie i w dodatku będę mogła je wykorzystać w moich fetyszowych stylizacjach.
Tego samego dnia odkryłam nowy sklep.
Stylizacja druga
Od paru dni cały czas chodził mi po głowie pomysł, by poszukać jakieś fajne spodnie, by pasowały do kurtki, były sexi i trochę ekstrawaganckie.
I wtedy zobaczyłam te czarne. Gdyby nie to, że kupiłam już legginsy i tunikę, od razu bym je kupiła. Wróciłam do domu, powiedziałam, że widziałam fajne spodnie i może kupię je za kilka dni. Usłyszałam, że za kilka dni może ich już nie być...
I wtedy jak błyskawica pojawiła się myśl, że ja przecież planowałam kupić coś fajnego i oryginalnego, gdy odkryłam sklep Gary Webera. Co prawda już nie zależy mi na pokazaniu tego w Polsce, chociaż i to oczywiście zrobię, ale sama idea, by sprezentować sobie coś fajnego, wróciła. Więc pojechałam na zakupy, ale w inne miejsce. I tam się okazało, że tych spodni wcale nie ma. Na otarcie łez poszłam do Deichmanna i znalazłam botki, jasno brązowe, na wygodnym korku i większe, bo nie cisną mnie tak, jak moje czarne, a korek powoduje, że chodzi się w nich wygodnie. Botki i nowe czarne balerinki. A przecena trwa do końca tygodnia, więc być może jeszcze tam wrócę, bo mają duży wybór w rozmiarze 44, między innymi śliczne czarno białe balerinki...
Przymierzając te botki uzmysłowiłam sobie, że mam teraz zestaw kurtka buty, który mogę uzupełniać w dowolny sposób. Teraz już wiedziałam, że te spodnie muszę mieć. Pojechałam po nie, nastawiając się od razu na myśl, że poszukam jakąś fajną bluzeczkę. I znalazłam bardzo szybko dwie. Tą drugą wzięłam tylko dlatego do kabiny, bo faworytka była o jeden rozmiar za mała. Ale to była tylko formalność. Rezerwa nie miała szans z faworytką, więc poszłam do kasy z dwoma ciuszkami. Wcześniej przymierzałam jeszcze jedne jeansy, które też mi się podobają.
Ale mam w Polsce nowe, obcisłe, damskie. Mam czarne. Mam błękitne jegginsy, więc te raczej na pewno nie wzbogacą mojej garderoby. Tym bardziej, że cały czas marzę o konkretnych jeansach z bardzo wysokim stanem. I jak takie upoluję w moim rozmiarze to kupię od razu...
Nowe buty
Ten dzień nie skończył się wieczorem.
Następnego dnia balerinki, które widziałam, a których nie kupiłam, bardzo wierciły mi dziurę w brzuchu. Tym bardziej, że w mojej wyobraźni fajnie pasowały do zestawu tunika i legginsy.
Pojechałam. I wróciłam z kolejnymi trzema parami. Nie mogłam się oprzeć i zrobiłam sobie w cieniu voliery mini sesję z butami w roli głównej.
Teraz mam praktycznie dwa rodzaje butów. Kilka na co dzień i na sesje terenowe i kilka na wyjazdy w bardziej kobiecym wydaniu w moich nowych kreacjach. Także po domu będę teraz nosiła balerinki albo sandałki na niskim klinie, które też zagościły w mojej garderobie. Moje domowe baletki prawie się już zużyły. Błękitne kupione parę miesięcy temu zostawię na zimę, a różowe będą do sesji Gracji obok tych nowych czarnych i białych i tych atłasowych, które mam w Polsce. Te atłasowe będę też nadal używała w terenie, tak, jak robiłam to z nimi dotychczas.
Ta edycja święta będzie trwała długo. I będą to zarówno rewie w domu jak i w terenie.
Miałam już zresztą wielką frajdę, gdy pokazałam moje nowe nabytki kilku dziewczynom, które pojawiają się w naszym domu w związku z wykonywaną pracą. I zawsze słyszałam słowa uznania, a Ilona wręcz powiedziała, że oglądała w KiKu dokładnie ten sam zestaw tuniki i legginsów...
Stylizacja trzecia
Miałam bardzo ciężką noc. Musiałam jakoś odreagować, a przekonałam się, że są dwa sposoby, które najlepiej mi pomagają, szukanie konkretnych ciuszków, jak wiem, czego szukam i sesja zdjęciowa w terenie. I obie te rzeczy zrobiłam tego dnia.
Pojechałam do Taako i znalazłam spodnie i bluzkę, które pasują do kurtki i balerinek. Przymierzyłam. Miałam problem z bluzką, bo była w rozmiarze L, XL i XXL. Po kilku przymiarkach zdecydowałam się wreszcie na XL. A przymierzając odkryłam jeszcze jeden fajny sposób, miałam na sobie moją długą obcisłą liliową tunikę z krótkim rękawem i doskonale się spasowała z moim nowym zestawem dając mocne kontrastowe akcenty.
A po południu założyłam pierwszy zestaw kupiony w KiKu i pojechałam na sesję w teren.
Zakończenie
Mam teraz trzy fajne zestawy. Nie będę już kupowała kolejnych, jak początkowo planowałam, tylko ewentualnie dokupowała coś, co będzie urozmaicało dany zestaw. Już mi chodzą po głowie torebki, bo moja fioletowa z Cat Walka nie pasuje do żadnej stylizacji. Ale mam w domu na szczęście czarną, dużą i małą. Przywiozę je i wtedy zobaczę.
I tak to będzie wyglądało. Będę wymieniała, komponowała, zmieniała, ale już sam fakt, że stworzyłam sobie bazowe stylizacje bardzo mnie ucieszył. Na pewno uzupełnię je o elementy ubiorów, które już posiadam. Jako rezerwa albo alternatywa. Ale będę się starała zachować ogólny styl, bo podoba mi się ta idea i fajnie się czuję w tych bazowych zestawach. Tak na przykład moje pierwsze jasne spodnie Denim będą uzupełnieniem trzeciego zestawu na cieplejsze dni, bo są cienkie, a te nowe są grubsze, bardziej jesienne. Czarne spodnie z imitacji skóry na pewno będą elementem stylizacji drugiej. Moje legginsy a la latex, które kiedyś kupiłam w C & A uzupełnią pierwszą stylizację. I także tutaj będę mogła wykorzystać moje czarne legginsy z lycry. Już nie muszę szukać sposobu, jak je nosić, sam się pojawił. Moja czarna ramoneska uzupełni zestaw drugi, wtedy mogę zakładać do niego ciemne buty.
Nie będę teraz do Polski zabierała nic, tylko to, w czym pojadę. Ta idea, która przyświecała mi po wizycie w sklepie Gary Webera to już przeszłość. Nie zależy mi na tym, by się chwalić. Zresztą zdjęcia wystarczą. Za to przywiozę rzeczy, które uzupełnią te kreacje, które mam i tak teraz będę je nosiła. Na co dzień, w pracy, na zakupy itp. legginsy, jegginsy, tuniki, bluzeczki...
Natomiast na każde moje prywatne wyjście założę któryś z zestawów.
Pod takim kątem zrobię w domu przegląd szafy. Wszystko, co będzie mi nie pasowało do moich zestawów, pójdzie w odstawkę. Przynajmniej teraz wiem, jak zrobić sesję czystka w szafie będzie konieczna...
Nie dzień a tydzień...
Potrzebowałam jeszcze jakiegoś sweterka, ale nie chciałam czegoś zwykłego. Kurtka jest fajna, ale nie zawsze jest praktyczna. Poza tym w pewnych sytuacjach sama kurtka to po prostu za mało. Dobrze, jak po spodem jest jeszcze sweterek, który można zostawić na sobie po zdjęciu kurtki. Więc z takim nastawieniem pojechałam ponownie do Taako. I znalazłam sweterek, który doskonale uzupełnił mój drugi zestaw, co oczywiście sprawdziłam wieczorem. Tego samego dnia kupiłam stojak na buty. Teraz dopiero cieszą moje oczy moje kochane buciki...
Zrobiłam sobie także kolejną sesję w Abstgmünd sprawdzając tym razem, jak moja tunika z pierwszego zestawu prezentuje się z wzorzystymi legginsami. Moja nowa tunika okazała się bardzo praktyczna, z czego tym bardziej się cieszę...
Wieczorem, uzupełniając opis, uzmysłowiłam sobie, że jest piątek, a ten cykl zaczął się w poniedziałek. W ciągu tego tygodnia odkryłam sposób, by spełnić swoje pragnienia. By poczuć się prawie w pełni kobietą. Zresztą, dlaczego prawie ? Czy fakt, że nie mam biustonosza odbiera mi coś z mojej kobiecości ?
Nie w moim odczuciu, a co sądzą inni mnie nie obchodzi !
A w kolejce czekają kolejne stylizacje do sprawdzenia w praktyce.
Post scriptum
Susan Ebrahimi - Ich hab nur auf mein Herz gehört
Gdy pierwszy raz zobaczyłam ten teledysk, od razu go polubiłam. I praktycznie od razu ujrzałam moja turkusowa marynarkę. Już wiem, że nie będzie wisiała w szafie, bo nie muszę jej zakładać tylko do sukienek i spódniczek, jak zakładałam kupując ją.
Już wiem, co na pewno zabiorę do domu, moje kwieciste legginsy.
A dzisiaj, w sobotę, zobaczyłam w KiKu legginsy, które od razu mnie oczarowały i które do mojej marynarki będą wręcz idealnie pasowały. W poniedziałek jadę je kupić.
I także je zabiorę do Polski...
A wracając do Susan z tego teledysku. Od dawna podobają mi się takie spodnie. Właśnie spodnie, nie legginsy, więc zapewne pojawią się w końcu w mojej garderobie. A taka biała marynarka świetnie do nich pasuje, więc kto wie, czy jednak nie pojawi się kolejna baza stylistyczna.
Zresztą, czy ja muszę szukać powodu ?
Przez 42 lata ubierałam się tak, jak wypadało i nigdy nie czułam się fajnie i atrakcyjnie. Tak na prawdę czułam się fajnie, gdy podczas swoich leśnych wypraw mogłam mieć na sobie legginsy. Teraz nadrabiam stracony czas i nie zamierzam z tego rezygnować...
Czas zachwytu fetyszem mam za sobą. Teraz skupiam się na tym, co mogę założyć na siebie między ludźmi i wyglądać fajnie, atrakcyjnie i sexi...
Galerie
Początkowo chciałam sesje w plenerze podzielić według stylizacji, ale już praktycznie podczas domowych przymiarek mieszałam i sprawdzałam. Modyfikowałam i szukałam.
I tak będzie stale, dlatego obok testów konkretnych stylizacji są też modyfikacje, testy, poszukiwania, albo po prostu chęć wykorzystania czegoś, co już na sobie miałam wcześniej z czymś nowym. Wszystkie te sesje łączy wspólny mianownik. We wszystkich mam na sobie coś, co kupiłam podczas mego zakupowego święta kobiecości Lukrecji.
A cykl galerii otwiera domowa przymierzalnia, gdzie najlepiej widać to, o czym piszę w opisie...
Wieczorne domowe przymiarki
Oczywiście bardzo szybko zrobiłam sobie sesję przymiarkową. I tutaj okazało się, że dzięki kupionym balerinkom mam dwa kompletne zestawy, które jeszcze dodatkowo mogę modyfikować, ale baza pozostanie jednorodna. I wiem już, jakie spodnie kupię. Bo wiem już dokładnie, jaki zestaw chcę stworzyć z wykorzystaniem mojej kurtki i kolejnych balerinek. Praktycznie mam już spodnie, ale chciałabym inne i nie będę się spieszyła. Kupię dopiero, jak znajdę idealnie takie, jakie sobie wymyśliłam i zapewne wtedy od razu dokupię też kolejną bluzkę specjalnie do tego zestawu.
I teraz będę się starała tak robić. Kocham ciuszki, moja kobieca dusza chce ciągle zakładać coś innego, nie cierpi monotonni, więc będą przybywały nowe zestawy. I tutaj taka idea, by kupować zestaw wydaje mi się najlepszym wyjściem. A to, co już mam, będzie tylko zwiększało możliwość modyfikacji. Tym bardziej, że teraz mogę w pracy na co dzień nosić moje damskie rzeczy, więc wszystko to, co mam gorszej jakości, tanie, będę zużywała w pracy. A wszystkie męskie rzeczy, które jeszcze mam, zawiozę teraz do Polski i zostawię jeszcze parę miesięcy...
Praktycznie od razu zaczęłam także sprawdzać różne modyfikacje moich bazowych stylizacji. Spodnie z drugiej z tuniką z pierwszej, gładkie legginsy w zestawie trzecim...
Sesja pierwsza – Abstügmnd
Okazało się, że mam pod ręką bardzo niedaleko kolejne ciekawe miejsce do zdjęć.
Pełna uroku kaplica na wzgórzu, oddalona od domów, dająca możliwość spokojnego pozowania i tworzenia ciekawych aranżacji.
Piękny kościół i monument pamięci poległych żołnierzy w pierwszej wojnie na jego dziedzińcu.
I mała kamienna ławka, gdzie stałam się ponownie, podobnie jak w Stuttgarcie, obiektem wnikliwej obserwacji pewnej rezolutnej kilkuletniej damy. Razem z mamą bawiła się na dziedzińcu w pobliżu. Gdy podeszłam i rozstawiłam aparat, bez najmniejszego skrępowania usiadła na ławce za aparatem i z uśmiechem na małej buzi obserwowała moje pozowanie. A parę metrów dalej jej mama przyglądała się z uśmiechem i na koniec sympatycznie mnie pozdrowiła. Taki mały gest a ile daje siły i radości.
Wracając wjechałam w pole do stojącej wierzy ciśnień, a która okazała się także dobrym miejscem do pozowania, tym bardziej, że z miejsca, w którym stoi, widoczne są wspaniałe plenery. Miałam za mało czasu, by tutaj poszaleć, ale nic straconego, bo zapewne nie raz tutaj wrócę, i na pewno będę miała swoje szpilki, bo już wiem, że mogę, więc kolejne stylizacje przetestuję w pełni.
Sesja druga – Abstügmnd
Podczas tej sesji sprawdziłam w praktyce, jak ta tunika prezentuje się z wzorzystymi legginsami. Stało się tak, jak myślałam, kupując tą tunikę, że będzie ona bardzo praktyczna. I ma jeszcze jedną zaletę. Nie jest za długa, czyli nie robi wrażenia mini sukienki, i jest luźna, ale jednocześnie fajnie się prezentuje, co ma też swoje zalety.
Jechałam praktycznie na zakupy, więc sprawdziłam wersję mniej ekstrawagancką, bardziej neutralną i wiem, że moja kolekcja legginsów we wzorki doskonale sprawdzi się z tą tuniką. Co znamienne, gdy kilka dni później byłam w KiKu, tej tuniki już nie było, jak i legginsów a la latex, za to zobaczyłam zupełnie inne, ale o tym piszę gdzie indziej...
Sesja trzecia – Untergröningen
Wahałam się, spodnie czy legginsy. Ale pomyślałam sobie, muszę je przetestować praktycznie. A te dwie godziny, gdzie będę jechała samochodem, chodziła i robiła zdjęcia, pozwolą mi się przekonać, jak się będę ewentualnie czuła, gdy będę chciała spędzić więcej czasu w tej stylizacji. Więc założyłam pełen zestaw łącznie z moim nowym sweterkiem, który idealnie pasuje do tego zestawu, zresztą nie tylko do niego, o czym się przekonałam też dzisiaj, ale wcześniej, gdy robiłam kolejną sesję z cyklu Lucy On The Road.
Zabrałam też swoje Cat Walki i spędziłam w nich około godziny. Okazało się, że mam kolejne miejsce, gdzie mogę robić sesje w szpilkach.
Strój okazał się wygodny na tyle, na ile może być. Moja budowa i wymiary powodują, że taka forma ubioru zawsze będzie mnie ograniczać. Nie było po prostu możliwości kupienia większych rozmiarów, bo ich nie było w ofercie. Ale pomysł z koszulką pod spodem okazał się super. A spodnie mimo moich obaw okazały się całkiem wygodne. Jadąc samochodem czułam się w nich o wiele wygodniej niż w większości moich jeansów. O wiele bardziej, niż te co mam w Polsce, więc nie będę ich wcale przywoziła. Nawet ich długość nie przeszkadzała mi, zarówno z balerinkami na stopach, jak i w szpilkach.
Sesja czwarta – Abstgmünd
Przypuszczam, że moje nowe legginsy będą moimi ukochanymi. Nie umiałam sobie ich wyobrazić, ale jak je ujrzałam, już wiedziałam, że to one, właśnie one. A jak je kupiłam i założyłam wieczorem w domu, odpłynęłam. Dlatego, gdy postanowiłam jechać na kolejną sesję połączoną ze spacerkiem po sklepach, nie mogło być innej opcji, jak moje nowe legginsy w roli głównej. Już nie mogę się doczekać, jak będą się prezentowały z moją turkusową marynarką...
Sesja piąta – On The Road
Spacer w szpileczkach w Gmünd, o którym piszę w kolejnej części mojego świątecznego cyklu, „pozbawił” mnie przyjemności zaprezentowania się w tej stylizacji w połączeniu z balerinkami. Więc, tak jak piszę w zakończeniu opisu gmündzkiego spaceru, zrobiłam kolejną sesję. Ale oczywiście nie mogłam sobie odmówić przyjemności założenia szpilek, więc pojechałam na parking. Mój był zajęty, więc pojechałam dalej, na kolejny, na którym już nic mnie nie izolowało od drogi. I miałam frajdę, jak jeden z przejeżdżających samochodów zatrąbił na mnie, a że stałam do niego tyłem, w moich sandałkach, w odpowiedniej pozie, więc nie mam wątpliwości, co oznaczał ten klakson...
Sesja szósta – Abstgmünd
Tym razem postanowiłam sprawdzić w praktyce moje botki. Pogoda była odpowiednia. Miałam w planie coś kupić, więc założyłam moje nowe jasne spodnie, kocią tunikę, jasne balerinki. Zabrałam kurtkę i botki i pojechałam prosto na parking przy sklepach.
Tak zadebiutował publicznie trzeci zestaw.
Na zapleczu zespołu sklepów odkryłam całkiem przyjemne miejsce do zdjęć. Potem schowałam aparat do samochodu i poszłam na spacer po sklepach.
Buty okazały się wygodne, tak, jak się spodziewałam. Oczywiście, obcas daje o sobie znać, ale tylko on. I to mnie najbardziej cieszy, bo wiem już, że będę te buty mogła nosić na krótkie wypady do miasta, a takie zazwyczaj będą. Natomiast w przypadku dłuższej wyprawy, wystarczy sobie od czasu do czasu usiąść i odpocząć.
Kolejny raz się przekonałam, jak inaczej czuję się, zwłaszcza w miejscach publicznych, w butach na obcasie. Nie lepiej, nie gorzej.
Inaczej. Cudowniej...
Wracając wjechałam na parking koło kościoła, bo oczywiście musiałam zrobić zdjęcia w balerinkach, tak, aby prezentacja była kompletna...
Sesja siódma – Zimmern
Wiedząc, że po długiej przerwie ponownie pojawię się w tym miejscu, postanowiłam tym razem zrobić więcej zdjęć i skorzystać z okazji, by sprawdzić w praktyce modyfikację tej tuniki z kolejnymi wzorzystymi legginsami
Z życia Lukrecji
Święto kobiecości Lukrecji
Spacer w szpilkach w centrum Schwäbisch Gmünd
[28.08.2014]
Planowałam tego dnia rozwiać resztę wątpliwości. Powiedzieć o moich pragnieniach i marzeniach. Oraz o tym, co już robię, jak pozuję, w czym i gdzie.
Pierwszy był jednak prezent urodzinowy. Cudowny bardzo kobiecy płaszcz kąpielowy.
A potem zaczęłam rozmawiać, pokazałam zdjęcia, bardzo różne. Powiedziałam, co robię, jakie mam obawy i usłyszałam, że rodzina murem stoi po mojej stronie. Wtedy zadałam ostatnie pytanie. Zadałam je i przyniosłam dwie pary butów.
Gdy dwie godziny później jechałam do Gmünd, miałam w torbie moje nowe, jeszcze nie prezentowane publicznie, czarne szpileczki. Niskie, klasyczne, nic ekstrawaganckiego, z wyjątkiem tego, że miałam je na nogach ja. I nie miałam założonego biustonosza. Balerinki zostawiłam w samochodzie i poszłam w tych szpileczkach do miasta, w najbardziej ruchliwe miejsca. Miałam aparat ze statywem i robiłam zdjęcia, masę zdjęć. I byłam bardzo szczęśliwa. Teraz ponownie będę nosiła balerinki, bo są wygodniejsze, ale jak będę jechała z nastawieniem, że chce zrobić sesję, zabiorę szpilki, i bez obaw będę w nich pozowała w miejscu, w jakim będę chciała to robić. Podobnie będzie, gdy będę jechała poprzeglądać sobie oferty sklepów. Wtedy będę szpilki miała w samochodzie. I bardzo się cieszę, bo moje jesienne botki nie będą stały w szafie.
Ten dzień przyniósł tak nieoczekiwane rezultaty, przyznaję, miałam nadzieję, że tak się skończy, wierzyłam, że tak się stanie, ale bałam się, ze postanowiłam go uhonorować osobna edycją tego cyklu, mimo że miałam na sobie podczas spaceru kolejna modyfikację moich nowych stylizacji.
I kolejne spacery, testy, sesje będę dalej prezentowała w poprzedniej edycji, ale ta jedna zasługuje w moim odczuciu na specjalne potraktowanie.
To był niezwykły dzień i niezwykły spacer...
A że nie zrobiłam ani jednego zdjęcia, jak miałam balerinki na nogach, więc nie będę tej galerii dublowała w poprzedniej edycji. Po prostu zrobię nową sesję, tym razem z balerinkami...
Z życia Lukrecji
30 sierpnia 1969
Moje urodziny.
Postanowiłam sobie zrobić prezent. Przygotowałam zdjęcie, pojechałam je wywołać i kupić ramkę. W ten sposób moja Lucy jest już ze mną cały czas i będzie zawsze...
Weszłam też do KiKu, i tam znalazłam kurtkę a la skórzaną, która idealnie odpowiada moim marzeniom. Bo już przekonałam się, że wersja do pasa, jaka mi się najbardziej podoba (taki krój ma ta jasno brązowa) w moim wypadku ma swoje ograniczenia. Natomiast ta, którą kupiłam, zachowuje formę tej krótkiej poprzez swój krój, ale sięga do bioder i jak ją zapnę, daje taki efekt, jakiego potrzebuję. Tak więc jasna zostaje tutaj, a do Polski zabieram czarną. Natomiast moja ramoneska zostanie w Polsce.
Bardzo szybko sprawdziłam kurtkę w praktyce, ale postanowiłam też założyć mój nowy sweterek, bo wydawało się mi, że jest chłodniej, i większość czasu kurtkę miałam w ręku. Byłam w Gmünd, ale nie robiłam zdjęć.
Cały czas jednak chciałam zaprezentować moją nową kurtkę, więc kilka dni później ubrałam ponownie jegginsy, które miałam też na sobie w Gmünd, zabrałam Cat Walki i pojechałam na leśny parking.
W ten sposób jegginsy pojawiły się ponownie tam, gdzie debiutowały.
A po sesji pojechałam do Abstgmünd i w Taako kupiłam zestaw biżuterii, bo skoro mi sama Ilona powiedziała, że zdecydowanie brakuje mi czegoś na szyi, to dostałam impuls. A widziałam już coś, co mi się podobało i nie było zbyt ekstrawaganckie jak to zielone. Poza tym jest bardziej eleganckie i uniwersalne. Pasuje praktycznie do wszystkiego. Mam śliczny naszyjnik i zestaw czterech kolczyków pasujący do niego. A poradziłam się w sklepie, pytając, czy pasuje to do siebie, pracującej tam córki naszej sąsiadki z dołu...
W świecie fetyszu
Madame Lukrecja
Madame Lukrecja na rozdrożu.
Nie nie !
To nie rozterki, tylko nowe cudowne miejsce do zdjęć.
Od momentu, jak pojawiła się ponownie Madame, chciałam się w Nią wcielić gdzieś w terenie. Ze względu na formę, w jakiej chciałam ssie zaprezentować, chciałam mieć jak najwięcej swobody. Pierwsza myśl, parking. Ale tutaj mimo wszystko nie mam takiej swobody, jaką bym potrzebowała, by w pełni zrealizować swoje wizje.
Leśna polana. Tutaj brak wygody, bo musiałabym ze sobą wszystko nieść spory kawałek drogi. I niewygodnie jest się przebierać.
I wtedy sobie przypomniałam o wieży ciśnień niedaleko Abstgmund.
Stoi w szczerym polu. Piękne plenery jako tła.
A droga, która przebiega w pewnej odległości, dostarcza dreszczyku emocji, bo z jadących nią licznych samochodów oczywiście widać mnie, ale nie dokładnie. Widać, co robię, ale nie widać dokładnie kim jestem. Inaczej, widać dokładnie to, co chciałabym, by było widać.
Iluzja doskonała.
I mam samochód pod ręką, więc mam wszystko, co potrzebuje do sesji, pod ręką i mogę wygodnie się przebierać.
I dzięki temu mam też więcej czasu na zdjęcia.
Właśnie dzięki temu udało mi się nie tylko zrealizować wszystkie zaplanowane fragmenty sesji, ale dodatkowo ją rozwinąć.
Na koniec zrobiłam jeszcze sesję w cyklu Lucy On The Road, gdzie ponownie, po długiej przerwie, zaprezentowałam swój koci zestaw bielizny.
A tytuł ?
Wystarczy spojrzeć na zdjęcia.
Czyż to nie prawie klasyczne rozdroże leżące pośród skąpanych w promieniach słońca pól ?
A przy okazji nie mogłam sobie odmówić przyjemności zaprezentowania mojego najnowszego nabytku, czerwonych legginsów...
Z życia Lukrecji
Urodzinowe party
07.09.2014
Jak pisać o szczęściu ?
To było pierwsze urodzinowe party w moim życiu.
Prezent od mojej wspaniałej rodziny.
Gościłam moich wspaniałych przyjaciół.
I była Ona, moja siostra z rodziną.
To było niezapominane popołudnie...
Różne oblicza Lukrecji
Sukienka
Pojechałam do Deichmanna z moim podopiecznym kupić mu cieple zimowe kapcie domowe. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie popatrzyła sobie na ofertę w sąsiednim TAAKO i wyszłam z nowa sukienką...
Teraz, gdy jest chłodniej, wystarczy, że założę legginsy, jegginsy albo spodnie i kurtkę. I mogę chodzić w sukience, bo ma bardzo fajny krój. A jadąc gdzieś dalej, założę pod legginsy
W świcie fetyszu
Czarna Róża w lustrze
Nie myślałam, że pojawi się Red Dragon.
Pojawił się, bo zrobiłam sobie prezent imieninowy...
Nie myślałam, że pojawi się madame.
Pojawiła się, bo znalazłam pas i obrożę...
Gdy kupiłam czarna kurtkę, pojawiło się pragnienie wcielenia się w moją kolejną ukochaną stylizację, ale jeszcze czegoś brakowało.
I wtedy kupiłam sukienkę.
Wieczorem ją założyłam i już wiedziałam, że także Ona się pojawiła w lustrzanym odbiciu mojego pokoju...
Czarna Róża.
Czarny kolor gotyku w zupełnie nowym wydaniu.
Z życia Lukrecji
Święto kobiecości Lukrecji
Der Schlossgarten Hohenstadt
To był przypadek.
Chciałam zrobić kilka zdjęć z zamkiem w tle, który odkryłam parę dni prędzej. Ale okazało się, że to teren prywatny i nie można wejść. Zdążyłam zrobić tylko dwa zdjęcia.
I wtedy naprzeciwko zainteresowałam się bramą. Podeszłam i okazało się, że to zamkowy ogród. W dali było widać pawilon. Wiele wspaniałych kompozycji roślinnych. Już wiedziałam, że tu szybko wrócę.
Następnego dnia zabrałam moją nowiutką sukienkę, jasne rajstopy i niskie szpileczki.
Nie spodziewałam się, że będzie aż tak cudownie. Cisza, spokój, piękne plenery.
Po prostu cudowne miejsce do odpoczynku i realizowania fotograficznej pasji.
Z życia Lukrecji
Święto kobiecości Lukrecji
Rozmowy, decyzje...
19.09.2014
Tutaj nie ma żadnego zdjęcia, ale to w całym cyklu największe moje święto.
Zaczęło się dzień prędzej, gdy po powrocie z Schlossgarten Hohenstadt, przegadałam z Heidi ponad dwie godziny i wyjaśniłyśmy sobie pewne nieporozumienia, które pojawiły się w naszych relacjach.
Następnego dnia przyjechały siostry, Heidi przyszła też, wspólnie rozmawialiśmy, o wszystkim, ale po pewnym czasie skupiliśmy się tylko na tym, jak ja mam postąpić. I podjęliśmy decyzję.
Myślałam początkowo, że najszybciej szansa na takie rozwiązanie pojawi się dopiero wiosną.
Teraz przede mną jeszcze jeden krok. Muszę to omówić z moją agencją pracy, ale myślę, że przynajmniej w tym konkretnym przypadku nie będzie przeszkód. Wierzę, że rozmowa będzie tylko formalnością.
Jak tak się stanie, to za cztery tygodnie z urlopu wrócę tutaj w pełnym kobiecym wydaniu. Przyjadę jako ona, nie jako on, ale zostaję przy swoim imieniu w wersji uniwersalnej, Chris. A wiem, że w Niemczech piszą je przez C, tak więc i ja będę je tutaj pisała, bo bardziej mi w tej formie pasuje wizualnie, Chris.
Zresztą to nie był koniec. Sugestie sióstr dotyczące mojej przyszłości także przedstawię w biurze, bo są one zgodne z moimi obecnymi planami i odczuciami.
Tak, już nie raz pisałam, że znalazłam swoje miejsce. Nie tylko wspaniałe miejsce do życia, wspaniali ludzie. Ale przede wszystkim skupieni na tym, co dla mnie jest najlepsze.
A potem spędziłam resztę dnia, teoretycznie mojego wolnego czasu z siostrami i moim podopiecznym. Ubrałam się bardzo kobieco, ale oczywiście, tunika i legginsy. Oraz mój nowy naszyjnik.
Pojechaliśmy razem do restauracji na obiad a następnie do centrum handlowego, gdzie w TAAKO pokazywałam rzeczy, jakie mi się podobają. Pokazałam sukienkę, którą dopiero co kupiłam. Dostałam prezent, dzięki któremu wzbogaciłam następnego dnia swoją kolekcję bazowych stylizacji.
A potem, gdy siedzieliśmy w kafejce pijąc latte, usłyszałam od Bruni, że Ona widzi przed sobą kobietę...
Mogłabym tymi słowami skończyć ten cykl, gdyż już nie muszę świętować swojej kobiecości, skoro jestem nią non stop w pełnym wydaniu dostępnym dla kobiety skrytej w męskim ciele.
Ale jest jeszcze jeden krok, który wymaga czasu, przemyślenia i przedyskutowania. Jaki ten etap pokonam, to wtedy będę mogła całkowicie zakończyć ten cykl.
Ale galerii zdjęciowych kolejnych świat już tutaj nie będzie.
Jedyny wyjątek będę robiła dla sesji w dziale galerie cyklu Nowe kreacje, nowe stylizacje, nowy sposób zakupów..., na których będę pokazywała konkretne stylizacje lub ich modyfikacje, by nie dublować tematu.
Także galerie pokazujące nowe bazowe stylizacje.
Miały się już nie pojawiać, ale...
Z życia Lukrecji
Nowe kreacje, nowe stylizacje, nowy sposób zakupów...
Liliowa kontynuacja, czyli nieplanowany powrót tej tematyki
20.09.2014
Pisałam, że już nie będę tworzyła nowych bazowych stylizacji, ale skoro trafiła się taka okazja.
Następnego dnia pojechałam zrealizować kupon i prezent od Bruni.
Miałam upatrzone dwie propozycje, ale nie kupiłam żadnej z nich, bo znalazłam na regale z przecenionymi rzeczami fajne ciemno liliowe legginsy, łączące gładki materiał z imitacją skóry. Mimo, że były małego rozmiaru, postanowiłam je przymierzyć, bo już niejednokrotnie przekonałam się, że mogę mieć legginsy za małe. I tak było w tym przypadku. Ale sposób, w jaki je mogę założyć, by były wygodne w noszeniu spowodował, że postanowiłam sprawdzić, czy nie ma czegoś na zbliżający się jesienno-zimowy okres, co by pasowało kolorystycznie do nich. I znalazłam śliczny długi sweter, także liliowy, tylko jaśniejszy. A w domu uzmysłowiłam sobie, że dwie pary wzorzystych legginsów idealnie pasują do tej stylizacji kolorystycznej.
Praktycznie zaraz po powrocie do Niemiec zaczęłam sprawdzać w praktyce moją nową liliową kreację. Wybiegając w przyszłość okazuję tutaj na paru przykładowych zdjęciach tą stylizację.
Z życia Lukrecji
Nowe kreacje, nowe stylizacje, nowy sposób zakupów...
Dwa sweterki.
Oprócz liliowego kupiłam też sweterek w odcieniu biało szarym i kolejne jegginsy, stalowo szare. Oczywiście, sprawdzając liliowe nabytki, sprawdziłam też pozostałe, tym bardziej, że już intenstwnie zastanawiałam się, jak ubrana pojadę do domu. Tym bardziej, że postanowiłam jeden sweterek zabrać do Polski i go tam zostawić. To samo chciałam zrobić w przypadku jegginsów. I tak pojechałam, w tym zestawie, jegginsach, sweterku i kurtce.
Pasje inaczej
Czy nadal potrafię ?
[2014]
Nowy sposób wydobywania kobiecej gibkości z mego ciała pod postacią Prima Baleriny Lukrecji tak zdominowała moje działania w tej tematyce, że joga, mimo krótkiego powrotu na poręczy w leśnym parku, nie powróciła.
Ale...
Pewnego razu spontanicznie postanowiłam sprawdzić, czy nadal oprócz zwisania z drążka co nieco potrafię.
Tylko jedno zdjęcie zrobione w domu i trzy, gdzie przedni pancerz wraku działa samobieżnego posłużył za prowizoryczny drążek...
Coś nadal potrafię i zapewne niedługo przekonam się, w jakiej kondycji jest moje ciało...
I tym akcentem kończę kolejną część mojej historii.
Za parę dni jadę do Polski na trzytygodniowy urlop.


























































































































bottom of page